Szarmancki, inteligentny, okradający złoczyńców francuski dżentelmen-włamywacz stał się bohaterem najnowszego gamebooka Egmontu. Jako młody złodziej próbujemy sprostać trudnemu wyzwaniu, by móc pobierać nauki u słynnego Lupina.
Pewnie nie był to efekt zamierzony, ale premiera tej części zbiegła się z premierą drugiego sezonu netflixowego „Lupina”. O ile serial niespecjalnie polecam, chyba, że bardzo lubicie kino familijne, to ten Escape Quest podobał mi się nawet bardziej niż sądziłam. „Arsene Lupin rzuca wyzwanie” to zupełne przeciwieństwo „Tajemnicy Marsa”, którą oceniłam mocno średnio: jest ciekawsza fabularnie, daje fajną iluzję swobody, ma piękniejszą oprawę i bardziej urozmaicone zagadki!
Szybkie przypomnienie, czym jest gamebook – dla tych, co spotykają się z tym pojęciem pierwszy raz. Jest to niedługa, licząca ok. 90 stron historia poprzetykana zagadkami. Czyta się je nie kartka za kartką, ale w odpowiedniej kolejności. Rozwiązanie danej zagadki przenosi nas na właściwą stronę. Każda część to osobna historia – nie ma tu żadnych powiązań, dlatego przygodę możecie zacząć od dowolnej książki.
Arsene Lupin rzuca wyzwanie – skok na miarę mistrza
Jesteś złodziejem, którego motywuje nie tyle żądza zysku, co adrenalina i dreszcz emocji. Któregoś dnia mistrz Lupin, podziwiany przez wszystkich w Twoim fachu, rozpuszcza wici, że przyjmie na naukę ucznia, któremu uda się dokonać zuchwałej kradzieży drogocennych klejnotów rodziny Lechevalier. Takiej okazji nie możesz przepuścić. Rozpoczynasz dokładne planowanie skoku na posiadłość arystokratów…
Tak zaczyna się fabuła, którą współtworzy David Cicurel, znany Wam dobrze z doskonałych „Kronik Zbrodni”. Historia jest wciągająca, napisana lekko i ciekawie. Są w niej zaskakujące zwroty akcji i faktycznie można się poczuć, jakbyśmy naprawdę przygotowywali się do napadu stulecia. Będziecie tu przesłuchiwać świadków, wybierać odpowiednie narzędzia, obserwować zachowania strażników itd. Może i nadal nie jest to poziom powieści Leblanca, ale w porównaniu do innych Escape Questów to da się odczuć skok jakościowy. Super!
Jedyne, do czego mogę się przyczepić na poziomie narracji, to niewykorzystanie potencjału lokalizacji. Paryż pełen jest znanych i wspaniałych miejsc, a tutaj, za wyjątkiem jednej wzmianki odnoszącej się do wieży Perret i francusko brzmiących ulic, nie bardzo ma się wrażenie poruszania się po tym miejscu. W „Kronikach Zbrodni: 1900″ zrobiono to o niebo lepiej.
Fajną iluzję swobody daje tutaj zabieg znany z niektórych Escape Questów – otrzymujemy plan miasta, po którym możemy poruszać się w dowolnej kolejności. Ostatecznie i tak musimy odwiedzić niemal każdą miejscówkę, ale klimacik jest! Podczas poruszania się po lokacjach i rozwiązywania zagadek otrzymujemy co pewien czas ułamki słów, które należy notować sobie na specjalnej zakładce. Jak łatwo się domyślić, to właśnie one pozwolą nam dotrzeć do upragnionego finału.
Arsene Lupin rzuca wyzwanie – inteligentny włamywacz
Tak jak i w pozostałych gamebookach Egmontu, tak i tutaj zawsze rozwiązaniem zagadki jest jedno lub dwucyfrowa liczba. Wynika to z całkowicie analogowego podejścia do zabawy – nie korzystamy tu przecież z żadnych aplikacji. Formuła jest jasna – rozwiązanie zagadki kieruje nas na następną stronę itd. To niestety pewne ograniczenie w konstruowaniu łamigłówek, ale w tej części – podobnie jak w „Poszukiwaczach Zaginionego Skarbu” czy „Sam w Salem” nie czuć jakiegoś przesytu daną kategorią puzzli. Różnorodność jest bardzo duża: mamy tu zadania pamięciowe, czyli odnoszące się do treści przeczytanej x kartek temu, na obserwację, dotyczące rozpracowania wzorca, typowo logiczne jak z testów do Mensy, ale też i zagadki słowne oraz wymagające użycia „gadżetów” z zakładki.
Na palcach jednej ręki mogłabym wymienić zagadki, które mnie tutaj całkowicie przerosły. Mam na myśli te, których nie udało mi się pojąć nawet po zapoznaniu się z odpowiedzią. Może nie tyle wydały mi się absurdalne, co bardzo mocno naciągane, bo wykorzystujące jedno skojarzenie czy też jedną drogą obraną przez autora, a nie biorącą pod uwagę tuzina innych możliwości. Zdarzyło się parę bardziej trywialnych łamigłówek, ale przeważająca większość reprezentowała odpowiednio satysfakcjonujący poziom.
Uściślając, dla mnie przyzwoita zagadka to taka, na widok której od razu lub po głębszym zastanowieniu się wiem, co powinnam zrobić. Przykładowo, jeżeli widzę rysunek domu, który widziałam już x stron temu, a fabuła dotyczy obserwacji, to kumam, że łamigłówka dotyczy porównania tych dwóch obrazków.
Arsene Lupin rzuca wyzwanie – (prawie) bogate wnętrze
Na jakość puzzli wpływa też sama oprawa wizualna, która tutaj jest w większości świetna. Strony są kolorowe, ale w takim wypłowiałym, lekko steampunkowym stylu. Ilustracje są detaliczne, nawet jeżeli czasem mają tylko charakter szkicu. I mamy aż 5 zagadek z wykorzystaniem zakładki (jedna mnie kompletnie zaskoczyła, a sądziłam, że jestem dobrym obserwatorem ;-)). Ten Escape Quest naprawdę miło się ogląda, choć uprzedzam, że kilka stron jest potraktowanych bez żadnej finezji, prezentują jednolite, zgaszone tła bez rysunków, jak gdyby ilustratorowi zabrakło czasu na ich opracowanie. Gdyby nie to, byłby to jeden z najładniejszych gamebooków Egmontu.
Arsene Lupin rzuca wyzwanie – Podsumowanie
Znacie jakąś słabą historię o złodziejach? No właśnie, ja chyba też nic nie kojarzę. Ten utarty w popkulturze motyw z założenia jest swego rodzaju atrakcją, bo pozwala nam przyjrzeć się z bliska nielegalnemu procederowi i poczuć namiastkę adrenaliny bohatera. W „Arsene Lupin rzuca wyzwanie” czytelnik jest graczem i jednocześnie głównym bohaterem, więc te emocje są jeszcze bardziej zintensyfikowane.
Bez obaw polecam tej Escape Quest każdemu, kto liczy na parę godzin dobrze skondensowanej zabawy w oprawie z początku XX-wieku. Ja doskonale się tu bawiłam – może nie bez zacięć, ale cóż to by była za przygoda, gdyby szło zbyt łatwo…
Arsene Lupin rzuca wyzwanie - Podsumowanie
-
8/10
-
5/10
-
8/10
-
9/10
Arsene Lupin rzuca wyzwanie - Podsumowanie
Fabularnie to jeden z najlepszych Escape Questów w serii. Dynamiczna i przede wszystkim ciekawa historia pochłonie chyba każdego. Różnorodność zagadek oraz oprawa wizualna także stoją na wysokim poziomie, choć znajduje się tu kilka niejasnych łamigłówek jak i stron pozbawionych ilustracji. Na pewno warto spróbować!
Gamebook spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz klimat napadu i atmosferę rodem z Sherlocka Holmesa
- zależy Ci na satysfakcjonujących zagadkach
- szukasz gry bez konieczności instalowania aplikacji
Gamebook może Ci się nie spodobać jeżeli:
- oczekujesz fabuły na poziomie powieści o Arsene Lupinie
User Review
( vote)Dotychczas w serii Escape Quest ukazały się:
Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Egmont