W przeciwieństwie do książek, filmów i gier wideo, planszówkowe sequele trafiają się ekstremalnie rzadko. Z dużą dozą sceptycyzmu podchodziłam do następcy bestsellerowego „Sporu o Bór”, nie wierząc, że można dalej eksploatować ten sam temat w równie ujmujący sposób. O, jakże się pomyliłam!
Szukając gier dwuosobowych prędzej czy później z pewnością traficie na „Spór o Bór”, czyli polską edycję „Schotten-Totten”. Ta wydana w 2021 roku reedycja słynnej gry Reinera Knizii z ilustracjami Piotra Sokołowskiego to absolutny sztos – tytuł nie tylko piękny, ale cechujący się głębią, która rozwija w graczach cenne umiejętności taktyczne. Ja sama naprawdę za nim przepadam i właśnie dlatego nie byłam przekonana, że da się go zrobić jeszcze lepiej, a już na pewno nie na tyle, by mając część pierwszą chciało mi się sięgać po drugą. I choć ranking BGG sugeruje, że faktycznie coś jest na rzeczy, bo „Schotten-Totten 2” nie odniosło już takiego sukcesu jak swój pierwowzór, gdy spojrzymy na główny ranking, to jednak w rzeczywistości powiem Wam tyle – pal licho rankingi. „Spór o Bór 2” jest pod pewnymi względami nawet LEPSZY od oryginału. Dlaczego?
Spór o Bór 2: Na tamę marsz – różnice? Tylko na plus!
Na pierwszy rzut oka „Spór o Bór 2” wygląda podobnie – ot, zamiast polan mamy teraz tamy, naprzeciwko których każdy gracz znów wysyła formacje zwierząt. Ale już po chwili da się zauważyć o wiele więcej różnic. Po pierwsze tam jest siedem, nie dziewięć i mają one różnorodne warunki! O ile w „Sporze o Bór” zawsze układaliśmy formacje złożone z 3 kart i wygrywała silniejsza z nich, tak tutaj każda tama wymaga innego podejścia. Są takie, przy których kładzie się tylko 2 karty, są takie, gdzie wymagane są cztery karty, ale też i takie, gdzie formacja musi mieć jak najniższą wartość albo określony typ (np. zgraję, czy kompanię). Tamy są dwustronne, więc tych warunków jest całkiem sporo.
Po drugie istnieją w talii dwie karty o specjalnych właściwościach (i mam tu na myśli talię podstawową, bo oczywiście jest jeszcze talia do wariantu zaawansowanego). Kaczka (zero) i bóbr (jedenastka), czyli najsłabsze i najsilniejsze zwierzęta w grze stają z sobą w szranki i niszczą się nawzajem. Oznacza to, że jeżeli zagramy kaczkę po swojej stronie, a rywal będzie miał po drugiej bobra w tym samym kolorze, to obydwie karty wypadają z gry (i odwrotnie, bóbr tak samo działa na kaczkę). Detal? O, tylko pozornie. To bardzo ciekawa mechanika, która daje zwiększa pulę manewrów.
Trzecią zaś i zarazem największą różnicą względem oryginału jest podział na role. W „Sporze o Bór” gracze mieli ten sam cel – osiągnąć przewagę w 3 sąsiadujących polanach lub 5 dowolnych. Tutaj zaś rywale mają inne zadanie do wykonania. Atakujący stara się przebić przez jedną tamę (czyli zniszczyć tę samą dwukrotnie) lub uszkodzić cztery dowolne, a obrońca wygrywa jeżeli temu zapobiegnie do momentu wyczerpania kart ze stosu dobierania.
Co istotne każda ze stron ma inne umiejętności. Atakujący może odrzucić wszystkie karty po swojej stronie dowolnej tamy na początku tury, zaś obrońca trzykrotnie w trakcie gry może użyć kłody, by odrzucić dowolną kartę atakującego leżącą najbliżej tamy (czyli zagraną jako pierwszą). Tylko, czy to faktycznie robi aż taką różnicę?
Spór o Bór 2: Na tamę marsz – urok asymetrii
Oczywiście, że robi. I to kolosalną. Ba, powiedziałabym nawet, że te trzy powyższe aspekty rozgrywki sprawiają, że przestaje się patrzeć na „Spór o Bór 2” przez pryzmat sequelu. Jasne, duch rywalizacji, pojedynku i formowania zwierzęcych formacji jest tu tak samo wyczuwalny, ale sposób myślenia i kombinowania jest tu diametralnie inny. Trzeba zawsze pamiętać o umiejętnościach przeciwnika, dbać o to, by spełnić wymagania danych tam, analizować prawdopodobieństwo, przeglądać stos kart odrzuconych. Inaczej gra się atakującym, a inaczej obrońcą! Ten tytuł oferuje jeszcze większą głębię, sprawia, że czachy parują po obu stronach stołu, a rozgrywka nastawiona na 20 minut spokojnie może przeciągnąć się do 40 minut.
Czyli dynamika jest mniejsza? Tak, a przynajmniej w naszym odczuciu. Ponieważ kart możemy użyć na więcej sposobów, siłą rzeczy dłużej analizujemy sytuacje. Wystarczy jeden, mały błąd, by pozbawić się szansy na zwycięstwo, dlatego poziom skupienia jest absolutnie maksymalny. To nie jest gra na radosny chillout, tylko tytuł, który Wam spali zwoje mózgowe.
Spotkałam się z opiniami, że atakujący ma tu trudniej, ale rozegraliśmy tu tyle pojedynków, że śmiało mogę powiedzieć, że nie jest to prawdą. Knizia to wybitny matematyk i doskonale przeliczył szanse każdej ze stron. Atakujący ma naprawdę silną moc – usuwanie zagranych kart w chwili, gdy obrońca nie może przy danej tamie już nic zrobić, pozwala mu pięknie blefować. Póki jednak obrońca ma w ręce kłody, może on także popsuć plan ataku. To jest w tej grze przepiękne, że do ostatniego momentu nie wiadomo, kto wygra. Może obrońca ma na ręce tę jedną, brakującą do układu kartę? Może atakujący zrobi w finale jakiś nieoczekiwany zwrot i zaatakuje tam, gdzie się tego obrońca nie spodziewał?
Asymetria rzadko występuje w grach karcianych, prawdopodobnie z tego powodu, że wymaga od graczy większego poziomu zaangażowania tzn. pewnego stopnia rozegrania, poznania mocnych i słabych stron obydwu ról. A nie jest to zjawisko pożądane, gdy do gry zasiada weteran i amator, bo wtedy ten pierwszy ma nad drugim przewagę już na starcie. I w „Sporze o Bór 2” także należy spodziewać się, że osoby, które więcej będą w ten tytuł grały, z pewnością będą lepsze od nowicjuszy. Mi ogromnie podoba się fakt, że z gry na grę czuję postęp w rozwoju własnej taktyki i potrafię czerpać równie dużą przyjemność z rozwalania tam jak i bronienia.
Spór o Bór 2: Na tamę marsz – podsumowanie
Tak samo jak kocham ilustracje z „jedynki”, tak samo czuję się oczarowana pracami Piotrka Sokołowskiego w sequelu. Wodne zwierzęta z polskich środowisk to konkretne badassy. Ubóstwiam węgorza elektrycznego, suma, który schodzi na głębiny z minami i niepozornego rzęsorka rzecznego ze sztylecikami nasączonymi trucizną (bo wiecie, w prawdziwym życiu to taka jadowita „ryjówka”). Zauważcie też, jak odmiennie przedstawiono tutaj samą wodę – mamy rzekę, mamy kadry podwodne, mamy małe krople przy błotniarce stawowej, śliczny zachód słońca w szuwarach, a nawet ujęcie zawierające zarówno widok z pod wody jak i nad nią przy żółwiu! No sztos!
Wydawnictwo Muduko niezmiennie zachowało również tę samą, wysoką jakość wykonania – ekologiczne karty, płótnowana instrukcja, karty pomocy, grube żetony. Nie potrafię na nic narzekać! Jeżeli jesteście fanami „Sporu o Bór” to MUSICIE mieć „Spór o Bór 2”. Jedyny minus jest taki, że przy sequelu, jedynka może po czasie okazać się dla Was zbyt „uboga” i pójdzie w odstawkę. „Spór o Bór 2” mogę odradzić chyba tylko osobom, które nie lubią gier stricte taktycznych i dla których poziom „Sporu o Bór” jest już absolutnie wystarczający. Bo przecież nie zawsze i nie każdy ma ochotę na coś cięższego.
Spór o Bór 2: Na tamę marsz - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
Spór o Bór 2: Na tamę marsz - Podsumowanie
Nie sądziłam, że to powiem, ale jednak! „Spór o Bór 2” to jeszcze lepsza, bo pozwalająca na więcej strategicznych zagrań gra, która mimo pozornych podobieństw, nie jest tylko wydmuszą żerującą na sławie pierwowzoru, ale mocną, regrywalną i ciekawą pozycją. Must have dla fanów gier dla dwojga!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- podobał Ci się „Spór o Bór”
- lubisz gry z głębią
- zależy Ci na pięknej oprawie wizualnej
- lubisz ostrą, intensywną rywalizację
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- nie lubisz cięższej rozkminy
- jesteś graczem początkującym -> spróbuj najpierw przystępniejszego „Sporu o Bór”
User Review
( vote)Grę otrzymałam na własność od wydawnictwa Muduko na potrzeby stworzenia recenzji. Wydawnictwo nie miała wpływu na treść i wyrażoną opinię.