Grając w „Ale kocioł!” wielokrotnie miałam wrażenie, że ktoś rzucił na mnie Obliviate… Ten tytuł przetestuje Waszą pamięć w zabawny sposób!
Na rynku nie brakuje gier planszowych w magicznych klimatach. Pomijając te na licencji „Harry’ego Pottera” mamy jeszcze chociażby „Mandragorę”, „Mix Turę”, czy „Księgę Czarów”, a to tylko pierwsze, które przychodzą mi do głowy. I gdy wydawało mi się, że ten temat jest już mocno oklepany i nic mnie już w nim nie zaskoczy z przytupem FoxGames wprowadziło na polski rynek rodzinną grę „Ale kocioł”. Gdy tylko zobaczyłam, na czym polega od razu zgodziłam się objąć ją patronatem medialnym!
Ale kocioł! – czarująca zawartość
Czym zatem tak zaskakuje ten tytuł? Po pierwsze wysoką jakością komponentów, które tworzą bez wątpienia magiczny klimat. Wnętrze pudełka stanowi główny element gry i nie służy tylko przechowywaniu. Ukryto w nim cztery schowki z wyjmowanymi wieczkami, które pełnią ważną funkcję w trakcie zabawy. Przypominają one worki, skrzynki i kociołki. Do tego mamy tu jeszcze jeden odjazdowy i niespotykany komponent – plastikową różdżkę!
Poza tym gra stoi żetonami składników magicznych, które zostały tak narysowane, by jak najbardziej mylić naszą percepcję (dlatego nie zdziwcie się, że niektóre składniki są do siebie bardzo podobne!). Karty plecaczków i punkty w kształcie eliksirów dodają odpowiedniej atmosfery. Dla mnie? Bomba! Każdy bez względu na wiek zachwyci się wnętrzem tej gry.
Ale kocioł! – na czym polega gra?
Gdy wrzucimy losowo po 10 składników do każdego ze schowków, każdy z graczy deklaruje z ilu elementów pragnie uwarzyć eliksir (od 2 do 5) i dobiera tyle kart na rękę. Wartości te będą jednocześnie odpowiadać punktom, które otrzyma się za prawidłowo przyrządzoną miksturę. W swojej turze aktywny gracz wybiera, czy chce przeszukać dowolny ze schowków, czy uwarzyć eliksir.
Jeśli chce przeszukać, uchyla wówczas wieczko i za pomocą różdżki „grzebie” w środku schowka w poszukiwaniu składników, które ma na swoich kartach. Składników nigdy się nie wyciąga. Gracz może robić to tak długo, jak chce, ale jego przeciwnicy zaglądają mu przez ramię i wypatrują w tym czasie własnych składników, więc najlepiej robić to jak najszybciej. Naturalnie nie zasłaniamy tu rękami widoku rywalom.
Gdy gracz będzie pewien, że zna lokalizację każdego ze składników swoich kart, może przystąpić do warzenia mikstury. W tym celu umieszcza każdą kartę obok danego schowka i sprawdza, czy miał rację i czy składniki faktycznie się tam znajdują. Jeśli tak, dobiera eliksir do swojego plecaka o wskazanej wartości punktowej. Jeśli nie, odrzuca wszystkie karty i dobiera nowe. Musi zatem rozpocząć od nowa swoje poszukiwania.
Gra kończy się, gdy dowolny z graczy uwarzy 4 eliksiry, a wygrywa ten z graczy, który ma najwięcej punktów.
Ale kocioł! – wrażenia z gry
Zasady jak widzicie są banalne i tłumaczy się je błyskawicznie. Nie znaczy to jednak, że jest to wyłącznie gra dla dzieciaków, bo wymaga ona naprawdę doskonałej pamięci. Początkowo wydawało mi się, że nie ma najmniejszej trudności w zapamiętaniu 5 składników. Przecież pamiętamy dłuższe sekwencje – numery telefonu, PESEL-e, numery NIK. Szybko przekonałam się, że w grze pod presją czasu jest to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza, że składniki mają jak już wspomniałam podobny wygląd. Co z tego, że zapamiętacie, że ta niebieska chmurka jest w skrzynce, jak potem w woreczku zauważycie niebieski kryształek i rundę dalej zaczniecie wątpić, co gdzie leżało ;-).
„Ale kocioł” jest tym rodzajem gry pamięciowej, która wymaga uważności i koncentracji. Jeśli zaczniecie się tu śmiać, rozgadywać itd. to nie liczcie na zwycięstwo! No i nie da się ukryć, że jest to trochę też gra ryzyka. Bo jeśli rywal zadeklaruje 3 składniki, to duma nie pozwala wybrać mniejszej ilości (a raczej większą, by mieć później więcej punktów). Z drugiej strony niezłą strategią jest też deklarowanie 2 składników, bo wtedy możecie szybciej zapełnić swój plecaczek i wyzwolić koniec gry.
„Ale kocioł” nie frustruje – raczej bawi i satysfakcjonuje, więc jest to pozycja jak najbardziej godna polecenia rodzinom z dziećmi. Wiek nie wpływa na poziom trudności, więc rodzice z pewnością nie będą musieli się „podkładać” sześciolatkom, by wyrównać ich szanse. Gra też idealnie się skaluje.
Może nie jest to ten typ planszówki, w którą chce się grać bez końca, bo jednak wymaga ona jakiegoś tam wysiłku i w naszym domu taka jedna partyjka 20-minutowa była wystarczająca, by nasycić się nią na parę dni, ale to już wrażenie bardzo subiektywne.
Jedyne, co warto przemyśleć przed zakupem to konieczność bardzo bliskiego kontaktu z innymi graczami. W trakcie rozgrywki musimy siedzieć blisko siebie i pochylać się nad pudełkiem stykając się głowami, by widzieć jakie składniki mieszają się w schowkach. Dla rodziny to nie problem – dla obcych sobie ludzi, może być zbyt dziwnie. Zwłaszcza w dobie pandemii, gdzie tak bliski kontakt nie jest wskazany.
Ale kocioł! - ocena końcowa
-
9/10
-
7.6/10
-
8/10
-
7/10
-
7.5/10
Ale kocioł - Podsumowanie
Szukacie czarująco zabawnej gry? Takiej, co to nie tylko wygląda magicznie, ale i sprytnie testuje pamięć i angażuje graczy również wtedy, gdy nie trwa ich tura? Jeśli tak, to zdecydowanie warto sięgnąć po „Ale kocioł”, choć cena do najniższych nie należy.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz magiczny klimat
- szukasz ładnie wydanej gry na prezent dla całej rodziny
- lubisz gry pod presją czasu
Gra może Ci nie podejść jeśli:
- nie lubisz gier wymagających bliskiego kontaktu fizycznego
- nie przepadasz za grami pamięciowymi
User Review
( vote)Grę otrzymałam bezpłatnie od wydawnictwa FoxGames. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.