Niezwykle rzadko gry planszowe posiadają trójwymiarową konstrukcję. „Nawiedzony Dwór” przypomina swoją budową prawdziwy zamek z ruchomymi pułapkami! Przed Wami szalony, familijny wyścig, który wyzwala duże emocje, ale też i odrobinę…nudy. Brzmi paradoksalnie? Zapraszam do recenzji!
We wczesnych latach 90. w telewizji często reklamowano grę „Upiorne zamczysko”. Przedstawiała ona tytułowy zamek, w którym gracze poruszali pionkami przez pokoje, by dotrzeć do trumny i zamknąć w niej upiora. Istotą gry była czaszka, którą w określonych momentach wrzucało się do wieży i która losowo wypadała na jedną z czterech stron zamku przewracając pionki i niwecząc plany. Marzyłam o tej grze, ale niestety nie dane mi w nią było nigdy zagrać. Zupełnie nieoczekiwanie, po niemal 30 latach spełniłam to marzenie. Otrzymałam bowiem „Nawiedzony Dwór” z księgarni Taniaksiazka.pl. Ku mojemu zaskoczeniu okazało się, że to niejako reedycja tamtej gry! I całkiem fajnie, że EPEE postanowiło wprowadzić znów na polski rynek ten tytuł, bo jest on godny uwagi, aczkolwiek nie umiem już myśleć o nim z takim entuzjazmem jak w dzieciństwie i zaraz dowiecie się dlaczego.
Nawiedzony Dwór – plansza z efektem wow
Współczesne gry planszowe unikają trójwymiarowych konstrukcji. Jasne, zdarzają się tu wyjątki np. „Holi. Festiwal kolorów” ze swoją trzypoziomową wieżą, ale generalnie jeżeli jakiś element trójwymiarowy już występuje, to raczej w formie wizualnego bonusu np. drzewa do trzymania kart w „Everdell” czy wieży do kości przypominającej ptaki w „Na skrzydłach” aniżeli części ściśle związanej z mechaniką. „Nawiedzony Dwór” na tym polu się wyróżnia ponieważ całe jego pudełko stanowi planszę. Tytułowy dwór musimy za każdym razem złożyć tzn. postawić ścianki i przymocować do nich plastikowe pułapki. Zajmuje to kilka minut więc nie możemy tak z marszu zasiąść do gry, ale to akurat trudno uznać za wadę, zwłaszcza, że efekt końcowy jest spektakularny.
Zamek jest zaiste wspaniały! Składa się z czterech pomieszczeń – laboratorium, biblioteki, galerii i korytarza. Ściany są okraszone klimatycznymi ilustracjami właściwymi dla settingu fantasy. Mamy zatem pajęczyny, świece, duchy wystające z obrazów, kuliste pioruny i inne zjawiska ektoplazmowe. Największą furorę robią jednak pułapki! Te aktywują się za sprawą metalowej kuli, która mieści się na szczycie konstrukcji – w świecącym w ciemności duchu. Wciskając głowę ducha kula spada do wieży i tam losowo trafia do jednej z czterech pułapek.
W laboratorium są to schody, w bibliotece kula wypada z regału z książkami, w galerii spada przez kosz powodując poruszenie się obrazu, a w korytarzu uruchamia topór, który opada w przejściu i uderza w chwiejną podłogę. Absolutny czad! Jeżeli nam, dorosłym, te mechanizmy powodowały opad szczęki to gwarantuję, że dzieciaki też będą piszczeć na ich widok. Wygląd i pomysłowa konstrukcja „Nawiedzonego Dworu” to jego największa zaleta.
Nawiedzony Dwór – zasady gry
Badacze zjawisk paranormalnych wkraczają do legendarnego zamku. Szybko okazuje się, że opowieści o krążącym w nim upiorze są prawdziwe – badacze zbudzili ducha hrabiego Zjavolusa, a teraz on pragnie uwięzić ich na zawsze w swoim dworze. W zależności od ilości graczy, każdy otrzymuje po 1 lub 2 pionków badaczy, których ustawia się za linią startu. Grę wygrywa osoba, która pierwsza wydostanie z zamku swój pionek/ pionki.
Zasady są banalne – w swoim ruchu rzucamy kością i przesuwamy jeden ze swoich pionków o wskazaną liczbę pól. Na każdym polu za wyjątkiem niebieskich stref może stać tylko jeden pionek. Jeżeli musielibyśmy zakończyć ruch na zajętym polu po prostu przeskakujemy o następne pole do przodu. W dworze istnieje kilka stref zagrożenia oznaczonych czerwonym kolorem. Jeżeli nasz pionek zakończy ruch w takiej strefie lub jeżeli wyrzucimy na kości symbol ducha musimy wcisnąć ducha na wieży. Wszystkie pionki stojące w strefie zagrożenia, do której wypadnie kula muszą cofnąć się do najbliżej niebieskiej strefy – nawet jeżeli kula bezpośrednio nie przewróci pionków.
Nawiedzony Dwór – wrażenia z gry
Mamy do czynienia z najbardziej klasyczną ze wszystkich mechanik gier planszowych – rzuć kością, przesuń pionek. Na tym samym opiera się Chińczyk, Monopoly czy Grzybobranie. Z jednej strony oznacza to, że poradzą tu sobie nawet przedszkolaki potrafiące liczyć do czterech (to najwyższa wartość na kostce), z drugiej zaś musimy się liczyć z ogromną losowością i niemal całkowitym pozbawieniem aspektu strategicznego. Jeszcze grając w mniejszym składzie, gdy zarządzamy dwoma pionkami możemy przynajmniej wybrać, który z nich chcemy poruszyć, ale gdy gramy tylko jednym pionkiem nasza decyzyjność w grze ograniczona jest wyłącznie do wybrania w trzech miejscach czy chcemy pójść dłuższą, ale bezpieczniejszą drogą, czy krótszą, ale nastawioną na kontakt z pułapkami. Każda dorosła osoba czy też rozegrany gracz prędko zauważy, że „Nawiedzony Dwór” nie ma zbyt wiele do zaoferowania pod kątem mechaniki. Ot, to losowy wyścig, w którym albo nam dopisze szczęście, albo nie.
Nie oznacza to jednak, że grze brakuje emocji. Każde wyrzucenie ducha to modlenie się w myślach, by kulka nie potoczyła się w naszą stronę. Każde obalenie rywali to wielka radość, a każda nasza skucha to rzecz jasna gorycz porażki. To jest ekstra i nawet nam gra fajnie podkręciła adrenalinkę. Niestety „Nawiedzony Dwór” jest grą dość nierówną, jeżeli właśnie chodzi o emocje.
Najtrudniejszy do pokonania jest pierwszy etap, czyli schody. Są one całe w strefie zagrożenia, a to oznacza, że ktokolwiek na nich nie stanie, musi aktywować ducha. Ponieważ nie da się z nich zejść w jednej rundzie, to w praktyce wygląda to tak, że co turę któryś z graczy tego ducha wciska. Mamy 25% szansy, że kulka trafi w schody i cofnie nas na początek gry, więc sami rozumiecie – ten etap potrafi się ciągnąć w nieskończoność. Szczerze polecam odejść od zasady traktowania schodów jako strefy zagrożenia, bo można zwichnąć sobie szczękę od ziewania i czekania na cud ;-).
Później jest już o wiele lepiej, bo duch aktywowany jest rzadziej i nie cofamy się co chwilę do checkpointu. Mamy nawet ciekawy skrót przez bibliotekę – jeżeli będziemy stali na odpowiednim polu, gdy kula podniesie obraz, możemy przeskoczyć na drugą stronę i nadrobić kilka pól do przodu. Najlepiej grało nam się w konfiguracji po jednym pionku, gdyż wtedy faktycznie grę można było ukończyć w 45 minut. Wyjście dwoma pionkami z zamku zbyt długo się ciągnie, a wtedy wkrada się niestety znużenie mało angażującą mechaniką.
Nawiedzony Dwór – Podsumowanie
„Nawiedzony Dwór” to gra, która może wzbudzić skrajne emocje. Z jednej strony nie opuszczało mnie wrażenie, że to genialny zabieg marketingowy, żerowanie na nostalgii i próba wyciśnięcia z portfeli mało świadomych osób kasy za tak prostą w mechanice grę. Nie będę Was oszukiwać, że nie ma tu momentów, kiedy się ziewa lub nerwowo spogląda na zegarek. Jeżeli nie dopisze nam szczęście, to wyścig z emocjonującej ucieczki przed duchem zamieni się w coś na kształt biegu cofających się co parę kroków ślimaków.
Z drugiej strony, nie da się też zignorować świetnie działających pułapek i nietuzinkowej konstrukcji oraz faktu, że każde wciśnięcie ducha podnosi puls. Jestem przekonana, że amatorzy będą tym tytułem zachwyceni ze względu na prostotę i frajdę z samej gry. Im może w ogóle nie przeszkadzać ta wkurzająca losowość czy brak jakiejś szczególnej decyzyjności. My bawiliśmy się dobrze. Najmilej wspominam te pierwsze partie, gdzie wpatrywaliśmy się w każdy detal zamku z przyjemnością; później już ten efekt wow trochę przygasa i nie mieliśmy specjalnej motywacji, by znów zasiąść do ciągnącej się ponad godzinę gry. Zwyczajnie – mamy w swoim domu o wiele ciekawsze pozycje.
Mogę polecić „Nawiedzony Dwór” zatem przede wszystkim rodzinom, które szukają oryginalnej i ładnie wykonanej gry- takiej, przy której można usiąść zarówno z dziećmi jak i tylko z gronem dorosłych. Muszą to być jednak osoby stawiające dopiero pierwsze kroki w świecie planszówek, tudzież pragnące odmóżdżającej, leciutkiej rozrywki z dreszczykiem. Wszystkim innym polecam także sprawdzić pozostałe gry planszowe z księgarni Taniaksiazka.pl – jest tam dużo pozycji familijnych w konkurencyjnych cenach.
Nawiedzony Dwór - Ocena końcowa
-
9/10
-
7/10
-
5/10
-
7/10
-
8/10
Nawiedzony Dwór - Podsumowanie
Klasyka z lat 90. w odświeżonej wersji przyciąga tym samym, co kiedyś – niesamowitą planszą zamku z pułapkami oraz bardzo prostą choć w większości emocjonującą zabawą. Ucieczka przed duchem zrobi furorę głównie w towarzystwie osób nie mających doświadczenia z współczesnymi planszówkami i rodzin z młodszymi dziećmi, które potrafią czerpać przyjemność z rzucania kostką i poruszania się pionkiem.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- zależy Ci na ultraprostej zabawie z dreszczykiem
- nie masz nic przeciwko dłuższemu przygotowaniu i chowaniu gry
- szukasz wyjątkowej, trójwymiarowej planszy
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- rzucanie kością i przesuwanie pionkiem sprawia, że ziewasz
- nie lubisz gier, które się mocno przeciągają
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy księgarni Tania Książka