Uczeni od lat spierają się, czy w najdalszych granicach naszego Układu Słonecznego istnieje Dziewiąta Planeta, której obecność mogłaby potwierdzać zaburzenia ruchu Urana. Gdzieś w zaawansowanych obserwatoriach na całym świecie toczą się prawdziwe Poszukiwania Planety X, a tymczasem my jako gracze, możemy spróbować niejako wskoczyć w ich buty.
Nie znam się na astronomii, choć mogłabym w niebo patrzeć godzinami. Pojawiające się co pewien czas wiadomości o nowych odkryciach kosmicznych są dla mnie elektryzujące, nawet jeżeli opisywane w nich technikalia przyprawiają o ból głowy. Na szczęście „Poszukiwanie Planety X” nie wymaga od gracza żadnej specjalistycznej wiedzy o planetach czy asteroidach, a mimo to pozwala poczuć się jak naukowiec. Dlaczego tak się dzieje?
Poszukiwanie Planety X – minimalistyczny design na plus!
Po pierwsze dlatego, że samo wzornictwo jest bardzo naukowe. Grafika na planszy oraz zewnętrznej stronie planszetek jest jedyną, jaka występuje w grze. Cała reszta, to znaczy arkusz gracza oraz dedykowana aplikacja, opierają się na tekście i oszczędnej ikonografii. Ten właściwy dla wykreślanek wygląd w tym przypadku naprawdę fajnie trafia w temat i wpasowuje się w klimat badań.
Choć zdaję sobie sprawę, że po otwarciu pudełka za ~130 zł można przeżyć lekkie rozczarowanie na widok małej liczby komponentów. Warto od razu podkreślić, że w cenę „Poszukiwanie Planety X” wliczona jest naprawdę dobrze zaprojektowana aplikacja, która stanowi trzon całej gry. Namacalne elementy są do niej w zasadzie tylko dodatkiem. Może łatwiej będzie Wam przełknąć ten fakt, gdy od razu powiem, że to pierwsza hybrydowa gra wydawnictwa, która jest nieskończenie regrywalna. Apka za każdym razem generuje nam zupełnie nowy układ obiektów oraz reguł logicznych, więc nigdy dwa razy nie zagramy na tej samej mapie nieba.
Poszukiwanie Planety X to gra o wyciąganiu wniosków

Kwadratem zakreślamy początkowe informacje, iksem wykreślamy obiekty, których na bank nie ma w sektorze, a kółeczkiem zakreślamy pewniaka
Celem gry jest jak najszybsze zlokalizowanie tytułowej Planety X. W zależności od wariantu może się ona znajdować w jednym z 12 lub 18 sektorów nieba. Na każdy sektor przypada zawsze tylko jeden obiekt. Poza Planetą X możemy jeszcze znaleźć: obłoki gazowe, komety, asteroidy, planety karłowate lub sektory całkowicie puste. O położeniu obiektów decyduje aplikacja. Na początku gry każdy z graczy otrzymuje potajemnie kilka informacji, które pozwalają wyeliminować obiekty z różnych sektorów. Tu warto od razu dodać, że poziom trudności dopasowujemy indywidualnie do gracza! Przykładowo weteran, może zacząć grę nawet bez żadnych wskazówek, a początkujący otrzyma ich aż 12. Dzięki temu wyrównujemy szansę na zwycięstwo!
Zanim zaczniemy grę musimy przyswoić sobie kilka reguł. Liczba obiektów na mapie jest zawsze stała, podobnie jak reguły podstawowe określające ich położenie. Przykładowo obłoki gazowe są zawsze tylko dwa, a każdy z nich sąsiaduje przynajmniej z jednym sektorem pustym. Asteroid z kolei mamy zawsze cztery, ale zawsze występują one parami obok siebie lub w jednej grupie czterech. Nie musimy tego zapamiętywać, ponieważ te dane opisane są właśnie na planszetkach graczy.
Zabawa polega na zadawaniu aplikacji pytań, które pozwolą nam wydedukować, gdzie znajdują się obiekty. Do wyboru mamy możliwość przeszukiwania zakresu sektorów w kontekście danego rodzaju obiektu. Przykładowo, możemy spytać ile obłoków znajduje się w sektorach od 2 do 6. Jeżeli apka w tym momencie powie nam, że zero, to na arkuszu wykreślamy z tych sektorów obłoki i tym samym zawężamy swoje typy. Możemy także dwa razy w ciągu gry przeskanować wybrany sektor, by uzyskać konkretną informację, co się w nim znajduje. W ten sposób nie odkryjemy jednak Planety X, ponieważ zawsze apka będzie traktowała ją jak sektor pusty (innymi słowy sektor pusty może być faktycznie pusty LUB ukrywać Planetę X).
Możemy również odkryć wybraną przez nas dodatkową regułę logiczną. Zawsze jest ich tu sześć i zawierają one unikalne dla danego układu informacje. Dzięki nim możemy na przykład dowiedzieć się, że każda kometa znajduje się naprzeciwko pustego sektora, albo, że planeta karłowata nigdy nie sąsiaduje z asteroidą. I teraz rzecz najważniejsza – wyniki naszych zapytań są jawne tylko dla nas. Nasi rywale słyszą o co się pytamy i mogą sobie te pytania notować (wręcz jest to wskazane), ale nie znają odpowiedzi.

Tarcza zasłaniająca sektory zawsze przesuwa się tak, by widok odkryty zaczynał się od położenia ostatniego z graczy na torze
Żeby nie było zbyt łatwo zawsze połowa nieba pozostaje w niewidocznej strefie, a to znaczy, że nie możemy o nią pytać. Ma to sens – w końcu prowadząc astronomiczne obserwacje też jesteśmy ograniczeni do aktualnego położenia Ziemi. Widoczne sektory przesuwają się w miarę ruchów graczy. I tu kolejna istotna rzecz – każda akcja kosztuje mniej lub więcej jednostek czasu, co odzwierciedlamy poruszając pionki po torze nieba. Aktywnym graczem zawsze jest ten pozostający z tyłu. To mechanika znana z wielu gier, chociażby „Novej Luny”, czy „Takenoko”. Dzięki temu nie możemy „szarżować”. Pytając o szczegóły może i szybciej rozwiejemy jakąś wątpliwość, ale dłużej nie wykonamy kolejnej akcji.
„Poszukiwanie Planety X” to gra, która wymaga od nas bardzo dokładnej uwagi, analizowania danych, zadawania trafnych pytań w odpowiednim momencie i wyciągania wniosków. Nad tym wszystkim unosi się jeszcze coś ekstra – atmosfera wyścigu.
Poszukiwanie Planety X – naukowa rywalizacja
Dla mnie już sam proces analizowania danych jest tu bardzo przyjemny, ale dodatkową atrakcją jest aspekt ścigania się z rywalami. Przy czym nie chodzi tu wyłącznie o zlokalizowanie Planety X – bo to w najlepszym przypadku da nam 10 punktów. Mamy tu szansę wygrać nawet wtedy, gdy nie znajdziemy Planety X. Punkty zdobywamy bowiem również za tzw. teorie, czyli poprawne zlokalizowanie innych obiektów. Co parę ruchów otrzymujemy szansę na zgłoszenie teorii. Jeżeli jesteśmy pewni, co znajduje się w dowolnym z sektorów, możemy położyć swój żeton na mapie nieba po zewnętrznym sektorze. Żeton kładziemy niejawną stroną. Dopiero po pewnym czasie te teorie są odkrywane i weryfikowane. Dostajemy na końcu punkty i za poprawną teorię i za to, że będziemy pierwszymi graczami, którzy ją zgłoszą!
Zupełnie tak, jak w prawdziwym życiu, rywalizujemy zatem ze sobą o to, kto pierwszy coś odkryje. To dodaje grze charakteru i emocji. Bo nic nie wkurza tak, jak fakt, że ktoś nas ubiegł! Tak samo wspaniale czujemy się, gdy to my przechytrzymy przeciwników. Czasem przeciwnik nieświadomie pomoże nam rozwiać wątpliwość zgłaszając teorię po serii pytań o dany sektor. Interakcja jest mocno wyczuwalna i moim zdaniem dużo lepsza niż w chyba największym konkurencie gatunkowym – „Niepożądanych Gościach”.
Genialnie działa tu również tryb solo! Naszym przeciwnikiem jest bot w apce. Na planszy musimy jedynie przesuwać jego pionek i wykładać teorie według komend z aplikacji. Ponieważ bot nigdy się nie pomyli (w przeciwieństwie do nas, gdy się zbyt rozproszymy, albo przegapimy ważną informację) wyzwanie nie jest łatwe. Ale bardzo, bardzo satysfakcjonujące! No i zdecydowanie krótsze. Tak jak w trybie 4-osobowym przy zaawansowanym wariancie można grać prawie 2 godziny, tak w solo można zamknąć się w 30 minut.
Liczba graczy nie wpływa na trudność gry – moim zdaniem jedynie na jej dynamikę. Im więcej osób, tym dłużej czeka się na swój ruch. Optymalnie grało mi się we trójkę, jeszcze lepiej w dwójkę i w trybie solo. Ale nie sugerujcie się tym zbyt mocno – wiele zależy od tempa samych graczy. Mimo wszystko pamiętajcie, że jest to gra niespieszna, przy której się nie gada o pierdołach i nie śmieje, a jest się wpatrzonym w swój arkusik. Nie nadaje się przez to na imprezę czy szybką rozgrzewkę przed czymś cięższym.
Poszukiwanie Planety X – must have dla fanów dedukcji
Niewiele jest gier dedukcyjnych, które nie są zarazem grami detektywistycznymi. „Poszukiwanie Planety X” okazało się dokładnie tym, na co liczyłam – wciągającą, pozbawioną losowości pozycją, przy której trenujemy analizę danych i spostrzegawczość. Jeżeli kochacie zabawy w stylu klasycznego Masterminda i szukacie czegoś, co nawet przy setnej partii będzie bawiło równie mocno, to właśnie znaleźliście świetną opcję. W przeciwieństwie do „Niepożądanych Gości”, w których można zakopać się przy błędnie zapisanej informacji i pozbawić szansy na zwycięstwo, tutaj schludny system notatek pozwala łatwo poprawić błąd. Z tych dwóch gier my bardziej pokochaliśmy produkcję Lucky Duck Games.
Nie jest to jednak tytuł dla każdego. Jeżeli nuży Was zapisywanie danych i szukanie zależności to nie znajdziecie tu nic dla siebie. Jeżeli nie akceptujecie aplikacji przy stole, również sobie darujcie. Ten poziom skomplikowania zasad będzie też moim zdaniem zbyt duży dla osób, które dopiero odkrywają dział nowoczesnych gier planszowych. W tym przypadku lepiej będzie zacząć od klasycznych abstraktów logicznych, familijnego „Sonara” albo imprezowego „Zaginionego Klucza”.
Poszukiwanie Planety X- Ocena
-
8/10
-
10/10
-
7/10
-
9/10
-
8/10
Poszukiwanie Planety X - Podsumowanie
Pierwsza gra, przy której poczułam się jak naukowiec! Wspaniała, nastawiona na dedukcję i analizę danych gra logiczna z genialną apką. Nawet nie jarając się kosmosem można się tu doskonale bawić. Godny rywal „Niepożądanych Gości”!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz wyciągać wnioski i szukać zależności
- lubisz notować
- podobają Ci się gry hybrydowe (z apka)
- cenisz wariant solo
- nie drażni Cię powolne tempo
Gra nie podejdzie Ci jeżeli:
- męczy Cię analiza
- wolisz dedukcję ale w klimacie kryminalnym
User Review
( vote)Artykuł powstał w ramach współpracy reklamowej. Grę do recenzji przekazało wydawnictwo Lucky Duck Games. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść oraz wyrażoną opinię.