Przedpremierowe zamówienia Nintendo Switch rozeszły się błyskawicznie, ale nie znaczy to, że sprzęt odniesie komercyjny sukces. Wystarczy chwilę pomyśleć, by dojść do wniosku, że Nintendo Switch powtórzy niechlubną historię swojego poprzednika – WiiU. Oto pięć przyczyn, które doprowadzą Nintendo Switch do porażki.
#1. Nintendo Switch ma przestarzałą technologię już na starcie
W momencie, w którym dwójka liderów konsolowego świata – Sony i Microsoft – inwestuje w modele konsol o ulepszonej specyfikacji (PS4 Pro i Xbox One Scorpio), które pozwalają grać w rozdzielczości 4K, Nintendo ślepo wierzy, że podzespoły, które nie dorównują nawet kilkuletnim konsolom konkurentów w zupełności wystarczą, by czerpać radość z gry. A przecież już WiiU pokazało, że nie tędy droga. To nie czasy, w którym do zabawy wystarczą dwie ruchowe pałeczki i prosta, kolorowa grafika. To czasy, w których głośno mówi się o funkcji HDR, opcji streamingu, teksturach wysokiej rozdzielczości i technologii VR.
Nawet jeśli spojrzymy na Switcha z perspektywy mobilnego grania, szybko zauważymy, że konsola nie jest atrakcyjna dla posiadaczy topowych smartfonów. 32GB pamięci wewnętrznej? Błagam… Jeśli już na starcie musimy inwestować w dodatkowe akcesoria (w tym przypadku karty pamięci), bo nie odpalimy nawet pojedynczej gry (przypominam, że chociażby cyfrowa wersja Dragon Quest Heroes się nam tu nie zmieści) to gdzie tu sens? Gdzie logika? Switch cierpieć też będzie na brak Netflixa oraz czatu głosowego. Tak jest, bez dedykowanej aplikacji na smartfonie nie skomunikujemy się z drugim graczem online. Wstyd i hańba.
Popatrzcie też na jakość samego ekranu. Gdy flagowe smartfony już od dawna oferują rozdzielczość QHD, Nintendo Switch zatrzymuje się na rozdzielczości HD. 4GB RAM-u? Więcej niż w Nvidia Shield ale znów mniej niż w przypadku wielu smartfonów, które pojawiły się lub dopiero pojawią w tym roku. Switch mógłby wygrać ze smartfonami tylko jednym sposobem – gdyby posiadał oszałamiającą bibliotekę gier… Ale tu przechodzimy do kolejnego punktu.