Gdy za grę bierze się jeden z najpopularniejszych projektantów, który do tego jest świetnym matematykiem, to możemy być pewni, że będzie to tytuł udany. Nie inaczej jest z grą ``Pchli Cyrk``, która pierwotnie została wydana w 1998 roku, a teraz za sprawą wydawnictwa Muduko zyskała nową szatę graficzną i trafiła do polskich sklepów.
„Pchli Cyrk” to polska wersja hitu „Circus Flohcati”. Za jego stworzenie odpowiada Reiner Knizia, niemiecki matematyk, który ma na swoim koncie ponad 600 gier (!). Z ostatnich jego tytułów, które recenzowaliśmy powinniście kojarzyć chociażby „Zamek”, „UFO” czy „Fits”. Gry tego projektanta w moim mniemaniu zawsze charakteryzują się perfekcyjnym balansem – ewidentnie ten pociąg do liczb bardzo się przydał autorowi.
„Pchli Cyrk” dość mocno przypomina karcianego remika, ale wzbogaca go o kilka atrakcyjnych z punktu widzenia rozgrywki rzeczy. Zanim o nich opowiem, zerknijcie jednak na to, co skrywa pudełko i dowiedzcie się jak dokładnie gra się w ten tytuł.
Pchli Cyrk – co w pudełku?
Na przestrzeni lat „Circus Flohcati” doczekał się wielu edycji różniących się oprawą wizualną (za najgorszą uważam tę angielską, w której zamiast pchełek podziwiamy surrealistycznych, groteskowych cyrkowców). W polskiej wersji za ilustracje odpowiada Łukasz Silski. Zdecydowanie jest to jedno z najładniejszych wydań tej gry – karty są kolorowe, radosne, a pchełki kreskówkowe i śmieszne. Karty wyglądają po prostu tak, jak powinna wyglądać uniwersalna pozycja dla młodszych i starszych graczy.
Na całą talię składa się 10 setów złożonych z 8 kart jednego koloru o wartości od 0 do 7 oraz 9 kart akcji (po trzy w każdym z trzech rodzajów). Karty nie mają żadnych opisów, ale w obliczu tak prostych zasad, nawet znaczenie owych kart akcji da się bardzo łatwo zapamiętać. Jest to zatem dobry tytuł do rozgrywki w gronie osób posługujących się różnymi językami. Pudełko jest kompaktowe – to rzadkość w obecnych czasach, kiedy standardem są pudła wypchane powietrzem. Możemy zatem zabrać grę do plecaka czy torebki i nie zajmie ona wiele miejsca.
Pchli Cyrk – zasady gry
Po przetasowaniu wszystkich kart układamy z nich zakryty stos. W swojej turze gracz może odkryć dowolną liczbę kart ze stosu. Odkrywa je pojedynczo, układając w rzędzie jedną obok drugiej. Jeżeli na początku tury w rzędzie leżą już jakieś karty, to nie trzeba odkrywać kolejnych. Jednak jeżeli na początku tury nie ma żadnej karty, to trzeba odkryć minimum jedną.
Gracz odkrywa karty do momentu, kiedy zdecyduje się przerwać odkrywanie lub kiedy odkryje kartę w kolorze występującym już w rzędzie. W tym drugim przypadku ma pecha – odkłada ostatnia odkrytą kartę na stos kart odrzuconych i automatycznie kończy turę. Jeżeli gracz samodzielnie przerwał odkrywanie kart albo nie musiał ich odkrywać, może dobrać na rękę 1 dowolną kartę z rzędu. Po wzięciu karty można zagrywać dowolną liczbę Triów, czyli trzech kart o takiej samej wartości. Raz zagrane karty nie wracają na rękę. Na koniec gry każde Trio jest warte 10 punktów.
Po odkryciu karty akcji wykonuje się działanie z nią związane. Może to być: żądanie koloru od jednego z graczy, zabranie losowej karty od wybranej osoby lub karta ochrony, która pozwala odkrywać następne karty z talii bez kary za przerwanie tury w przypadku zduplikowanego koloru.
Gra może skończyć się a dwa sposoby – wraz z końcem tury gracza, który odkrył ostatnią kartę ze stosu lub kiedy na koniec swojej tury dowolny z graczy ma na ręce przynajmniej po jednej karcie z każdego koloru. Taki gracz może ogłosić wtedy Wielką Paradę, która kończy rozgrywkę. Nie jest to jednak obowiązkowe – gracz może nie ujawniać kart i grać dalej. W punktacji końcowej podlicza się wyłożone Tria oraz karty, które zostały na ręce. Z nich wybiera się te, które mają najwyższą wartość z każdego koloru i dodaje je do siebie.
Pchli Cyrk – wrażenia z gry
Chociaż nie przepadam za grami liczbowymi (kojarzą mi się z okresem, kiedy grałam z rodzicami tylko w makao, pokera czy oczko bo nie było wtedy nic innego do dyspozycji ;-)), to „Pchli Cyrk” momentalnie mnie ujął. Przede wszystkim prostotą – grę tłumaczy się w 2 minuty, a jak ktoś wcześniej grał w remika to już w ogóle poczuje się od razu jak w domu. To świetna gra do wprowadzania nowych osób w świat planszówek – zwłaszcza tych lubujących się w tradycyjnych karciankach (dziadkowie, rodzice itd.).
Po drugie da się w nią grać także w podróży – wystarczy niewielki stoliczek, ot tyle, by wyłożyć kilka kart w rzędzie, bo resztę i tak trzymamy na rękach, a tria można sobie odkładać z boczku na kupkę. To dobra propozycja na plażę, na piknik w parku, na balkon czy po prostu na rodzinny stół. Zauważcie jak niski jest wiek gracza – już sześciolatki dadzą sobie radę z zasadami. Nie muszą nawet znać się na dodawaniu – wystarczy, że będą rozumiały by zbierać karty o tej samej wartości lub skupiać się na zbieraniu różnych kolorów.
I tu kolejna rzecz – losowość. Wbrew pozorom nie jest aż tak duża, jak mogłoby się wydawać. Jest jej w zasadzie tyle, by nie denerwowała, a dobrze podkreślała mechanikę push your luck, którą po polsku przetłumaczyłabym jako testowanie swojego szczęścia. Każda tura jest emocjonująca, ale najfajniej robi się w momencie, kiedy na stole leży już kilka kart w rzędzie, a nam one wybitnie nie pasują i walczymy z myślami, czy jednak dobrać coś, co niewiele nam da, ale w przyszłych kolejkach być może się to zmieni, czy jednak liczyć na fart i odkryć nową kartę.
Strategia jest tu raczej oczywista – na niskich numerach staramy się uzbierać tria, a wyższe zostawiamy do ostatecznej punktacji. U nas nie zdarza się, by ktoś przed końcem ogłosił Wielką Paradę – raczej każdy liczy jednak na to, że przed wyczerpaniem talii jeszcze dociągnie fajne karty. Ale teoretycznie można przecież zaskoczyć rywali i dość szybko taki komplet uzbierać. Wybór zatem jakiś jest. Ponieważ wyrzucone karty są jawne, to widać jakie tria już zeszły i jaką mniej więcej mamy szansę na zdobycie tych samych numerów. Ale instrukcja wprowadza także wariant niejawny – wtedy rozgrywka jest bardziej wymagająca, bo musimy zdawać się już tylko na własną pamięć.
„Pchli Cyrk” jest atrakcyjniejszy od remika także z uwagi na karty akcji. Niby jest ich tylko 9 na całą talię, ale w trakcie rozgrywki nie potrzeba więcej. Ich odkrycie wiąże się zawsze z mocnym entuzjazmem bo dają one wymierne korzyści (no chyba, że nie trafimy z żądaniem koloru, bo wtedy odchodzi się z kwitkiem ;-)). To głównie akcje odpowiadają za interakcję z innymi, aczkolwiek „podkradanie” sobie kart z rzędu też robi swoje. Cała zabawa nie trwa długo, max 20 minut, więc jest to akurat tyle, by każdy chciał zagrać jeszcze raz.
Jedyne, do czego można się przyczepić to to, że nie ma tu ani grama klimatu cyrkowego. „Pchli Cyrk” mógłby być grą o kolekcjonowaniu ziemniaków, samochodów czy polnych kwiatach i niczego by to nie zmieniło. Być może gdyby Knizia projektował grę od nowa w dzisiejszych czasach, zmieniłby nieco np. karty akcji, by bardziej odpowiadały cyrkowym realiom – ja widzę tu potencjał do efektów w rodzaju „iluzja – podmieniasz swoją kartę na jedną z kart odrzuconych”, „złośliwy klaun – wszyscy prócz Ciebie odrzucają po 1 karcie itd”.
„Pchli Cyrk” zdecydowanie nadaje się zarówno do familijnego grania, bo wiek, umiejętności czy poziom doświadczenia gracza nie ma tu znaczenia, jak i na imprezy, gdzie liczy się głównie fun z gry i emocje związane z rywalizacją. Udało mi się zagrać też jedną partię w sześć osób i różnica była nieduża, po prostu każdy zdobył mniej punktów. Więc teoretycznie możecie też spróbować pyknąć w szóstkę.
Pchli Cyrk
-
8/10
-
9/10
-
8/10
-
9/10
-
9/10
Pchli Cyrk - Podsumowanie
Czy gra z 1998 roku może bawić współczesnych graczy? Jasne! „Pchli Cyrk” to udana karcianka z mechaniką zbierania zestawów i push your luck, która dzięki prostym zasadom i szybkim tempie sprawdzi się zarówno na rodzinnym stole jak i imprezie.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- szukasz gry, w którą zagrasz nawet z 6-latkiem
- szukasz gry o łatwych i logicznych zasadach
- zależy Ci na kompaktowym formacie
- lubisz gry Reinera Knizii
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie przepadasz za stricte liczbowymi grami
- nie lubisz mechaniki zbierania zestawów lub „push your luck”
- lubisz bardziej strategiczne wyzwania
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Muduko