Chwytasz tę książkę i myślisz – „Przecież to absurd! Tego się nie da rozwiązać!”, a potem dostrzegasz ten jeden, malutki element, który klika w głowie i dostajesz endorfinowy zastrzyk czystej satysfakcji.
Seria „Dzienników 29” od FoxGames jest jedną z moich ulubionych, jeśli chodzi o gatunek gamebooków i dlatego cieszę się, że mogę nad nimi sprawować patronat medialny. Uwielbiam ich ascetyczność, mroczne i klimatyczne grafiki, które niezmiennie wywołują efekt wow oraz ciekawe i urozmaicone zagadki. Trzecia część autorstwa Dimitrisa Chassapakisa również nie zawiodła mnie pod tymi względami, ale pozostawiła z uczuciem niedosytu, o którym opowiem pod koniec recenzji. Na razie skupmy się na tym, co bardzo dobre.
Dziennik 29: Zapomnienie – łamigłówki
Zacznijmy od samej formy, bo to zobaczycie sami już po zdjęciach. To ten sam sprawdzony format, co w pozostałych dziennikach – każda zagadka to jedna kartka (no, niekiedy kilka), obok której kryje się także kod QR kierujący do strony internetowej, na której wpisujemy odpowiedź lub korzystamy z podpowiedzi. Zagadki w większości pozbawione są instrukcji więc należy samodzielnie wywnioskować, na czym polega każde zadanie i to właśnie ten element decyduje o poziomie trudności. Niektórzy szybko skojarzą pewne grafiki czy symbole, inni będą wpatrywać się w kartkę jak sroka w gnat. Do wielu łamigłówek musimy posiadać klucze, które poznajemy rozwiązując poprawnie poprzednie puzzle.
Zdecydowanie osoby, które grały w inne Dzienniki, będą miały tu nieco prościej, bo szybciej wyłapią pewne schematy. Moje doświadczenie nauczyło mnie chociażby, by najpierw super dokładnie oglądać książkę z każdej strony, bo zazwyczaj przynajmniej jedna zagadka dotyczy elementu z okładki. Mimo to nie powiedziałabym, by była to najłatwiejsza część. Wydaje mi się, że do mniej więcej połowy z owych 40 łamigłówek użyłam przynajmniej jednej podpowiedzi.
Pozytywnie zaskoczyła mnie ilość interaktywnych zagadek, czyli takich, które wykorzystują wirtualne środowisko. Bardzo podobała mi się zagadka z zamkniętymi oczami, dziurkami od klucza i kształtem ukrytym w szachownicy. Mimo ogrywania tylu gamebooków większość łamigłówek wydała mi się naprawdę świeża – chylę czoła przed kreatywnością autora! Myślę, że miłośnicy szarad, szyfrów i bardziej abstrakcyjnych puzzli będą zadowoleni.
Dziennik 29: Zapomnienie – o fabule chyba ktoś zapomniał ;-)
No i właśnie, to jest rzecz, która mnie w tej części rozczarowała. Pierwszy Dziennik 29 nie miał praktycznie fabuły, poza początkowym wpisem. Wiedzieliśmy, że naukowcy natrafili na ślady obcej cywilizacji i że przez 28 tygodni niczego nie odkryli. Dopiero 29 tygodnia wydarzyło się coś dziwnego, po czym wszyscy zaginęli pozostawiając po sobie tylko w/w dziennik. Prawda, że klimatyczne? Drugi Dziennik z kolei miał już relacje z poszczególnych dni ekspedycji, ale nie były one zachwycające o czym wspominałam w recenzji. Spodziewałam się, że trzecia część opowie o dalszych przygodach załogi, zwłaszcza, że w fabularnym wstępie pojawia się pytanie „Gdzie jest reszta ekipy?”.
Niestety tak się nie stało. „Dziennik 29: Zapomnienie” nie tylko nie odpowiada na to pytanie, ale nie daje absolutnie żadnej podpowiedzi, która mogłaby poruszyć wyobraźnią czytelnika czy wywołać ten fajny niepokój, który pojawiał się poprzednio. Zakończenie również nie daje należytej satysfakcji, bo nie nawiązuje w jakikolwiek sposób do poprzednich części. Nie ma tu również easter eggów.
Żałuję, że autor jednak nie wykorzystał w pełni tego potencjału, bo przechodzenie zagadek samo w sobie choć jest świetne i daje frajdę, to zawsze dodatkowy smaczek w finale byłby ukoronowaniem wysiłku gracza. Mimo to polecam ten tytuł – powinien zająć Wam przynajmniej kilka jesiennych wieczorów.
Książkę do recenzji przekazało wydawnictwo FoxGames. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść wyrażonej opinii.