Smart Flamingo idzie za ciosem! Wkrótce wystartuje zbiórka na kolejną grę polskich twórców. Duet w postaci Bartosza Szopki i Bartłomieja Zielonki zaprojektował rodzinną grę wyścigową w plażowym klimacie.
Można powiedzieć, że wydawnictwo Smart Flamingo wróciło do korzeni, bo ich pierwszą grą był przecież ciepło przyjęty „Plażing”. Tym razem jednak choć akcja „Och Crab!” także rozgrywa się na piachu, to ma zupełnie co innego do zaoferowania graczom. W przeciwieństwie zaś do nowszych tytułów tego wydawcy nie mówimy już o kompaktowej giereczce, ale pełnoprawnej planszówie, która zabierze nam średnio 45 minut życia. Choć zabierze to może złe określenie – raczej uświetni, bo na szczęście „Och Crab!” wypada całkiem nieźle na tle gatunkowej konkurencji.
Oh Crab! – co w pudełku?
Zacznę od rzeczy, która od razu rzuca się w oczy. Zdecydowanie jest to najładniejsza gra Smart Flamingo. Oprawa wykonana przez Radka Jaszczuka przedstawia sympatyczne kraby uciekające spod noża kucharki mającej na plaży smażalnię. Dzieje się tu bardzo dużo i ten obrazek oraz wszystkie inne jakie znajdziemy na komponentach zwyczajnie cieszą oczy. Grafiki mają pełno detali, nasycone kolory i taki wakacyjny vibe.
Co istotne ilustratorowi udało się tak przedstawić najważniejszy aspekt wizualny, czyli planszę, po której będziemy się przemieszczać, by było i klimatycznie i przejrzyście. Od razu widać, które pola przedstawiają jaki typ terenu. Podoba mi się, że w przeciwieństwie do wielu gier wyścigowych, które starają się być bardzo serio, tutaj postawiono właśnie na lekki humor i komiksową stylistykę. Tak jak wspomniałam w nagłówku, mówimy tu o modułowej planszy – poza startem i metą do każdej gry wybieramy 2 lub 3 z czterech dwustronnych modułów. Nie różnią się one tylko grafiką, ale mają rozmaite układy pól, których konfiguracja faktycznie wpływa na przebieg rozgrywki. Z miejsca podnosi to regrywalność.
Poza tym w pudełku znajdziemy jeszcze talię kart akcji, znacznik pierwszego gracza, kafelki akcji dodatkowych, planszetki gracza, żetony muszelek i zmęczenia oraz piękne drewniane pionki krabów. Miło, że pomyślano także o planszetkach pomocy, ponieważ symboli jest dużo i nie wszystkie daje się zapamiętać po paru rozgrywkach.
Oh Crab! – na czym polega rozgrywka
Cel jest jasny – wygrywa gracz, którego krab jako pierwszy dotrze do mety, czyli morza. Na starcie każdy otrzymuje identyczny zestaw czterech kart – trzy służą do ruchu, a czwarta do resetu decka. Pierwszą fazą rundy jest planowanie – każdy równocześnie wybiera ze swojej ręki jedną kartę i zakrywa ją przed sobą, po czym według kolejności gracze je odkrywają i rozpatrują. Karty ruchu przesuwają nam kraba o jedno pole do przodu w linii prostej, po skosie lub w dowolną z tych stron.
Wchodząc na pole z innym krabem, przepychamy go do przodu. Oczywiście staramy się to robić w ten sposób, by rywalowi utrudnić tzn. wpakować go chociażby na pole, gdzie musi odrzucić kartę z ręki. Raz zagrana karta jest odrzucana na własny stos kart odrzuconych. Karty te wracają na rękę dopiero wtedy, gdy wybierze się akcję odpoczynku – wtedy nasz krab co prawda się nie porusza, ale za to dobieramy na rękę dodatkową kartę z rynku powiększając w ten sposób swój deck.
To wszystko nie oznacza jednak, że będziemy się tu zawsze w turze poruszać o jedno pole. Gracz ze znacznikiem pierwszego gracza ma przywilej poruszania się dodatkowo o jedno pole po skosie. Za każdym razem, gdy położone przed nami karty ruchu połączą się w jeden symbol (ich połówki znajdują się na brzegach), dają nam one także dodatkową akcję. Na niektórych kartach ponadto widoczne są efekty, które pozwalają na rozmaite zagrania (np. można odrzucając kartę z ręki, zagrać raz jeszcze ruch z widocznej innej karty, albo przesunąć przeciwnika). Co więcej za uzbierane po drodze muszelki, możemy aktywować zdolności specjalne z kafelków.
Oh Crab! – wrażenia z rozgrywki
Fani szybkich setupów będą zadowoleni. Grę przygotowuje się niedługo, a instrukcja dobrze tłumaczy wszystkie zasady. Dzięki wspólnej fazie planowania nie ma tu przestojów i rozgrywka jest także dynamiczna, co pasuje do atmosfery wyścigu. Istotą zabawy jest takie zagrywanie kart i wybieranie najbardziej korzystnej ścieżki, by przesunąć się jak najdalej po planszy. Twórcom udało się osiągnąć fajny balans jeśli chodzi o taktykę i interakcję z pozostałymi graczami. Ponieważ karty zagrywamy wspólnie i są one niejawne, musimy niejako starać się przewidzieć ruchy przeciwników. Nigdy jednak nie wiemy na 100% jak potoczy się sytuacja w rundzie. Wystarczy, że rywal przepchnie nas w lewą, a nie prawą stronę, by zmieniło to naszą strategię. Są emocje, jest zabawa.
Co istotne, nie jest to taki typowy deckbuilding, który mógłby powodować paraliż decyzyjny. Kart zwykle nie zbieramy dużo – my kończyliśmy średnio z 3-4 dodatkowymi na ręce. Tyle w zupełności wystarczy, by maksować ruch i przesuwać się o kilka pól do przodu. Gdy uda nam się wykręcić takiego combosa, radość jest ogromna. Dobrze, że nie ma w tej grze wielu akcji związanych z negatywną interakcją – ot tyle, by przeciwnicy zawsze czuli nasz oddech na karku.
Nie występuje tu efekt kuli śnieżnej – ani razu nie zdarzyło nam się, by ktoś całą drogę prowadził. By ktoś wyraźnie odsunął się na prowadzenie, reszta graczy musiałaby podejmować bzdurne decyzje. Rywalizacja jest zdrowa, a wspomniane różnorodne układy pól i modularne plansze sprawiają, że każdy wyścig wygląda świeżo i ma się ochotę na rewanż.
Jedyne, na co mogłabym od biedy ponarzekać, to sama liczba efektów i symboli w grze. Jest ich dużo i robiąc sobie tygodniowe przerwy między partyjkami, totalnie zapominaliśmy co oznaczają. Z drugiej strony one też wpływają na regrywalność i myślę, że siłą rzeczy dobrze, że się tu znalazły. Po prostu początkujących graczy mogą one odstraszyć na wstępie. Mimo to uważam, że jeśli już się z nimi oswoją, to nie powinni mieć trudności w przyswojeniu całej koncepcji. To półka gier familijnych.
Mamy w swoim domu kilka gier wyścigowych, które bardzo lubimy (np. „Wielką Pętlę”, „Rzutem do mety”, „Królewski Wyścig”, „Kruki”). Każda z nich jest zupełnie inna. „Och Crab” może nie przynosi jakiejś wielkiej rewolucji, ale stanowi udane połączenie sprawdzonych mechanik z innych gatunków i w całokształcie daje inne doznania z rozgrywki niż w/w tytuły. Jeśli miałabym wybrać tylko jedną grę Smart Flamingo do swojej kolekcji, to bez wątpienia wybrałabym właśnie tę. Jest szybka, ładna, lekka, interaktywna i regrywalna.
Zachęcamy do śledzenia informacji o grze na fanpage’u Smart Flamingo!
Opisane wrażenia dotyczą prototypowej wersji gry – finalna może się odrobinę różnić (miejcie to na uwadze).Grę do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Smart Flamingo. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.