W skórze pasjonata opowieści o czarownicach trafiasz do Salem. Niegdysiejsze miasteczko znane z procesów ludzi oskarżonych o czary dziś jest ogromnym kompleksem muzealnym. Twoja ciekawość sprawia, że szybko odłączasz się od grupy i rozpoczynasz zwiedzanie na własną rękę. Wkrótce okazuje się to niezbyt dobrym pomysłem.
Na blogu opisywałam już wszystkie trzy dotychczas wydane Escape Questy. Poza „Światem Wirtualnym” równocześnie wprowadzono do sprzedaży „Sam w Salem”. Przypominam, że każda część jest niezależna, a łączy je jedynie mechanika. Escape Questy to gamebooki, czyli gry książkowe. Mamy zatem w nich zarówno fabułę (choć znacznie bardziej uproszczoną niż w tradycyjnych powieściach) jak i łamigłówki, dzięki którym poznajemy kolejne fragmenty historii.
Escape Quest: Sam w Salem – najpierw garść faktów historycznych
Ponieważ temat czarownic jest mi szczególnie bliski, gdyż za młodu interesowałam astrologią i okultyzmem, myślę, że warto zacząć tą recenzję od samej historii Salem. Miasteczko w stanie Massachusetts znane jest głównie z serii procesów, jakie odbyły się w 1692 roku. Wszystko zaczęło się od dziwnej choroby dwóch dziewczyn: córki pastora i jej kuzynki. Ich zdaniem trzy inne mieszkanki (czarnoskóra niewolnica, pieniaczka i włóczęga) Salem rzuciły na nie klątwę.
Może nie doszłoby od razu do procesu, bo w tamtych czasach podobne sprawy po prostu umarzano lub wymierzano kary finansowe, gdyby nie to, że objawy choroby zaczęły występować u innych osób. Trzy podejrzane kobiety osadzono w więzieniu, a podczas publicznego przesłuchania, kiedy starały się zabrać głos, dotknięte chorobą dziewczynki tarzały się po podłodze, jak gdyby były opętane. Jedna z podejrzanych, Tituba, przyznała się do winy, ale przy okazji podała nazwiska innych mieszkańców parających się rzekomo czarną magią. W ten sposób liczba oskarżonych o czarnoksięstwo urosła do ok. 80 osób.
Purytanie, wychowywani w cnocie, traktujący dosłownie Biblię i znudzeni życiem, mieli w końcu świetny pretekst do tego, by ukarać krnąbrnych sąsiadów i raz na zawsze się ich pozbyć. Ponieważ w tamtych latach nie istniało jeszcze prawo domniemanej niewinności każdy oskarżony musiał udowodnić, że jest niewinny. W praktyce tylko Ci, którzy przyznali się do praktykowania czarów, zostali wypuszczeni wolno. Ci zaś, którzy uparcie nie chcieli się przyznać skończyli na szubienicy lub zmarli w więzieniu. W sumie w wyniku procesu w Salem z życiem pożegnało się 19 osób.
Ta tragiczna historia z prawdziwymi czarami nie ma zatem nic wspólnego. W wyniku znudzonych nastolatek, które według źródeł albo cierpiały na histerię, albo zatruły się rosnącym w okolicy grzybem oraz ciemnoty umysłowej środowiska sędziowskiego zginęli niewinni ludzie. Dziś jednak Salem faktycznie jest ośrodkiem turystycznym, słynnym na cały świat. I do takiego miejsca przyjeżdża właśnie bohater opisywanego Escape Questa.
Escape Quest – Sam w Salem – fabuła, czyli ucieczka z muzealnego labiryntu
Wyobraźcie sobie, że po wielu latach marzeń o dotarciu do tak słynnego miasta, na miejscu przewodnik zamiast sypać informacjami o czarownicach rozwodzi się o przemyśle i gospodarce. Chyba każdy byłby rozczarowany taką wycieczką. Dlatego, gdy tylko pojawia się okazja do dyskretnego zwiedzania na własną rękę nasz bohater nie waha się ani chwili. Szybko dociera do interesującego go muzeum, a ponieważ w środku nie może znaleźć nikogo z obsługi, decyduje się na samotny rekonesans – w końcu to nie włamanie, gdy drzwi są otwarte, prawda?
„Sam w Salem” to opowieść z dreszczykiem – zdecydowanie najmroczniejsza z całej serii, ale raczej na poziomie „Sabriny, nastoletniej czarownicy” niż horrorów Stephena Kinga. Fabuła jak w wielu innych grach tego pokroju skupiona jest na ucieczce, stąd 80% opisów dotyczy przebijania się przez kolejne lokacje. Dla mnie miłym zaskoczeniem okazały się poukrywane w różnych punktach listy nawiązujące do historycznego procesu oraz autentyczne grafiki.
Napięcie narasta z każdą kartką i jedynie oderwany od rzeczywistości finał może pozostawić niejako niesmak fabularny. Ja przynajmniej na nim się trochę zawiodłam, ale z drugiej strony może i taki był zamysł, by pozostawić czytelnika w równym zdziwieniu, co samego bohatera. Mimo to na pewno chętnie sięgnę po dalszą część tej historii – bo zakończenie wyraźnie sugeruje sequel.
Escape Quest – Sam w Salem – zagadki głównie dla fanów łamania szyfrów
Warto nadmienić, że zastosowano tutaj podobny mechanizm co w „Poszukiwaczach Zaginionego Skarbu”. Od pewnego momentu wchodzimy w posiadanie mapy Salem i możemy wybierać do jakich lokacji chcemy się udać. Część z nich jest początkowo niedostępna – najpierw należy zdobyć do nich klucz lub hasło. Oczywiście w praktyce i tak musimy odwiedzić każde z tych miejsc, ale fajnie, że gra daje choćby i takie iluzoryczne poczucie swobody.
W sumie czeka tu na nas 38 zagadek. Przeważająca większość z nich to łamigłówki polegające na łamaniu szyfrów. Jeżeli znacie szyfr Cezara, Vigener’a, czy szyfr masoński, a Master Mind nie stanowi dla Was problemu to przejdziecie ten Escape Quest bardzo szybko. Przechodziłam ten tytuł najpierw sama, potem dałam go Grześkowi i obydwoje stwierdziliśmy, że poziom zagadek jest tu na pewno najniższy spośród wydanych do tej pory części.
Nie oznacza to jednak, że źle się bawiliśmy. Kilka zadań było naprawdę fajnie skonstruowanych (choćby te związane z wydzierankami, laleczką Voodo czy schodami), ale część polegała tylko na zauważeniu numerka na obrazku, a znaczna większość była odbiciem zagadek wykorzystanych w innych Escape Questach. Wiadomo, to pozycja kierowana też dla dzieci od 12 roku życia, więc nie mam nic przeciwko temu, by niektóre puzzle były łatwiejsze od innych. Troszkę szkoda jednak, że dorosłym czytelnikom czachy nie będą tu parowały od wysiłku ;-).
Poziom trudności może jednak okazać się wyższy, jeżeli nie miało się do czynienia z poprzednimi pozycjami i jeżeli nie rozwiązuje się często zadań logicznych. Zawsze podkreślam, że to jest kwestia mocno indywidualna. Nawet jeżeli utkniecie tu z jakąś zagadką, pamiętajcie, że na końcu książki znajduje się zeszyt z podpowiedziami i rozwiązaniami. Ja korzystałam tu z niego trzy razy: raz pokonała mnie łamigłówka z trybami, gdzie nawet po odczytaniu odpowiedzi nie potrafiłam znaleźć w niej sensu, raz dałam ciała z zagadką ze zdaniami logicznymi (paradoks kłamcy się kłania), a raz okazało się, że… zagadka ma błąd!
Błąd wynikał z nieprawidłowego nadruku. Do rozwiązania łamigłówki konieczne jest użycie drugiej strony, ale – przynajmniej w moim wydaniu – błąd uniemożliwiał poprawny odczyt.
Escape Quest – Sam w Salem – Podsumowanie
„Sam w Salem” to zabawa na ok. 3-4 godziny. Mogę polecić ten Escape Quest zwłaszcza początkującym czytelnikom/graczom, którzy chcieliby sprawdzić czy taka formuła im podejdzie. Tematyka jest mroczna, ale nie ma tu jakiś brutalnych opisów więc spokojnie można sprezentować go dzieciom, które np. nie przepadają za klasycznymi książkami, ale za to lubią wyzwania.
Dla dorosłego czytelnika zadania mogą (choć nie muszą!) okazać się miejscami trywialne, ale z drugiej strony ja także mam ochotę czasami na coś, co nie sprawi mi większego problemu, a da satysfakcję z dobrego rozwiązania. Nie zawsze musimy przecież sięgać po hardkory. „Sam w Salem” trafił do nas akurat w okresie, gdzie w wyniku choroby, nie mielibyśmy i tak sił na bardziej wymagające gry więc oboje cieszyliśmy się, że idzie nam tu jak z płatka.
Escape Quest: Sam w Salem - ocena końcowa
-
8/10
-
7/10
-
9/10
Escape Quest: Sam w Salem - Podsumowanie
Najłatwiejszy pod kątem zagadek gamebook z całej serii, który jednocześnie ma najmroczniejszą i najbardziej trzymającą w napięciu fabułę. Godny polecenia – zwłaszcza dla fanów łamania szyfrów (niedużo jest tu zagadek innego typu).
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz rozwiązywać szyfry/ łamigłówki/ puzzle
- interesuje Cię tematyka okultyzmu i czarów
- szukasz gry dobrej na podróż
- jesteś początkującym graczem (poziom trudności nie jest tu wysoki!)
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie lubisz jednorazowych gier
- zależy Ci głównie na fabule (gamebook to w dużej mierze gra, nie powieść)
- oczekujesz wysokiego poziomu trudności (sprawdź wd. mnie trudniejszy „Świat Wirtualny” lub „Dziennik 29”)
User Review
( vote)Za udostępnienie książki do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont