Zbieraj surowce i stawiaj budynki, które dadzą Ci profity. Wybierz mądrze, bo masz tylko kilka ruchów na całą grę. ``Little Town`` to prosta, nieduża gra ekonomiczna, która może podbić Twój stół. Ale wcale nie musi.
Po bardzo dobrze przyjętym cyfrowym porcie „Osadników: Wykreślanego Imperium” Portal Games znów uderza w osadnicze klimaty. Tym razem jest to gra autorstwa Shuna i Ayi Taguchi z 2017 roku. „Little Town” to typowy przedstawiciel gatunku worker placement – mechanika obraca się wokół zarządzania pulą robotników, których możemy wysłać po zbiór surowców lub budowę budynku. Cała rozgrywka jest w stanie zamknąć się nawet w 25 minut przy dwóch graczach, co moim zdaniem może śmiało klasyfikować ten tytuł jako filler, czyli grę stanowiącą przedsmak do czegoś większego. Ale równocześnie jest na tyle satysfakcjonująca, że może zostać naszym daniem głównym.
Little Town – co w pudełku?

Wszystkie komponenty
To chyba jeden z najmniejszych worker placementów jakie mam w kolekcji. Pudełeczko jest nieduże, pole gry to zaledwie 54 kwadraty, a na stole nie musimy mieć więcej miejsca niż zajmuje plansza + troszkę z boku na znaczniki. Oprawa wizualna, za którą odpowiada Sabrina Miramon nie do końca trafiła w mój gust. Nie jest brzydka, ale dość surowa – plansza jest niemal pusta, a żetony budynków na tyle malutkie, że w trakcie gry niespecjalnie zwraca się uwagę na to, czy stawiamy fontannę czy drewutnię. Jest po prostu nacisk na symbolikę.

Ilustracje na budynkach są klimatyczne – szkoda, że takie małe
Z tego względu nie ma co liczyć na wyprofilowane znaczniki zasobów. Ryby, zboże, drewno i kamień to po prostu niebieskie, żółte, brązowe i szare sześciany. Jedynie fikuśną formę mają nasi robotnicy i domki oraz znacznik pierwszego gracza. Karty celów są pozbawione grafik, ale to nie jest ich główną wadą. Najgorzej, że są one bardzo słabo zbalansowane, o czym opowiem bliżej w wrażeniach z gry.
Plusem jest na pewno to, że plansza jest dwustronna, a ilość żetonów budynków na tyle duża, że możemy grać zawsze inną konfiguracją, co wpływa pozytywnie na regrywalność.

Znaczniki robotników
Moim zdaniem „Little Town” nie jest grą, której można zapragnąć oczami. Owszem, ma przyjemną okładkę, ale po rozłożeniu na stole ten tytuł nie błyszczy, nie wywołuje efektu wow swoim wykonaniem. Wręcz wygląda mocno przeciętnie. Ale to tylko kwestia gustu, a o nich nie ma się co rozwodzić. Skupmy się zatem na mechanice, bo ta wypada już znacznie lepiej.
Little Town – zasady gry

Przygotowanie do gry dla 3 graczy
Na starcie każdy otrzymuje określoną liczbę kart celów oraz robotników i domki. W im więcej osób gramy, tym do dyspozycji mamy mniej pionków, a co za tym idzie – ruchów. Runda trwa tak długo, aż wszyscy nie wykorzystają swoich robotników. W turze mamy do dyspozycji dwie możliwości: zbieramy zasoby lub budujemy budynki.

Ten robotnik zbierze drewno i kamień
Jeżeli chcemy zebrać zasób, stawiamy robotnika na pustym polu przy interesującym nas zasobie. Uwaga – robotnik może zebrać wszystko z otaczających go pól. Czyli w najlepszej sytuacji, jeżeli tylko nie stoimy przy krawędziach, możemy skorzystać z 8 pól. Jeżeli wśród tych sąsiadujących pól będzie budynek, to również wtedy i tylko wtedy, możemy odpalić jego akcję. Część budynków przynosi dochód z automatu, ale część działa na zasadzie wymiany np. wrzucając pieniążek do fontanny otrzymamy 3 punkty, a rybek da nam 3 pieniążki za jedną rybę. Co ciekawe w ten sposób możemy korzystać z budynków innych graczy, ale za każdym razem musimy im za to zapłacić 1 pieniążkiem.
W drugiej opcji robotnika kładziemy na polu budowy, pobieramy żeton interesującego nas budynku (rzecz jasna, należy też opłacić jego koszt pokazany w lewym górnym narożniku), stawiamy budynek na dowolnym pustym polu i oznaczamy go swoim domkiem. Każdy budynek daje też punkty zwycięstwa od razu po wybudowaniu.

Ten budynek da 1 kostkę zboża robotnikowi, który stanie w jego sąsiedztwie
Na koniec rundy musimy jeszcze nakarmić swoich robotników – oddajemy po prostu tyle ryb lub zboża ilu mamy robotników. Jeżeli nie starczy nam zasobów, za każdego głodującego robotnika otrzymujemy -3 punkty. W każdym momencie możemy również wymienić 3 monety na dowolną kostkę zasobów. Dodatkowo, gdy tylko spełnimy warunek z naszej karty celu, pokazujemy ją pozostałym graczom i przyznajemy sobie punkty. Niewykonanie celu nie skutkuje żadną karą.
Gra kończy się po czterech rundach i zwycięża oczywiście gracz z największą liczbą punktów. Każde trzy monety dodają również 1 punkt.
Little Town – wrażenia z gry

Nasze osady co rundę przynoszą więcej korzyści
Bardzo lubię prostotę w grach. „Little Town” nie przytłacza nadmiarem zasad, a jednocześnie daje graczowi nieco wolności. O ile pierwsza runda to typowe zbieranie zasobów, bo przecież za coś trzeba kupić budynki, to następne 3 rundy są już mocno nastawione na planowanie. Wysokopunktowane budynki kuszą, ale można też budować te, które dadzą na początku mniej punktów, lecz pozwolą wykonać bardziej atrakcyjne akcje. Nie można też zapominać o wyżywieniu robotników, bo trzy punkty w plecy to dotkliwa kara.
Wszystko sprowadza się tu do zaplanowania osady, która po ustawieniu robotników będzie nam łańcuchowo dawała jak najwięcej korzyści. Np. jeżeli ustawimy dużo pól ze zbożem i do tego stodołę (wymiana 2 zbóż na 5 pkt) oraz rezydencję, która na koniec rundy pozwala bezpłatnie aktywować sąsiadujące z nią budynki to właśnie zbudowaliśmy ładny combos punktacyjny. Rzecz jasna nie jest to wcale takie łatwe, bo budynków mamy ograniczoną ilość, a do tego przeciwnicy przecież też nie śpią i mogą nam wykupić obiekt przed nami.

Little Town to w dużej mierze wyścig po najlepsze budynki
Nietuzinkowym akcentem jest możliwość wykorzystywania obiektów innych graczy. Korzystamy z nich tak, jak ze swoich, ale płacimy graczowi daninę w postaci 1 monety. To uczciwe, bo nawet jeżeli ktoś nam podpierniczył budynek, to nadal możemy skorzystać z jego mocy (inna sprawa, że nie tak łatwo już wtedy wyzwalać combosy, bo jednak każdy gracz stawia budyneczki gdzieś blisko siebie).
Długofalowe planowanie, rywalizacja o zasoby (tak, one też mogą się skończyć i wtedy jest lipa!), obserwowanie jak szybko plansza się rozrasta, pilnowanie tego, co robi przeciwnik (zwłaszcza w kontekście budynków premiujących na sam koniec gry za określone warunki) jest esencją „Little Town”. Rozgrywka przebiega płynnie, bo w czasie, gdy my wykonujemy ruch, pozostali analizują swoje plany.

Familijna rozgrywka
Cztery rundy mijają wręcz błyskawicznie – przy czterech graczach mamy tylko 12 ruchów do wykonania! W tym składzie grało mi się chyba najgorzej, właśnie z uwagi na zbyt mały czas na rozwój osady. Można jednak wprowadzić domowe zasady i grać czterema lub pięcioma pionkami robotników. Najlepiej bawiliśmy się w parze, bo nie dosyć, że tury były szybsze to udało się zrealizować plany, których w grze na czterech było niekiedy ekstremalnie ciężko.

Karty celów to niezbyt udany pomysł
No właśnie i w tej beczce miodu jest jednak trochę dziegciu. I są to właśnie karty celów, które są słabo zbalansowane. Dają one 2 lub 3 punkty zwycięstwa (czyli super mało, bo aż 3 daje wybudowanie najtańszego pola zboża), a ich poziom trudności jest skrajny. Z jednej strony mamy bowiem tak łatwe cele jak pozbycie się wszystkich monet, a z drugiej posiadanie co najmniej dwa razy więcej kostek jedzenia niż robotników lub skorzystania z co najmniej 4 budynków w jednej turze. Teoretycznie karty celu powinny nam nakreślać jakąś strategię, skłaniać do różnych podejść, a zwyczajnie nie opłaca się ich wykonywać. Jeszcze pół biedy, gdyby były one na podobnym poziomie trudności, ale zdarzało się, że ktoś otrzymywał same łatwe zadania, a reszta graczy bardziej wymagające. No cóż, albo się z tym pogodzimy albo po prostu będziemy grać bez nich.
„Little Town” ma też to do siebie, że trochę ginie w tłumie worker placementów. Boję się, że za pół roku nikt nie będzie o niej pamiętał, bo nie ma ona niczego charakterystycznego, czy też unikalnego na tyle, by pojawiała się wciąż na ustach graczy. Natomiast ja jestem pewna, że do tej gry będę chętnie wracała, ale nie w maksymalnej konfiguracji graczy. To tytuł raczej dla graczy początkujących, szukających typowo familijnej rozgrywki z klimatem osadnictwa, czegoś co zaangażuje w równym stopniu najmłodszych członków rodziny (10+ mocno zawyżone, ośmiolatki też ogarną) jak i seniorów rodu. Dzięki niewielkiemu formatowi może się też sprawdzić jako opcja na wakacje czy podróż, a poziom interakcji zdecydowanie zasługuje na pochwałę.
Little Town
-
7/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
-
7/10
Little Town - Podsumowanie
Proste zasady sprzyjają wprowadzaniu do gry nowych osób. Ograniczona liczba ruchów wymusza długofalowe planowanie, ale dzięki sporej interakcji i możliwości korzystania z budynków rywali nie czeka się długo na swoją kolej. Niby nic szałowego, ale w „Little Town” gra się naprawdę przyjemnie. Nie każdemu przypadną do gustu krótkie partie i poczucie, że w sumie, nie ma tu nic odkrywczego.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- jesteś początkującym graczem
- lubisz klimat osadnictwa
- szukasz sytej gry, która nie potrwa dłużej niż 45 minut
- szukasz typowej gry familijnej
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- szukasz eleganckiej gry na prezent (minimalistyczna oprawa wizualna, symboliczne znaczniki)
- zjadłeś zęby na worker placementach i szukasz czegoś nietuzinkowego
- lubisz długie partie
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Portal Games