#3. Nintendo Switch to konsola dla… nikogo
Gdy zapowiedziano Nintendo Switch pomyślałam – hybrydowa konsola? Wow. To jest pomysł. Im dłużej się jednak zastanawiałam nad tą koncepcją, tym więcej miałam obaw. No bo chwilunia, niby czemu ludzie mieliby nagle pakować do torebki czy plecaka kolejne urządzenie elektroniczne do grania, gdy mają już smartfony, które doskonale spełniają nie tylko rolę rozrywkową, ale informacyjną i komunikacyjną. Pewnie macie w domu tablet. Zabieracie go ze sobą w podróż by oglądać filmy czy jednak oglądacie film na smartfonie? No właśnie. Tu zadziała taka sama zasada.
Jakby tego było mało Switch jest konsolą słusznych rozmiarów i nie wsadzicie go sobie do kieszeni tak jak smartfona. Na reklamach wygląda to świetnie, grasz sobie na telewizorze, a potem wychodzisz po bułki trzymając w ręce konsolę. A co potem? Gdzie ją wsadzisz? Do siatki? Switch może się przydać w domu, kiedy to telewizor w salonie będzie okupowany przez innego lokatora.
Z kolei idea Switcha jako konsoli stacjonarnej też jest trochę oderwana od rzeczywistości. Kontroler dołączony do zestawu nie jest wygodny (stąd też Nintendo proponuje dodatkowego pada za ekstra cash). Hardkorowi gracze oleją ten system bo nie będzie na nim gier AAA zewnętrznych producentów. To może gracze niedzielni, szukający gier imprezowych pokroju Nintendo Wii? Nie do końca jestem przekonana, czy trafi do nich platforma, która sama nie do końca wie jak ma być postrzegana. Gracze nie zaznajomieni z tematem mogą postrzegać ją jako coś skomplikowanego z uwagi na hybrydową konstrukcję. Z zapowiedzianych obecnie gier tylko kilka może być dedykowane większej liczbie graczy (1-2 Switch, Just Dance 2017, FIFA 18, Mario Kart 8, Splatoon 2, Arms, Snipperclips). Jasne, taki zestaw mógłby wystarczyć na niejedną domówkę, gdyby nie jeszcze jeden aspekt Switcha…