Do brzegów miasteczka Whitby przybywa tajemniczy okręt. Na pokładzie nie ma żywego ducha, za to jest wiele zakrwawionych skrzyń z ziemią… Szybko okazuje się, że to sam Książę Ciemności próbuje rozszerzać swoje wpływy. Miasteczko może ocalić tylko profesor Van Helsing, ale to od Was zależy, kto wygra ten asymetryczny pojedynek!
Niedawno opisywałam Wam dwuosobową karciankę „Jekyll i Hyde” od Naszej Księgarni. Tym razem wydawnictwo Muduko zdecydowało się wydać kolejną część z niepisanej serii wydawnictwa Mandoo Games. Tak jak i poprzednio gracze wcielają się w znane z literatury postacie, a choć charakter obu gier jest podobny, bo mówimy tu o asymetrycznej walce, to obie te pozycje różnią się tak wizualnie jak i mechanicznie z korzyścią dla „Dracula vs Van Helsing”.
Dracula vs Van Helsing – wykonanie
Zakładam, że tak jak i mi spodoba Wam się od razu wnętrze pudełka, którego zamykana część przypomina trumnę, ale to jest doprawdy detal. Najważniejsze są komponenty o wysokiej jakości. Mamy tu ciężkie, drewniane podpórki do kart, drewniany znacznik statku odmierzający rundy, niedużą, ale klimatyczną planszę, dwustronne żetony ludzi/wampirów, planszetkę siły kolorów z 4 żetonami kolorów i 32 karty. I to właśnie ten ostatni element powinien przykuć Waszą uwagę, bo ze względu na grubość przypominają one raczej płytki niż karty!
Z miejsca się w nich zakochałam podobnie jak w całej oprawie graficznej. Jest ona bardziej komiksowa, czy też uproszczona w stosunku do tej z „Jekylla i Hyde’a”, ale dzięki temu gra wygląda nowocześnie i może przyciągnąć do stołu chociażby młodzież. Tu warto wspomnieć o ikonografii, ponieważ każda z 8 rodzajów kart ma inny efekt działania. Karty nie są opisane tekstem, ale zapewniam, że po jednej rozgrywce zapamiętuje się już wszystkie akcje i nie ma potrzeby spoglądania do instrukcji.
Dracula vs Van Helsing – na czym polega gra?
Każdy z graczy ma inny warunek zwycięstwa. Dracula wygra, jeżeli zamieni wszystkich czterech mieszkańców tej samej dzielnicy w wampiry lub przetrwa do końca 5 rundy, a van Helsing wygra, jeżeli zabije Draculę, który na starcie ma 12 punktów życia. Plansza przedstawia 5 dzielnic miasteczka, a celem graczy jest uzyskanie przewagi w jak największej liczbie dzielnic. Karty, które gracze mają zakryte dla rywala na swoich podstawkach odpowiadają kolejno każdej z 5 dzielnic. Gdy runda się skończy, gracze odkrywają karty i porównują ich siłę – wygrywa zawsze karta w kolorze atutowym, a jeśli obie są atutem, to ta, która ma wyższą wartość. Dopiero jeśli żadna nie jest atutem porównuje się ich wartość i w przypadku remisu wygrywa ta o silniejszym kolorze (atuty i siła koloru mogą się zmienić w trakcie rundy).
Początkowo karty na podstawce są tajne, jednak w miarę rozgrywki gracze będą zmuszeni je ujawniać stosując różne efekty. Raz odkryta karta pozostaje taką do końca rundy, ale twist polega na tym, że zawsze możemy ją wymienić z nową kartą, a nawet zmienić jej położenie względem własnych kart lub przesunąć ją do rywala! W swojej turze zawsze dobieramy nową kartę z talii i albo zamieniamy ją z jedną z naszych kart, albo odrzucamy. I teraz uwaga – karta, którą odrzucimy wywołuje efekt. Te zaś są różnorodne – od zamiany koloru atutowego, poprzez odkrywanie karty rywala, aż po roszady związane ze wspomnianą zamianą miejsc.
Dlaczego ta gra jest warta uwagi?
Po pierwsze dlatego, że bardzo dobrze balansuje między głębią taktyki, interakcją i losowością. Kart jest niedużo, co sprzyja analizie sytuacji i przewidywaniom co może zrobić przeciwnik. „Dracula i Van Helsing” pozwala blefować i podpuszczać rywala – cały czas czuć to pożądane napięcie związane głównie z tym, że runda może skończyć się szybciej niż byśmy chcieli. Gdy tylko na stosie odrzuconych kart znajdzie się ich 6 (czyli po trzeciej turze na gracza), zamiast dobierać kartę wolno ogłosić koniec rundy – wtedy ostatni ruch ma rywal. Jednak jeżeli zagramy najwyższą kartę (ósemkę), to runda kończy się automatycznie, a rywal nie ma już nic do powiedzenia.
Doskonale przemyślano tu efekty kart. Te słabiutkie, które będziemy naturalnie raczej odrzucać, dają korzyść przeciwnikowi. Na przykład odrzucając jedynkę musimy ujawnić jedną ze swoich kart (przenosimy ją przed podstawkę). Im wyższa wartość karty, tym ciekawszy efekt, więc musimy stale rozpatrywać, czy opłaca nam się bardziej zostawić je do walki o dzielnicę, czy użyć akcji.
O ile w „Jekyllu i Hydzie” miałam wrażenie, że niespecjalnie wiele ode mnie zależy, tak tutaj wręcz odwrotnie. Czułam, że wykorzystując sprytnie odpowiednią akcję mogę osiągnąć swój cel. Wiecie, zamiana koloru tuż po ujawnieniu wszystkich kart, albo zagranie ósemki w początkowym etapie gry (ryzykowne, ale niekiedy bardzo opłacalne) – takie nagłe zwroty akcji po prostu robią tą grę! Dodatkowo role nie są zaburzone, co w w/w grze też było problemem.
„Dracula vs Van Helsing” jest jedną z najlepszych gier Muduko i co tu dużo gadać – jedną z najlepszych dwuosobówek w jakie grałam. Od premiery sięgam po nią nawet częściej niż po „Spór o Bór 2”. Odpowiednio dynamiczna (zwykle gra się krócej niż 30 minut), zajmuje niedużo miejsca na stole, bawi tak samo przy pierwszym jak i 50 podejściu i wywołuje rumieńce na buzi. Absolutny must have jeśli szukacie czegoś do zabawy w parze!
Dracula vs Van Helsing - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
-
8/10
Dracula vs Van Helsing - Podsumowanie
Ma wszystko to, co powinna mieć dobra gra dla dwojga – proste zasady, które oferuję głębię rozrywki, dużo interakcji skłaniającej do ciągłej analizy sytuacji, emocjonujące potyczki i jeszcze solidne, świetnej jakości wykonanie!
User Review
( vote)Grę do recenzji przekazało bezpłatnie wydawnictwo Muduko. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.