Zbieraj okruchy z sennych krain i tkaj z nich najpiękniejsze sny... ``Pracownia Snów`` to przepiękna gra logiczna dla wymagających graczy.
„Pracownia Snów” („Dreamscape”) to nasz kolejny patronat medialny, który podobnie jak „Paryż: Miasto Świateł” zachwyca wykonaniem. Gra pozwala nam wcielić się w twórców snów, starających się zaprojektować w swoim warsztacie najbardziej urokliwe, oniryczne krajobrazy. W tym celu będziemy wędrować po sześciu zakątkach snów, by zebrać okruchy potrzebne do skonstruowania sennych pejzaży. Tematyka jest mi szczególnie bliska i to nie tylko z tego powodu, że ogromnie uwielbiam spać :D Od dzieciństwa mam bardzo intensywne, kolorowe sny (niekiedy też świadome) i wierzę, że są one czymś więcej niż tylko remiksem wspomnień dnia poprzedniego.
Pracownia Snów – co w pudełku?

Drewno zamiast plastiku – szanuję!
Te kolorowe żetony, które widzicie na powyższym zdjęciu to właśnie okruchy snu. Niebieskie staną się wodą, gdy ułożymy z nich pejzaż, brązowe ścieżkami, szare skałami itd. Krajobrazy konstruujemy według kart snów, czyli schematów podzielonych na 3 rodzaje trudności. I TO JEST BARDZO FAJNE przełożenie mechaniki z tematem. Nie trzeba nawet specjalnie wysilać wyobraźni, by zobaczyć, że niebieski żeton pomiędzy dwoma kolumnami szarych krążków to wodospad, a brązowe żetony pomiędzy zielonymi to leśna ścieżka. Ogromnie podobają mi się tu nie tylko przepiękne ilustracje, ale też ich poetyckie nazwy (m.in. Monumentalna Skała, Tama Dalekiej Północy, Wyprawa przez Namorzyny itd.). 50 sennych krajobrazów to wystarczająca liczba, zwłaszcza, że w trakcie gry nie zużywa się nawet połowy tej talii.

Karty snów są olśniewające
Przed premierą widziałam, że część graczy marudziła na wysoką cenę gry. Tak, „Pracownia Snów” nie jest najtańszym abstraktem, ale zobaczcie sami, ile tutaj dobra. Samych drewnianych znaczników jest 109, a do tego dochodzą nietypowe figurki: pionki wędrowców, budzik (znacznik rundy), świeczki odmierzające liczbę akcji, 12 figurek drzew czy wreszcie epicki Pan Koszmar. Cena jest po prostu adekwatna do zawartości. Do wykonania nie można się przyczepić: kafle i plansze są grube, a gra na stole wygląda fenomenalnie.

Drewniane znaczniki i figurki
Dołożono tu wszelkich starań do tego, by jakość elementów wprawiała w zachwyt. Spora plansza przedstawiająca 6 krain mogłaby być nawet być o połowę mniejsza, ale wtedy nie moglibyśmy podziwiać ilustracji. Ja ten rozmach lubię, tak samo jak ogólną kolorystykę gry, wpadającą w zielonkawo-wypłowiałe barwy. Symbolika jest także zrozumiała, ale na początku na pewno przydadzą się karty pomocy, które przypominają co znaczy dana akcja. Jak dla mnie – bomba.

Jest tu nawet płócienny woreczek do przechowywania okruchów snów <3
Warto pochwalić także instrukcję. Na początku może Wam się ona wydać rozwlekła i długa, jak na relatywnie wcale nie tak trudną do pojęcia grę. Ale w trakcie rozgrywki docenicie jej obfitość. Ani razu nie zdarzyło mi się szukać wyjaśnień gdzieś w sieci czy na BGG. Nasze wszystkie wątpliwości były zawsze ujęte w przykładach i wyjaśnieniach. „Pracownia Snów” ma wiele drobnych reguł, więc ważne jest, by instrukcja była podzielona sensownie i logicznie na dane zagadnienia. Ta na szczęście jest dobrze zaprojektowana.
Pracownia Snów – zasady gry

Przygotowanie do gry dla 2 osób
Rozgrywka trwa 6 rund, w trakcie których każdy z graczy ma 4 punkty akcji do wykorzystania. Przeznacza się je na podróżowanie między zakątkami na planszy głównej i zbieranie okruchów.
Wydaje się, że to strasznie mało, ale do tego dochodzą akcje darmowe – korzystanie z mocy zakątków, przemieszczanie się do zakątków, gdy posiada się okruchy-klucze, a także uruchamianie akcji z posiadanych kart snów. Dlatego w całej rozgrywce wykonacie na pewno więcej akcji niż 24. Kluczem do zwycięstwa jest trafne dobieranie kart snów i wykorzystywanie ich umiejętności specjalnych.

Najpierw wędrówka, czyli zbieranie okruchów snów z ich zakątków
Mechanika sprowadza się do zbierania żetonów i układania z nich wzorów, ale nie jest to oczywiście zbyt proste. Raz położonego na planszy okruchu nie przesuniemy ot tak sobie (pozwala na to jedna z mocy zakątka), a to oznacza, że układając kolejne wzory z kart, musimy uwzględnić bieżącą rzeźbę terenu. Z drugiej jednak strony, realizując sny, możemy zawsze wybrać nową kartę z kilku dostępnych, więc mamy szansę zdecydować się na taką, do której nie będziemy potrzebowali wielu nowych okruchów czy modyfikacji terenu!

Krajobraz będzie się nam stale rozrastał – ważne jednak by idealnie odwzorować kształt z karty – na innych polach mogą leżeć okruchy nie uwzględnione w karcie
Do tego nasz wędrowiec na planszy snu może poruszać się po okruchach i punktować za określone „spacery”. Na koniec gry otrzymuje się też punkty za spełnienie 4 zmieniających się co grę celów (np. za największą liczbę skał wśród graczy, za zbudowanie najdłuższej ścieżki z wody itd.). Oczywiście „Pracownia Snów” pełna jest niuansów, których nie ma sensu tutaj Wam przytaczać. Możecie sami zapoznać się z instrukcją u wydawcy, zagrać online na Tabletopii lub po prostu mi zaufać – ta gra jest znacznie głębsza niż wydaje się po niniejszym opisie :-).

Pan Koszmar i jego czerwone okruchy koszmarów
Mamy jeszcze opcjonalny wariant z Panem Koszmarem (kocham go!), który dodatkowo utrudnia nam poruszanie się po zakątkach i dorzuca nam na planszę czerwone okruchy, których bardzo ciężko się pozbyć i które na koniec gry dają minusowe punkty. Polecany jest on graczom bardziej zaawansowanym i faktycznie – lajtowo nie jest.

Pan Koszmar w tym trybie zbiera okruchy i korzysta ze specjalnych mocy
Dodatkowym urozmaiceniem jest wariant solo, w którym dążymy do tego, by pokonać Pana Koszmara w liczbie zdobytych punktów. Mniejszy nacisk w tym wariancie kładzie się na tworzenie krajobrazów, a większy na blokowanie Pana Koszmara i przewidywanie jego kolejnych działań. Ten tryb posiada kilka poziomów trudności i stanowi zdecydowanie największe wyzwanie w grze.
Pracownia Snów – wrażenia z gry

Każda rozgrywka to inne cele do spełnienia
Choć „Pracownia Snów” jest logicznym abstraktem, to przez wzgląd na poziom jej skomplikowania nie umieściłabym jej ani obok „Sagrady” ani obok „Azula”. Gra wymaga głębszej analizy sytuacji, pozwala punktować za kilka różnych rzeczy. Do tego dochodzą moce i dość krótka rozgrywka. To nie jest taki milusi i leciutki tytuł na niedzielne popołudnie. Tutaj trzeba nastawić się na więcej strategii i myślenia niż w opisanych wyżej tytułach, a w przypadku gry w maksymalnym składzie liczyć również z dłuższymi przestojami.

Znacznik wydanych akcji
Dość dużo zasad może też odepchnąć z początku nowicjuszy – zdecydowanie nie polecałabym jej komuś, kto dopiero wchodzi w świat planszówek. Zwłaszcza, że nie jest to gra, w którą „łatwo” się wygrywa – realizacja kart z trzeciej grupy (najwięcej punktowanej) wymaga dużego obycia. Podobnie trudno jest skoncentrować się zarówno na realizacji kart snów jak i pamiętaniu o nie zaniedbywaniu celów, które w finale mogą przeważyć szalę zwycięstwa na korzyść rywali. W trakcie rozgrywki z 4 osobami można się nieźle zirytować, że ciągle ktoś Ci podbiera wypatrzone okruchy i musisz tracić akcje na bieganie po planszy, albo ratowanie się wymianą okruchów. Amatora „Pracownia Snów” zwyczajnie przytłoczy – chyba, że będzie on bardzo zdeterminowany do tego, by spróbować takiej mózgożernej produkcji.

Każda następna choinka daje więcej punktów
Mi i Grześkowi podoba się w niej to, że w trakcie kolejnych partii widzi się swój progres. W pierwszej grze udało mi się zrealizować tylko 2 karty snów i to rzutem na taśmę. W trzeciej rozgrywce zrobiłam już 4 karty i znacząco poprawiłam swój wynik. Gdy już się ogarnie wszystkie reguły, to rozgrywka przebiega dość płynnie. Mam tu podobne odczucia jak w „Montanie” – wspaniale zbiera mi się wszystko i układa i nagle rach ciach, następuje koniec gry. A chciałoby się, by trwało to znacznie dłużej… Ale dzięki temu można przynajmniej zagrać kolejny raz w ramach rewanżu.
Zdecydowanie walorem „Pracowni Snów” są różne drogi do zwycięstwa. Pisałam Wam, jak trudno jest zrealizować tu kartę z 3 poziomu. Tak, jest to naprawdę droga przez mękę, ale wcale nie za każdym razem. Czasem wystarczy aktywować 2 akcje, by wykorzystać zebrane już okruchy i skonstruować taki warty 18 punktów sen. Czasem może opłacić nam się dobranie takiej karty na samym początku gry, a później jedynie skupienie się na celach i drobnicy w postaci choinek czy wędrowania po wodzie lub skałach.

Nie jest to gra dla każdego, ale znajdzie wielu zwolenników
Po wielu rozgrywkach wciąż nie czuję się w tym tytule wystarczająco dobra. Ciągle widzę potencjał na dalszy rozwój, zwłaszcza, że do 100 punktów na torze punktacji jest mi daaaleko ;-). „Pracownia Snów” jednym może przypominać mało emocjonującego pasjansa, bo interakcja ograniczona jest tu jedynie do kolejności w rundzie i podbieraniu sobie okruchów, a tak to każdy wpatrzony jest głównie w swoją planszetkę. Do tego ciężko jest tu cokolwiek zaplanować mocno do przodu, gdy nagle okazuje się, że wymyślona trasa nie ma już sensu, bo trzech graczy przed Tobą zabrało Ci te „akuratne” żetony. Nie będę Wam ściemniała – ta gra potrafi mieć powolne tempo i nie każdemu się to spodoba. Ostatnio grając z Grześkiem i Panem Koszmarem zdążyłam iść do kuchni po herbatę, przelecieć tablicę na Facebooku i ostentacyjnie zrobić kilka kółek w pokoju aż ten namyślił się w końcu i mogliśmy przejść do kolejnej rundy.
Innym z kolei wprost przeciwnie – „Pracownia Snów” będzie jawiła się jako dynamiczna i angażująca umysł gra logiczna, w której co rusz przeżywamy te dobre i złe emocje. Ryzykujemy ilością dobieranych kart, losowym dobieraniem z woreczka, rzucaniem się na karty wyższego poziomu. Czerpiemy mega satysfakcję, gdy uda nam się w jednej rundzie zrealizować kartę snu lub wyrzucić 3 okruchy koszmaru z planszy. Wkurzamy się, gdy Koszmar blokuje nam upragnioną akcję, a my przez głupotę nie zostawiliśmy sobie okrucha na karcie snu, by skorzystać z potrzebnej nam teraz mocy.

Zdecydowanie jedna z najbardziej urodziwych gier tego roku
Jeżeli chodzi o skalowalność, to zastosowano tu sprytne zasady, które zmniejszają sytuację, w której np. czwarty gracz w kolejce nie ma już co zbierać z planszy. Raz, że okruchy są zawsze dopasowane do liczby grających, a dwa, że nie wolno zabierać więcej niż 2 okruchów tego samego koloru w turze. Nie czuliśmy większej różnicy przy graniu w 2, a 4 osoby, za wyjątkiem tej, że w czwórkę gra się wolniej.

Wędrowanie w pojedynkę okazało się dla nas za bardzo hardkorowe ;-)
Zupełnie inaczej natomiast można odebrać wariant solo, który wydaje się nieco gorzej zbalansowany. Jego poziom trudności jest mocno wyśrubowany – nawet na najłatwiejszym poziomie Pan Koszmar odstawiał nas o 40 punktów o przodu! To bardzo, bardzo dużo. Widziałam, że na BGG wielu graczy narzeka na ten aspekt i proponuje zmodyfikować zasadę z punktami za czerwone okruchy. W istocie jednak myślę, że większym problemem jest to, że grając solo staramy się grać tak, jak przeciwko żywemu przeciwnikowi, co wiąże się z druzgocącą klęską. Tutaj polecaną strategią jest blokowanie ruchów automy w taki sposób, by pozbawiać go punktacji. Mi ten tryb nie leży, bo wolę skupiać się na konstruowaniu swoich krajobrazu niż takiemu matematycznemu wręcz obliczaniu jak ubiec Koszmara, ale jeżeli ktoś lubi mocne wyzwania i właśnie tego rodzaju łamigłówki to pewnie bardziej przypadnie mu do gustu.

Wciąż czuje się tu presję uciekającego czasu
By nie było zbyt słodko, na koniec dodam kilka mocno subiektywnych przemyśleń, z którymi Wy być może nie będziecie się zgadzać, gdy już w ten tytuł zagracie. Mamy wrażenie, że w „Pracowni Snów” mechanika jest tak opracowana, by zawsze Wam czegoś brakowało. Weźmy kartę z 3 poziomu, która daje 19 punktów. By skonstruować potrzebny do niej krajobraz musimy zebrać 12 okruchów, czyli poświęcić na to 3 tury, a zatem połowę gry. I to tylko, gdy dopisze nam szczęście i faktycznie zdążymy zebrać odpowiednie kolory. Jasne, są tu moce dodatkowe, typu losowanie z woreczka czy przesuwanie okruchów po swojej pracowni. Tylko nie zmienia to faktu, że bardzo by się tu chciało wykonać więcej akcji, a często brakuje nam punktów ruchu chociażby do tego, by dojść na skrajny koniec planszy, bo rywale wyczyścili nam krainy po drodze.
Moim zdaniem niepotrzebnie wprowadzono tutaj zasady z punktowaniem za poruszanie się po swoim śnie, bo ruch wędrowcem odbywa się bardzo rzadko, tylko gdy zbierzemy biały okruch. Więc z jednej strony, ma się tu poczucie, że jest za mało sensownych akcji do wykorzystania, a z drugiej za wiele zbędnych mini reguł i wyjątków. Owszem, lubimy ten tytuł. Bardzo nam się on podoba od strony wizualnej, ale żeby zasiąść do „Pracowni Snów” musimy mieć odpowiedni nastrój. Ta gra nie sprzyja w naszym odczuciu klasycznemu relaksowi, a raczej mocnemu treningowi umysłowemu, po którym nie bardzo ma się siłę na cokolwiek innego.
Pracownia Snów
-
9/10
-
9/10
-
6/10
-
8/10
-
8/10
Pracownia Snów - Podsumowanie
„Pracownia Snów” to jedna z najładniejszych gier tego roku. Nie każdemu jednak przypadnie do gustu. To cięższy abstrakt logiczny niż „Azul” czy „Sagrada”, bardziej coś dla fanów łamigłówek, którzy lubią mieć wiele dróg do zwycięstwa, którzy lubią testować różne strategie. Interakcja jest tutaj znikoma, ale w naszym odczuciu „nie przeszkadza” to tak, jak fakt, że gra kończy się szybciej niż by się chciało. Duży plus za tryb z Panem Koszmarem! Wariant solo – chyba zbyt przekombinowany…
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz mechanikę zbierania zestawów i odwzorowywania schematów
- jesteś graczem średnio-zaawansowanym (zdecydowanie nie dla dzieci – TO NIE „DIXIT”! :D)
- cenisz piękne wykonanie i lubisz, gdy motyw gry pasuje do mechaniki
- masz ochotę na niedługą, ale angażującą grę logiczną
- zależy Ci również na wariancie solo (choć uprzedzam – jest TRUDNY!)
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli: