Holi to hinduskie święto radości, które odbywa się wraz z nadejściem wiosny. Coraz częściej ten niesamowity festiwal kolorów, w których uczestnicy obrzucają się proszkiem w różnych barwach spotykany jest w Polsce. Jeśli nie mieliście okazji wziąć w nim udziału, to nic nie szkodzi, ponieważ Muduko wydało abstrakt logiczny inspirowany tym wydarzeniem!
Muduko, które jako jeden z nielicznych wydawców w Polsce ma własną fabrykę kart, do tej pory skupiało się głównie na familijnych lub kierowanych do dzieci pozycjach. Wśród komponentów wydawanych przez nie gier przeważały oczywiście karty, rzadziej zdarzały się plansze lub kafelki. „Holi. Festiwal kolorów” to pierwsza tak duża gra tego producenta. Duża zarówno dosłownie, bo mówimy tu o konstrukcji składającej się z trzech poziomów (!), jak i w sensie metaforycznym, bo mogąca śmiało rywalizować z czołowymi przedstawicielami gatunku abstraktów logicznych, który ostatnio wręcz kwitnie. Dlaczego warto poznać ją bliżej?
Holi. Festiwal kolorów – wreszcie coś nietuzinkowego, czyli wieża 3D!
Topowe gry z gatunku abstraktów logicznych mają jakiś unikalny element. „Sagrada” ma witraże i kosteczki, „Azul” piękne płytki”, „Calico” cieszące oczy kafelki i znaczniki kotów, a „Nova Luna” nietuzinkową stylistykę art deco. Atutem wyróżniającym „Holi. Festiwal kolorów” jest zaś trójwymiarowa, trzypoziomowa plansza, którą przed grą należy złożyć w kształt wieży (widziałam, że niektórzy narzekają, że trwa to długo, ale serio, to jest chwila moment! Chyba nawet krócej się ustawia wieżę niż drzewo w „Everdell”). Każde z pięter to plastikowa, przeźroczysta platforma z wyżłobionymi miejscami na znaczniki (coś jak „Kryształowa Mozaika” z Azula). Komu nie skojarzyła się ona z szachami 3D ze „Star Treka” niech pierwszy rzuci kolorem! :-).
Oczywiście taka konstrukcja budzi nie tylko zachwyt, ale i obawę o stabilność i wygodę w trakcie rozgrywki. Od razu mogę rozwiać wszelkie wątpliwości – testuję „Holi” od kilku miesięcy i mogę śmiało powiedzieć, że z planszetką i komponentami nie tylko nic się złego nie dzieje, ale też wieża nie wywołuje żadnego dyskomfortu. Nawet dłonie mojego taty spokojnie mieściły się pomiędzy piętrami. Poruszenia stołem czy przypadkowe potrącenia ręką nie zaburzają stabilności – co najwyżej przewrócą się Wam drewniane pionki. Natomiast musicie zdać sobie sprawę, że wielokrotnie w trakcie gry będziecie wstawać czy pochylać się, by lepiej przyjrzeć się sytuacji na danym piętrze. Ponieważ jednak cała gra zamyka się faktycznie w ok. pół godziny to taka lekka gimnastyka jest nawet pożądana (a już na pewno nie jest irytująca).
Oczy cieszy także wykonanie pozostałych komponentów. Są prześliczne, drewniane pionki zwierząt, kolorowe żetony, elegancka wypraska, zdobienia na planszetkach, instrukcja z nietuzinkowego, jakby pokrytego płótnem papieru i lakier położony w ciekawy sposób na okładce. No i kurcze, sama okładka jest taka radosna i cudowna, że można by ją powiesić na ścianie jako dekorację. Jedyną solą w oku jest tu chyba nie do końca szczęśliwy dobór niektórych odcieni żetonów np. najciemniejszy żółty i najjaśniejszy pomarańcz i tak samo niebieski z zielonym wyglądają w sztucznym świetle niemal identycznie, co utrudnia identyfikację przy liczeniu punktów. Choć każdy kolor ma teoretycznie nieco inny kształt, by ułatwić rozpoznanie daltonistom, to w praktyce te różnice są jednak zbyt niewielkie.
Holi. Festiwal kolorów – na czym polega gra?
W „Holi” punktuje się na trzy sposoby. Możemy zbierać żetony słodyczy, które znajdują się w narożnikach parteru i 1 piętra. Za każdego gracza, który będzie miał mniej słodyczy niż my, otrzymamy aż 5 punktów. Drugi sposób to obrzucanie swoim kolorem planszy (im wyższe piętro, tym więcej punktów za żeton). Ponieważ raz położony żeton nie zmienia położenia, a obrzucamy wyłącznie puste pola, to istotą gry jest oczywiście umiejętne „przejmowanie” obszaru. Trzecia opcja to z kolei bezpośrednie trafienie kolorem innego gracza. Gdy tak się stanie, żeton koloru nie pozostaje na planszy, ale jest przydzielany do puli obrzuconego rywala. Ten nie może z niego skorzystać, ale pomaga to w punktacji na koniec gry.
Jak się tu jednak poruszamy? Zawsze w swojej turze musimy obowiązkowo zagrać kartę, czyli rzucić kolorem. Karty mamy zawsze 3 na ręce, więc jest z czego wybierać. Warto jednak dodać, że każdy ma identyczną talię, a każdą kartę w grze zagrywamy tylko raz (nie wracają one po użyciu do obiegu). Kartę możemy zagrać na dwa sposoby. Jeśli zagrywamy ją odkrytą, to wówczas rzucamy żetonem koloru na tych polach wskazanych przez kartę pamiętając, że na jednym z tych pól musi stać nasz pionek. Druga opcja to zagranie karty stroną zakrytą, ale wówczas rzucamy tylko 1 żetonem choć na dowolne pole na tym samym poziomie (nie można dwa razy z rzędu użyć tego rozwiązania).
W swoim ruchu w dowolnej kolejności (nawet przed rzuceniem koloru) możemy wykonać opcjonalnie dwie inne czynności: poruszyć się swoim pionkiem na dowolne puste pole (lub pole ze słodyczami/ żetonem swojego koloru) znajdujące się na tym samym poziomie lub wspiąć się poziom wyżej jeżeli nasz pionek z czterech stron otaczają dowolne żetony koloru. Nigdy jednak nie można zejść w dół. Tu warto pamiętać, że rzucając kolorem na wyższych piętrach musimy brać pod uwagę fakt, że żetony „przelatują” na niższe piętro, jeżeli pole bezpośrednio pod nim będzie puste lub będzie się na nim znajdował pionek innego gracza.
Gra kończy się, gdy żaden z graczy nie może już zagrać karty.
Holi. Festiwal kolorów – familijny area control
Początkowo wydawało mi się, że jest tu głównie jedna droga do zwycięstwa – dostać się jak najszybciej na samą górę i stamtąd zrzucać żetony na pozostałe piętra. Ale wtedy nie da się zebrać słodyczy i pozbawiamy się też punktów za bezpośrednie trafienia graczy (tych, którzy zostali na dole). W przeciwieństwie do paru innych abstraktów np. „Calico” przy „Holi” nie trzeba lub nawet nie da się planować strategii na kilka ruchów naprzód ponieważ z każdą turą sytuacja totalnie zmienia się na planszy. Karty, które mamy na ręce mogą okazać się zupełnie nieprzydatne, bo ktoś przed nami rzuci tak żeton, że pozbawi nas ruchu. Mamy wtedy opcję rzucenia kolorem z zakrytą kartą, ale czuje się wówczas zawsze pewien żal za niewykorzystany potencjał karty. Zatem istotą gry jest po prostu na bieżąco analizowanie sytuacji i sprawdzanie, która z trzech kart pozwoli nam najlepiej zapunktować.
„Holi. Festiwal kolorów” może nie trafić do gustu osobom, które szukają w abstraktach wielkiej decyzyjności. Tu im dłużej trwa rozgrywka, tym częściej okazuje się, że z trzech kart, tylko jedna pasuje i to w zaledwie jednym miejscu. To chyba jedyna cecha tej mechaniki, która może budzić wątpliwości, aczkolwiek nie znam abstraktu, który nie wykazuje w tym temacie podobieństwa. „Holi” nie jest jakąś zaawansowaną, ciężką grą rywalizacyjną, przy której parują czachy. Nawet to skojarzenie z szachami dość szybko się rozwiewa przy bliższym poznaniu. Dla mnie to typowy przedstawiciel segmentu familijnego – czyli tytuł na tyle przystępny, że opanują go dziesięciolatki, ale jednocześnie na tyle intrygujący, że dorośli nie będą się przy nim nudzić, a nawet mogą się w nim zakochać.
Muszę jednak przyznać, że znacznie ciekawiej gra się z wykorzystaniem kart rywalizacji, czyli w trybie zaawansowanym. To właśnie one wprowadzają miłe urozmaicenia i pozwalają eksperymentować ze swoimi ruchami na inne sposoby. Niektóre będą bardziej zachęcały do obrzucania graczy kolorem, inne zminusują nas za żetony leżące przy krawędziach, a jeszcze inne dadzą bonusy za ułożenie trzech żetonów w swoim kolorze, jeden pod drugim. Ponieważ kart mamy w sumie 21, a w trakcie gry wykorzystujemy jedną czy dwie to regrywalność „Holi” jest bardzo duża.
Holi. Festiwal kolorów – co jeszcze warto wiedzieć?
Reakcje osób, z którymi przez te kilka miesięcy grałam w „Holi” były albo umiarkowanie dobre albo bardzo entuzjastyczne. Nie trafiłam na nikogo, komu gra mogłaby się nie spodobać, ALE… zauważyłam, że największy wpływ na odbiór gry ma… liczba graczy. Grając we dwójkę na planszy jest pustawo, przez co łatwiej jest rzucać kolorem, ale różnica w punktacji czasami jest tak nieznaczna, że mamy poczucie, że o zwycięstwie przesądziło szczęście, a nie nasze decyzje. Na pewno większą satysfakcję budzi gra w pełnym składzie i to właśnie do takiej opcji będę Was tu głównie zachęcać. Przy trzech graczach jest już też w porządku, ale na pewno to przy czwórce „Holi” rozwija skrzydła.
Uderzyła mnie tu jeszcze jedna rzecz. Większość logicznych abstraktów mocno izoluje od siebie graczy – każdy wpatruje się w swoje planszetki i raczej nie sprawdza, co robią inni. Tutaj wszyscy gramy na jednym wspólnym obszarze i mimo, że jest to tytuł rywalizacyjny, to – przynajmniej w naszym przypadku – często dochodziło to sytuacji, w której sobie podpowiadaliśmy. Gdy np. jakiegoś gracza dopadł paraliż i nie wiedział, co mógłby zrobić lub zwyczajnie nie dostrzegał atrakcyjnego dla niego położenia, to mógł liczyć na wsparcie innych. Do tego całkiem przyjemnie ogląda się jak nasz dziedziniec zapełnia się feerią barw.
Holi. Festiwal kolorów – Podsumowanie
Julio E. Nazario stworzył grę, która osobiście do mnie trafiła z kilku powodów. Po pierwsze – oczarowała mnie wykonaniem. Gwarantuję, że każdy, kto zobaczy trójpoziomową planszę podejdzie zainteresowany do Waszego stołu. Po drugie – motyw orientu, który jest bardzo dyskretny, nawet powiedziałabym, że uniwersalny, a jednocześnie trafnie wpasowany w mechanikę. No i po trzecie – to kawał przyjemnego area control, który nie separuje od siebie graczy.
Jeżeli jesteście miłośnikami logicznych abstraktów i planujecie grać głównie w 3 lub 4 osoby – bierzcie bez zastanowienia! Jeżeli jednak preferujecie grę we dwoje, to radziłabym przed zakupem wypróbować, czy taki poziom rozgrywki na pewno podejdzie Wam do gustu.
Holi. Festiwal kolorów - Ocena końcowa
-
10/10
-
9/10
-
7/10
-
8/10
-
8/10
Holi. Festiwal kolorów - Podsumowanie
Ślicznie wydana gra logiczna z nietuzinkową wieżą. Wysoce regrywalna dzięki kartom rywalizacji zmieniającym reguły gry. Prosta do zrozumienia i dająca dużo satysfakcji. Lepiej działająca przy 4 osobach niż w parze.
Gra powinna Ci się podobać jeżeli:
- lubisz gry z mechaniką kontroli obszaru
- lubisz gry logiczne
- zależy Ci na tym, by każda rozgrywka wyglądała nieco inaczej
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- „suche” gry logiczne to nie Twój konik
- nie podoba Ci się wizja gimnastykowania przy planszy (trzeba się tu czasem pochylać, wstawać by dobrze określić sytuację)
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Muduko