Zastanawialiście się kiedyś co kryje się za truistycznym zwrotem, który pada na końcu każdej baśni? Czy bohaterowie, który przeżyli traumatyczne wydarzenia - śmierć rodziców, przeraźliwą biedę, ucieczkę przed prześladowcami - rzeczywiście żyją potem “długo i szczęśliwie”? Czy echa tych incydentów nie wracają jak bumerang, tuż po pozornie radosnym finale? Może Jaś do końca życia dostawał ataków paniki w lesie, Małgosia wpadła w bulimię, a Kopciuszek zapijał się w pałacu nie potrafiąc odnaleźć się wśród wyższych sfer?
Luca D’Andrea w “Lissy” przedstawia niepokojącą, ale jakże uzasadnioną tezę: przed najgorszymi wspomnieniami nie jesteśmy w stanie uciec, nawet jeżeli tak jak Marlene, główna bohaterka powieści, wybierzemy się w zapomniane przez Boga rejony Alp. Przeszłość ciągniemy bowiem zawsze za sobą, gdyż najczęściej umiejscowiona jest ona w naszym charakterze, rzeźbionym przez nieszczęścia niczym mroźny wiatr szlifujący skały.
“Lissy” na początku igra z czytelnikiem, sugerując mu, że ma do czynienia z klasycznym, czarnym kryminałem, w którym piękna, młoda kobieta ucieka od męża-gangstera, by rozpocząć życie na nowo. Miłość, zdrada, skorumpowani detektywi – ta tendencyjność może początkowo odstraszyć, ale bardzo szybko rozpływa się ona jak płatki śniegu na zdyszanym ciele. Samochód Marlene przegrywa z oblodzoną drogą i dziewczyna traci przytomność. Z opresji ratuje ją siwowłosy, potężny Bau’r – prosty pustelnik prowadzący skromne gospodarstwo ukryte w górach.
W tym momencie czarny kryminał zamienia się w skandynawski thriller, w którym pogoda krzyżuje szyki i izoluje bohaterów od reszty świata. Czy nowy sprzymierzeniec będzie w stanie ochronić Marlene przed przestępczą machiną i zemstą mężczyzny trzęsącego całym półświatkiem? Do jakich metod ucieknie się nieomylny skrytobójca, by znaleźć kolejny trop? I w końcu – kim jest tytułowa “Lissy”?
Między jednym oddechem, a drugim, D’Andrea przybliża sylwetki każdej postaci, posługując się prostym, ale treściwym językiem, zestawiając brutalność z niewinnością. Każda retrospekcja to psychologiczna rozprawka na temat różnego oblicza zła, która wywołuje rozwarstwienie emocjonalne, starając się zrzucić część winy na innych ludzi i przypadkowe zdarzenia. Tu nie ma miejsca na oczywistości i kontrastujące czerń i biel. Jest tylko szarość, którą można rozdrapać bardziej i odkryć, że pod jej zewnętrzną osłoną istniały kiedyś inne kolory. Może nawet bardziej mroczne?
Jednego można być tu pewnym – odkrywanie kolejnych warstw osobowości, nawet postaci pobocznych, dostarcza wielu wrażeń i emocji, zmieniając niekiedy odbiór bohaterów o 180-stopni. Z każdym kolejnym rozdziałem klaustrofobiczny klimat się potęguje. Czytelnik widzi szybciej niż Marlene, że pod śniegiem blokującym jej sen o wolności rozrasta się coś innego – gęsta i lepka sieć tajemnic, które nie pozwolą jej szybko odejść. Meandryczna historia wciąga, nie daje odpocząć, rozbija o skały każdy domysł, by w punkcie kulminacyjnym nie krzyknąć, lecz wyszeptać cichutko, prosto w kark “Mam Cię… Tego się nie spodziewałeś…”.
Tak jak Stephen King w “Lśnieniu”, tak D’Andrea w “Lissy” prowadzi nas do szalonego finału, po którym już nigdy nie spojrzy się normalnie na pewne istoty. Zakończenie nie przynosi upragnionego katharsis, tak jak żucie maku nie całkiem koi ból… “Lissy” to gatunkowy miks brutalnej sensacji, stylistyki noir zmieszanej z akcentami właściwymi dla thrillerów skandynawskich i horroru psychologicznego – koktajl wbrew pozorom wcale nie ciężkostrawny dzięki lekkiemu stylowi D’Andrei.
- „Lissy” kupisz w najtańszych księgarniach już za 21,35 zł (sprawdź aktualne promocje)