Jeśli biała twarz, czerwone, rozwichrzone włosy i rozciągnięte w nienaturalnym uśmiechu usta wywołują w Tobie atak paniki to najprawdopodobniej tak jak ja i 8% osób na świecie cierpisz na koulrofobię, czyli strach przed klaunami. Tę przypadłość, podobnie jak inne fobie, genialnie wykorzystał mistrz horroru, Stephen King, tworząc kultowe ``It``, które zostało właśnie ponownie przeniesione na ekrany kin.
Pamiętam, że już jako dziecko nie lubiłam klaunów. To jeszcze nie była żadna forma strachu, ale wysoka niechęć spowodowanej najpewniej tym, że jako introwertyczka nie mogłam zrozumieć, jak ktoś stawiający siebie w centrum uwagi, wydawający dziwne piski i bez przerwy się uśmiechający może być fajny. We wczesnych latach ’90 chętnie chodziłam z rodzicami do cyrku, ale klauni nigdy mnie nie bawili. Urodziny w McDonald’s? Brr… Zgroza. Nigdy bym na takie nie poszła, a już na pewno nie chciałabym dmuchać świeczek w otoczeniu klona Ronalda. I choć w dzieciństwie nie doznałam żadnej traumy mogącej odpowiadać za przekształcenie niechęci w prawdziwą fobię, to dzisiaj widok klauna mnie paraliżuje. Dlaczego tak się dzieje?
Morderca Pogo
Lata 70 ubiegłego wieku, Chicago. Szanowany obywatel, ojciec dwójki dzieci, biznesmen, który charytatywnie po pracy wciela się w postać klauna o imieniu Pogo. I jednocześnie brutalny, sadystyczny gwałciciel, który pozbawił życia 33 chłopców i młodych mężczyzn. Po trafieniu do aresztu John Wayne Gacy przyznaje, że wybrał sobie rolę klauna, bo „klaunom się zawsze upiecze”. W takim przebraniu zdobywał zaufanie swoich ofiar, nie wzbudzając żadnych podejrzeń.
Gacy uosabia to, co podświadomie czujemy na widok klauna – nieznanego człowieka, który chowa się za uśmiechniętą maską. Nienaturalna mimika twarzy wzbudza lęk, porusza wyobraźnię. Kto czai się naprawdę po drugiej stronie? Smutny melancholik? Alkoholik? Student pragnący zarobić trochę grosza? Komik z powołaniem? A może prawdziwy potwór? Najgorsi mordercy potrafią świetnie wtapiać się w tłum, żyją tuż obok nas, przybierając role sąsiadów, bogobojnych staruszków czy opiekuńczych ojców. Gacy rozbudził wyobraźnię pisarzy i reżyserów filmowych, którzy od lat z uwielbieniem straszą nas naturalnymi przedmiotami („Laleczka Chucky”, „Obecność”), budynkami („Lśnienie”, „Pokój 1408”) czy niewinnymi z pozoru osobami („Misery”, „Dziecko Rosemary”). Kilka lat po procesie Gacy’ego, powstał jeden z najdoskonalszych horrorów Stephena Kinga – „It”.
„It”, czyli mistrz wchodzi do gry
W 1986 roku, na 12 miesięcy przed moimi urodzinami, Stephen King wprowadził na rynek powieść, która raz na zawsze zmieniła wizerunek klaunów w popkulturze. Ta niesamowita opowieść przenosi czytelnika do lat 50, gdzie siódemka dzieci zakłada Klub Frajerów, by wkrótce trafić na trop mieszkającego od tysiącleci zła, które porywa ich rówieśników. Już sam wstęp, w którym brat jednego z chłopców goni za papierową łódeczką w trakcie ulewy, a następnie schyla się po nią do kanału, w którym siedzi uśmiechnięty klaun mrozi krew w żyłach. Postać Pennywise’a jest totalnie oderwana od wszystkiego – epoki, okoliczności, scenerii. Czuć od niego szaleństwo i złe zamiary, których nie przykryje żadna maska. Książka przeraża wymyślnymi scenami, w których Pennywise straszy członków Klubu, ale dopiero film, który powstał na podstawie tej historii cztery lata później wyniósł całość na należyty piedestał.
Reżyser „Słonecznego Patrolu” nakręcił jedną z najlepszych adaptacji książek Kinga. Zdecydowanie pomogła też świetna kreacja Tima Curry’ego, który stworzył dokładnie takiego klauna, jakiego widzą przed oczami wszyscy chorzy na koulrofobię – nie błazna, ale chorego psychicznie drapieżnika, który pod płaszczykiem niewinnej zabawy, zabija z zimną krwią swoje ofiary.
Naprawdę sądziłam, że nowa wersja nie udźwignie tego tematu. Dzisiaj w końcu trudno już kogokolwiek przestraszyć makijażem i wyświechtanymi jumpscare’ami. Ale to co zrobił Bill Skarsgard, ten diabelnie przystojny, mierzący ponad 190 cm chłopak, sprawiło, że z kina wyszłam po raz pierwszy od niepamiętnych czasów z bolącym brzuchem. Oto Pennywise na miarę naszych czasów – posiadający szalony wzrok, królicze zęby śliniące się na widok niewinnych chłopców, wypłowiałe, rude włosy, wysokie czoło pokryte jakby popękaną, białą farbą i nienaturalnie długie kończyny klaun z czerwonym balonikiem w dłoni.
Zauważyłam jednak, że Pennywise stawał się bardziej przerażający wtedy, gdy nic nie mówił, a jedynie czaił się w mroku, wycofywał z kadru, stał nieruchomo. Gdy przemawiał tracił cały swój urok, był groteską, a nie zmorą, co w pewnym stopniu odzwierciedla całą jego istotę – potwora karmiącego się strachem, bez którego jest tylko zapomnianym demonem dogorywającym w kanałach.
Film jest bez wątpienia genialnie nakręcony i bardzo się cieszę, że odważyłam się pójść na niego do kina z moimi przyjaciółmi. Wspaniale oddaje klimat książki i dziecięcej przyjaźni. Natomiast wciąż nie dotarliśmy do sedna tego artykułu, czyli przyczyny tego irracjonalnego lęku. W końcu mogę śmiało założyć, że większość chorych ani nie znała historii Gacy’ego, ani nie czytała książki czy nie oglądała też filmu. Co zatem powoduje, że 8% ludzi na świecie tak bardzo boi się klaunów?
To ten okropny uśmiech…
Zdaniem specjalistów od psychologii przyczyną fobii jest sam wizerunek klauna, a dokładnie jego twarz. W średniowieczu komicy występujący w roli błaznów musieli malować sobie facjatę mocnymi kolorami, by każdy mógł z daleka dokładnie dostrzec ich emocje. Nie przypominali co prawda jeszcze klaunów znanych nam współcześnie (ten wizerunek rozpowszechnił Joseph Grimaldi na przełomie XVIII i XIX wieku), ale ich zawód był nad wyraz trudny. Gdy nie udało im się rozśmieszyć królewskich dzieci, za karę przecinano im mięśnie twarzy, by już do końca życia musieli się uśmiechać. To sprawiło, że ludzie czuli do nich dystans, gdyż instynktownie wyczuwali ich strach przed tym, że nie okażą się wystarczająco zabawni. Zamknięte i mroczne koło, prawda?
Steven Schlozman, specjalista od psychologii hororu, dodaje, że twarz klauna odpowiada aspektowi, który Freud określał mianem doliny niesamowitości. Efekt ten występuje wtedy, gdy spotykamy się z czymś co potrafimy rozpoznać – w tym przypadku buzię człowieka -, ale co jest na tyle dziwne, że wywołuje w nas niepokój. W postaci klauna grozę budzi zatem głównie fakt, że uśmiecha się on bez przerwy, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach tak nie robi. Śmiejemy się tylko przez chwilę, ulegając emocjom. Klaun nie okazuje innych stanów emocjonalnych więc nasz mózg interpretuje to jako nieprawidłowość, której dla własnego bezpieczeństwa należy się obawiać.
Z kolei Friedemann Schaub, autor książki „Odpowiedź na lęk” uważa, że źródłem fobii jest brak możliwości przewidzenia zachowania klaunów. „Gdy idziesz do cyrku, nie wiesz, czy przypadkiem nie zawstydzą cię przed wszystkimi, opryskując wodą, albo czy nie wyciągną na scenę i nie zaczną stroić sobie z Ciebie żartów.” Swoją drogą zauważcie też, że z tego samego względu boimy się obcych, pijanych ludzi, bezdomnych krzyczących na ulicy i wszystkich innych dziwaków, którzy z naszego punktu widzenia zachowują się irracjonalnie.
Ma to sens. Mimo to koulrofobii nie znajdziecie w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób stworzonej przez Światową Organizację Zdrowia. Nie jest to zatem zaburzenie lękowe na miarę arachnofobii, agorafobii czy klaustrofobii. Wciąż brakuje wystarczającej badań by poprawnie diagnozować ten lęk. Jak każdą fobię da się jednak ją wyleczyć odpowiednią terapią psychologiczną. Na szczęście koulrofobia nie jest bardzo uciążliwa w codziennym życiu. Wystarczy unikać cyrków, wesołych miasteczek i festynów, na których można spotkać tych przerażających panów.