Komiks paragrafowy, w którym możesz być zombie lub tym, który walczy z żywymi trupami. Czy warto po niego sięgnąć?
Zombie to jeden z bardziej nam współczesnych tematów w popkulturze. Jeżeli chodzi o komiksy to tu zdecydowanie pierwsze co przychodzi na myśl to seria „The Walking Dead” Roberta Kirkmana wydana w Polsce pod nazwą „Żywe Trupy”. Zrobiono z niej też swoją drogą prześwietne słuchowisko – polecam! Tymczasem w 2018 roku wydawnictwo FoxGames wzbogaciło swoją serię paragrafowych komiksów właśnie o pozycję z nieumarłymi w roli głównej.
Zostań zombie lub uciekaj!

Wszystko zaczyna się w metrze niczym w filmie „Zombie Express”
Zawiązanie fabuły jest intrygujące. Oto obserwujemy codzienny kurs metra, w którym nagle ludzie z nieznanych powodów zaczynają kolejno zagryzać pozostałych. Wkrótce armia świeżych zombie staje na stacji, gdzie napotyka dwóch przechodniów rudowłosą Judy i przeciętnego ziomka Bena. Para nieznajomych próbuje uciec, ale ostatecznie udaje się to tylko Judy. Ben zostaje zamieniony w zombie.

Judy może korzystać z mocy sprzymierzeńców
Zabawa rozpoczyna się od wybrania grywalnej postaci. Jeżeli wybierzemy Judy, będziemy starali się przeżyć, próbując uciec z miasta opanowanego przez żywe trupy. Jeżeli wybierzemy Bena nasz cel jest identyczny, z tym, że to nie zombie będą dla nas zagrożeniem, ale wojsko i inni ludzie. Jak takie rozgałęzienie fabularne wypada w praktyce? Całkiem nieźle, bo obserwujemy akcję z dwóch perspektyw. Oczywiście siłą rzeczy przechodzimy głównie przez te same sytuacje, ale jednak w część lokacji może dostać się tylko jeden lub drugi bohater.

Mnóstwo tu kadrów, w których nic się nie dzieje
Niestety po ciekawym wstępie historia bardzo szybko schodzi na drugi plan. Nie ma tu intrygujących zwrotów akcji, a decyzje moralne można policzyć na palcach jednej ręki. Fabuła ogranicza się do snucia się po labiryncie miejskich ulic, oglądaniu wymarłych kadrów i eksterminacji wrogów. Dialogów jest tu tyle, co kot napłakał. Naprawdę nie tego oczekiwałam, dlatego uprzedzam, że jeżeli liczycie na solidną opowieść o apokalipsie to zdecydowanie ten komiks odradzam. Gdybyście też mieli wątpliwości – nie nadaje się on też dla dzieci. Te 10+ na okładce to zdecydowanie za niski wiek jak na taką porcję flaków, krwi i brutalności.
Jeśli nie historia, to co może tu porwać?

Karta postaci
Każda z postaci ma swoją unikalną umiejętność. Judy potrafi formować grupę, czyli tworzyć sprzymierzeńców z napotkanych osób. Zwiększają oni jej szanse na przetrwanie dzięki punktom bonusowym istotnym w walce oraz swoim zdolnościom. Te są naprawdę pomysłowe i dobrze dopasowane do postaci. Przykładowo policjant, będzie przyjmował na siebie obrażenia odmawiając leczenia, dziwak pomoże uniknąć starcia w zamian za przedmiot leczniczy, a kobieta w ciąży doda do strony zombie 1 punkt czujności, bo poruszanie się z nią jest utrudnione. Z kolei Ben może pożerać pokonanych wrogów i dzięki temu zwiększać swoje statystyki.
„Zombie” kładzie duży nacisk na dwie rzeczy: eksplorację i walkę. Ta pierwsza polega na odnajdywaniu drogi ucieczki, czyli przeskakiwaniu przez wybrane kadry w poszukiwaniu ekwipunku i bezpieczeństwa. Miasteczko jest rozległe i oferuje wiele lokacji (w sumie mamy tu aż 386 kadrów!) – część z nich to ślepe zaułki, a część pozwala pozyskać nam pewne dobra. Niestety jeżeli nie dopisze nam szczęście to zanim natkniemy się na coś interesującego miną całe wieki. By ukończyć fabułę z dobrym zakończeniem konieczne jest wielokrotne przechodzenie przez te same historie i tu od razu polecam notować sobie na boku, która ścieżka jest najszybsza i najbezpieczniejsza.

Judy walczy tylko z zielonymi wrogami, Ben z czerwonymi
Walka z kolei polega tu wyłącznie na porównywaniu statystyk swoich i wrogów. Nie ma tu czynnika losowego, więc z jednej strony jest sprawiedliwie, z drugiej – nudno. Nie ma żadnych emocji, czysta matematyka. Poziom trudności jest jednak całkiem wysoki. Konieczne jest zdobywanie coraz lepszych broni i inwestowanie w umiejętności pozwalające nam uniknąć walki. Mnie ta mechanika średnio ujęła. Walk było tak dużo, że pod koniec miałam serdecznie ich dosyć i odkładałam komiks na wiele dni.
Natomiast jeżeli lubicie dostawać w kość, jeżeli porażki Was motywują i nie macie nic przeciwko powtarzaniu tych samych czynności, jeżeli potraficie czerpać satysfakcję ze zbierania doświadczenia i rozwoju samej postaci, a sama fabuła nie jest dla Was istotna w przypadku gry – to pewnie „Zombie” się Wam spodoba.

Braaains!
Dla mnie to jedna z najsłabszych pozycji z całej serii. Nawet wizualnie kreska Johna Lankry’ego zupełnie mi nie przypasowała. Miałam wrażenie, że artysta skupia się tylko na uwypukleniu krwi i flaków, a nie detalach otoczenia. Za bezsensowną uważam też konieczność wyposażania Bena, czyli zombiaka, w broń. Widzieliście kiedyś nieumarłego z kuszą lub maczetą? No właśnie. Dorosłym czytelnikom radzę skierować swe kroki ku „Porwaniu”, które oferuje o wiele większe i ciekawsze doznania. Z drugiej strony komiks kosztuje tak niewiele, że fani zombie mimo wspomnianych braków raczej nie poczują, że wyrzucili pieniądze w błoto.