Makiety, które buduje się kilka lat. Gry planszowe, które przyciągają tłumy. Klocki LEGO, z których można ułożyć niesamowite budowle. Targi Hobby 2019 kolejny raz pokazały, że są wśród nas osoby, które wkładają dużo serca w swoje pasje i jeszcze potrafią nimi zarazić innych.
W tym roku, ku mojemu zdziwieniu, targi Hobby 2019 na MTP upchnięto w zaledwie jednej hali. Ostatnio mieliśmy całkiem sensowny podział na strefę makiet i klocków LEGO oraz gier planszowych i innych atrakcji, a teraz wszystko zostało połączone. Zdaniem organizatorów frekwencja dopisała. Wydawało mi się jednak, że mniej było samych wystawców, a niektóre stoiska również były mniejsze niż przed rokiem. Pamiętam na przykład z poprzedniej imprezy pana, który miał całą ścianę biletów z różnych miast i krajów – w tym roku pokazywał jedynie bilety z samego Poznania.
Na plus natomiast poprawiła się różnorodność. Poza „standardowymi” już pozycjami, mogliśmy oglądać popisy akrobatyczne, wejść na matę i spróbować sił w jiu-jitsu, pojeździć na wrotkach, wziąć udział w warsztatach szycia, nauczyć się składać makiety i malować figurki do bitewniaków, pooglądać mistrzostwa w driftowaniu samochodów zdalnie sterowanych, poczytać za darmo komiksy, nauczyć się składać origami. Najmłodsi mogli z kolei powspinać się w małpim gaju, nauczyć jak się składa roboty i wziąć udział w szeregu zabaw ruchowych.
Strefa gier planszowych, której największą powierzchnię zajmowała fundacja Zagrajmy, praktycznie od samego rana wypełniona była ludźmi. Organizatorzy dbali o to, by dla każdego znalazło się miejsce, więc nawet dokładano stoliki. Gralnia była zorganizowana w super profesjonalny sposób, a dodatkową motywacją do zabawy, była kampania, polegająca na wykonywaniu różnorodnych celów w grach (np. rozegraniu miniturnieju na miejscu, otrzymaniu bonusowych punktów w danym tytule itd.). Im więcej punktów udało się nam zdobyć, tym można było otrzymać bardziej wartościową nagrodę. Nam niestety zabrakło czasu na wykonanie zadań, ale było można wygrać naprawdę fajne rzeczy.
Z wystawców nie mogło zabraknąć poznańskiego Cube’a, a także G3 z ich gorącymi nowościami, czyli dodatkiem do „Szarlatanów z Pasikurowic”, „Rzuć na tacę” i „Karczmą pod Pękatym Kuflem”. Jak na ceny wydawnicze, które są zawsze droższe od tych ze sklepów internetowych, G3 miało kilka fajnych ofert. Ja sama nie mogłam się powstrzymać z zakupem „Szarlatanów” (jeny, jaka miodna gra! Zrobię z niej na pewno recenzję :-)) i trzech drobnych karcianek za dychę. Rebel podobnie jak rok temu miał malutkie stoisko i niestety nie widziałam u nich nic godnego uwagi. Zdołaliśmy jedynie ograć „Dżem dobry” i… już wiem, że choć to słowna gra, to zdecydowanie nie dla nas. Zbyt monotonna, średnio w niej czuć kooperację i jakikolwiek fun.
Makiety zawsze robią na nas największe wrażenie w takich miejscach. W Tokio mieliśmy okazję odwiedzić Muzeum historii z okresu Edo, gdzie stały przecudowne instalacje starodawnego Tokio, właśnie z takimi samymi, maleńkimi ludzikami i i budowlami. Modelarstwo wydaje się w Polsce dość rozwiniętym hobby. Zaangażowane są w nie całe rodziny – mamy malują i układają, ojcowie zajmują się całymi konstrukcjami i elektryką, a dzieci mają frajdę z jazdy po gotowych torach. Naprawdę serce rośnie, jak widzi się z jakim uśmiechem te osoby opowiadają o swojej pasji. To nie jest zajęcie na moment. Takie makiety konstruuje się latami i jak powiedział nam jeden z twórców – ten etap się nigdy nie kończy. Ciągle dokłada się nowe elementy, rozwija, sprzedaje części, kupuje kolejne. I nawet sobie nie wyobrażacie, ile cierpliwości (nie wspominając o pieniądzach!) trzeba włożyć w ten rodzaj hobby. Dlatego – szacunek ogromny!
Niższy próg wejścia mają klocki LEGO, z których dzieci budują przecież od najmłodszych lat. Niektórzy stawiają na jak najwierniejsze odwzorowanie rzeczywistości, niektórzy wolą konstruować własne światy. Są makiety statyczne, są oczywiście kolejki elektryczne i roboty, cuda i Minecrafty na kiju. Mnie nigdy do klocków szczególnie nie ciągnęło, ale może dlatego, że zwyczajnie ich nigdy nie miałam.
Myślę, że najważniejsze w tych targach jest to, że pokazują, jak wiele mamy możliwości, by się rozwijać. Wiem, że są szczęściarze, tacy jak ja, którzy w życiu nie zaznali nudy i którzy sami ciekawili się od małego milionem rzeczy. Ale wiem, że są też i takie osoby, które potrzebują jakiegoś impulsu do działania, lekkiego popchnięcia w danym kierunku, mobilizacji do odkrywania nowych horyzontów. Nie każdy ma rodziców – pasjonatów. Nie każdy nawet orientuje się, że gry planszowe i klocki LEGO to nie są atrakcje wyłącznie dla dzieci. Widziałam dziś wiele uśmiechów, wiele iskier, które się zapaliły na widok czegoś nowego. Fajnie, że wciąż są ludzie, którym się CHCE i którzy zwyczajnie szukają swojej drogi.