Gdy Pyrkon co roku brnie coraz bardziej w formułę komercyjnych targów fantastyki, Copernicon wydaje się wciąż być wierny swoim początkowym założeniom. To impreza, którą choć co edycję odwiedza więcej gości, nadal przypomina szkolny, urokliwy konwent.
W chwili gdy piszę te słowa, organizatorzy nie podali jeszcze liczby gości tegorocznej, dziewiątej już edycji wydarzenia, więc nie mam pojęcia, czy udało się pobić rekordowe 3700 odwiedzających. Ale tak naprawdę nie ma to większego znaczenia. Po ostatnich Pyrkonach jestem już osobiście zmęczona głośnymi, przepełnionymi targami fantastyki, dlatego Copernicon jawił mi się jako doskonała alternatywa. I tak rzeczywiście było.
Po pierwsze dużą zaletą tej imprezy jest jej lokalizacja. Copernicon rozbity jest na kilka, dość odległych od siebie stref. Znaczna część wykładów i gamesroom znajdował się na Wydziale Matematyki i Informatyki w Toruniu. Część prelekcji odbywała się w Collegium Minus, LARP-y i RPG-i w Liceum położonym bliżej rynku, a na drugim końcu starówki można było stracić trochę mamony w strefie handlowej.
Oczywiście ta ostatnia nie dorównuje halom targowym Pyrkonu, ale każdy z nas znalazł tu drobiazgi, które sprawiły mu przyjemność. Ja sprawiłam sobie poduszeczkę z „Fireflye’m” i przedpremierowego „Żelaznego Kruka” z okładką rysowaną przez naszego Piotrka :-)
Z jednej strony ma to ogromny urok, ponieważ podróżowanie między tymi strefami daje okazję do zapoznania się z przepiękną architekturą i klimatem miasta. Jest gdzie przystanąć na jedzenie, jest gdzie wypić kawę, jest komu przybić piątkę, bo społeczność Coperniconu na ulicach Torunia po prostu rzuca się w oczy.
Z drugiej strony jednak to też pułapka, która może odciągnąć od festiwalowych atrakcji. My byliśmy w siedmioosobowym składzie, jedynie w sobotę i muszę ze smutkiem przyznać, że czas upłynął nam błyskawicznie. Nie udało nam się dotrzeć nawet w połowę miejsc, jakie sobie zaplanowaliśmy, właśnie z uwagi na takie „chwilowe” postoje i pogadanki. Na drugi raz po prostu musimy przyjechać przynajmniej na dwa dni, by w pełni nasycić się atmosferą konwentu.
Drugą zaletą Coperniconu jest brak tłumów. Obawiałam się kolejek przy zakupie biletów, ale o godzinie 11.00 w sobotę kupiliśmy je z marszu. Zawsze udało nam się też znaleźć wolny stolik na Gamesroomie, z zapisywaniem się na turnieje również nie było problemu. Na korytarzach nie trzeba się między nikim przeciskać, do toalet nie ma niekończących się kolejek, a każdy kto chce brać udział w LARP-ie czy spotkaniu z twórcami może skorzystać z wygodnej formuły rezerwacji w aplikacji. Jedynie spóźnialscy na niektóre prelekcje mogą skończyć na podłodze, czy pod ścianami. Nawet w strefie handlowej dało się normalnie porozmawiać i swobodnie obejrzeć wszystkie stoiska.
Trzecią rzeczą, która zachęca do ponownych odwiedzin jest liczba prelekcji, które potrafią przykuć uwagę odbiorców. Te, na które udało nam się dostać borykały się co prawda z mało multimedialną formułą (suche slajdy zamiast filmów, niekiedy zbyt „akademickie” podejście do wykładu), ale pod kątem merytorycznym trudno im było cokolwiek zarzucić. Uczestnicy Coperniconu mogli m.in. dowiedzieć się czego boją się maszyny, jak zacząć opowieść, która przyciągnie uwagę, zobaczyć komiksy o tematyce wojennej, przypomnieć sobie filmy z dzieciństwa, które ryły banię, czy zwrócić uwagę na architekturę w filmach Disneya. To oczywiście tylko skrawek programu – jeżeli jesteście ciekawi co Was ominęło, to tutaj zobaczycie pełną rozpiskę atrakcji.
Poza wykładami odbyły się także panele i spotkania ze znanymi twórcami m.in. grupą filmową Darwin, Adrianem Tchaikovskim, CTSG, Anną Kańtoch, czy Rafałem Dębskim. Kolejki po autografy potrafiły być spore, ale i tak dużo mniejsze niż na Pyrkonie. Brakowało może większej ilości autorów zagranicznych, ale jestem pewna, że z czasem i ich przybędzie tu więcej.
Nie ukrywam, że najwięcej czasu zeszło nam na gamesroomie. Udało mi się wziąć udział w szybkim, ale jakże wymagającym konkursie z wiedzy o planszówkach, a także zagrać w dwa gorące tytuły od Fox Games. „Leśne Duchy” w wersji podstawowej nie wywołują większych emocji – to rodzaj prostej i szybkiej gry o zbieraniu zestawów, który bardziej uwodzi okładką pudełka niż mechaniką, ale warto podkreślić, że w polskiej edycji tej gry, którą szykuje Fox Games dostępne będą od razu dwa dodatki, które powinny wzbogacić rozgrywkę.
Z kolei „The Mind” to coś fenomenalnego – kooperacyjna karcianka idealna na domóweczki! Gra dzieli się na 12 rund. W pierwszej każdy z graczy otrzymuje po 1 karcie, w drugiej po 2, w trzeciej po 3 itp. Karty przedstawiają liczby od 1 do 100. Zadaniem grupy jest wyłożenie w kolejności rosnącej wszystkich kart z rąk. Nie ma tutaj tur – każdy gracz wyrzuca kartę w dowolnym momencie. Trudność polega na tym, że w „The Mind” nie wolno się w żaden sposób komunikować, czy to werbalnie czy to zerkając wymownie na innych towarzyszy. Zadanie pozornie niemożliwe, bo niby skąd mamy wiedzieć, kto ma najniższą liczbę? A jednak to naprawdę działa :-) Czekamy mocno na premierę by móc Wam opowiedzieć o tej grze dokładniej.
Niedawno nawiązaliśmy współpracę z Lucrum Games, dlatego było nam bardzo miło poznać osobiście Łukasza z tego wydawnictwa. O „Tajnych Agentkach” już Wam pisaliśmy, a kolejne nowości m.in. „Przepowiednię” i „Krótką Historię Cywilizacji” czekają już w kolejce. Na „Coperniconie” udało nam się zagrać jeszcze w miłą, edukacyjną karciankę „Czy wiesz, który to zwierz”, a także nieco starszą, bo wydaną na koniec 2017 roku zręcznościową „Gorączkę podziemnej mocy”. W tym ostatnim tytule lewa i prawa ręką gracza zostaje utożsamiona z dwoma bohaterami o odmiennych umiejętnościach, a clue zabawy jest zaklepywanie tych potworów, które uda się zabić z udziałem umiejętności danej postaci. Trudność rośnie z każdą partią ponieważ potwory wymagają używania coraz to trudniejszych kombinacji – na szczęście każdy zabity potwór daje bohaterowi upgrade. Gra od razu skojarzyła nam się z bardziej rozwiniętą wersją „Łowców Potworów”.
Na Copernicon na pewno wrócę za rok, bo świetnie się tutaj bawiłam. To kameralna, miła impreza, na której każdy powinien znaleźć coś dla siebie. A nawet jeśli w jakimś stopniu nie spełni Waszych oczekiwań, to sama lokalizacja powinna zrekompensować wszelkie niedostatki.