Yarny, ludzik złożony z czerwonej włóczki, przemierza kolejne rejony Skandynawii już nie sam, ale w towarzystwie przyjaciółki. Dodanie drugiej postaci bardzo wzbogaciło mechanikę, ale z bólem serca przyznaję, że gra zubożała pod kątem emocji, historii i zaskoczeń. Brak tu sentymentalizmu, zachwytu nad pięknem przyrody i magii, która tak bardzo urzekała w pierwowzorze.
Recenzję do „Unravel” otworzyłam słowami: Czasami nie potrafimy dostrzegać małych rzeczy. Zapominamy o tych wszystkich drobnostkach, które kiedyś wywoływały nam na twarzach uśmiech – bieganiu boso po trawie, zbieraniu truskawek z babcinego ogrodu, wędrówce po górach z przyjaciółmi. Niekiedy zdarza się nam nawet „zapomnieć” o miłości – nie tej względem ukochanego czy ukochanej, ale o tej najbardziej naturalnej, która istnieje w nas od pierwszego dnia. Unravel przypomina właśnie o tym, jak kochać życie.
Druga część nie wywołała we mnie żadnych przemyśleń. Naprawdę. Zero. Null. Historia opowiadająca o parce nastolatków uciekających z lokacji do lokacji tak bardzo po mnie spłynęła, że gdyby nie oprawa wizualna i muzyczna miałabym wrażenie, że gram w zupełnie inną grę. „Unravel 2” cierpi na brak emocjonujących przeżyć. Pamiętacie te przepiękne sceny, gdy Yarny przepływał jezioro zarzuciwszy lasso na rybę, lub gdy walczył z falami w morskim rozdziale, albo gdy uciekał przed nornicą? Nawet sam HUB, czyli skąpany w świetle, przytulny domek wywoływał miłe wrażenia. W „Unravel 2” takie sceny można policzyć na palcach jednej ręki i w zasadzie zapomina się o nich od razu po wyświetleniu napisów końcowych.
Szumnie zapowiadana na E3 przygoda, która miała być znacznie weselsza od poprzednika, dająca więcej zabawy i radości, w rzeczywistości okazała się bardziej ponura. „Unravel 2” cierpi na brak ciepła – miast pięknych lokacji w otwartej przestrzeni, częściej przemykamy się tutaj mrocznymi jaskiniami, szarymi zabudowaniami i nijakimi podwórkami. Tymi krajobrazami ciężko się zachwycać. Jasne, czasem trafi się coś ciekawszego, jak widoczne powyżej wodospady, ale gra wygląda jak cień samej siebie. I nie chodzi mi u o techniczne aspekty grafiki, bo pod tym kątem wszystko jest poprawnie, bajkowy, śliczny foto-realizm. Ale cała magia skandynawskiej natury zwyczajnie wyparowała. Szkoda, bo za to głównie kochałam „Unravel”.
Korzystną metamorfozę przeszła natomiast mechanika. Yarny ma do dyspozycji ten sam rodzaj umiejętności, ale teraz jego nitka nie ciągnie się za nim. Mała istotka jest związana więzią z Hope, niebieską towarzyszką, która posiada dokładnie ten sam zestaw ruchów co jej starszy kolega. Włóczkowate skrzaty działają w tandemie i większa część zagadek wymaga wzajemnej kooperacji. Duże „dziury” nie są teraz problemem, bo jedna z postaci może stanąć na krawędzi i rozbujać drugą. Mogą także odwracać uwagę wroga, wciągać się, aktywować równocześnie dwa przełączniki – ot klasyka gier platformowych dla dwojga.
Zagadki nie są oryginalne ani wymagające głębszego pomyślunku. To raczej proste łamigłówki, które wymagają po prostu dobrej synchronizacji ruchów. A mimo to w lokalnym co-opie potrafią nieźle bawić. Współpraca jest zdecydowanie największą zaletą tej części – szkoda jedynie, że ograniczono ją do trybu kanapowego. W grę nie zagracie z nikim online. Ale z drugiej strony, może taki właśnie był zamysł twórców, by usiąść do „Unravel 2” razem, jak za starych dobrych czasów. Ja z Grześkiem bawiłam się naprawdę dobrze o czym możecie się przekonać oglądając poniższy zapis z pierwszej godziny gry.
„Unravel 2” jest krótką grą – podzielono ją na 7 niewielkich rozdziałów, które szczerze mówiąc nie różnią się od siebie zbyt mocno jeśli chodzi o scenerię czy sam wydźwięk. Natomiast po przejściu historii można jeszcze powalczyć w wyzwaniach, czyli dodatkowych planszach, wymagających znacznie większej zręczności. Jeżeli nie dla satysfakcji to można je zaliczyć chociażby po to, by odblokować nowe skórki dla naszych postaci. Po raz pierwszy bowiem możemy edytować wygląd obydwóch bohaterów, zmieniać im kolory i modyfikować „twarze”. Sympatyczny detal.
Oprawa audio jest najwyższych lotów. Wciąż nie uświadczymy tu żadnych dialogów, ale skrzypki, harmonie, harfy, bębny i inne instrumenty wspaniale oddają skandynawski folklor, a także pasują do tego co dzieje się na ekranie. Tego soundtracku dobrze słucha się nawet poza grą.
A jak gra się samodzielnie? Początkowo sądziłam, że bez drugiej osoby będzie to niewygodne, ale na szczęście nic bardziej mylnego. Przełączanie się między bohaterami wbrew pozorom nie jest często wymagane – gdy biegniemy, jeden stworek wskakuje drugiemu na plecy. Z kolei przy zagadkach wystarczy, że ustawimy jednego z nich w jednym miejscu i przełączymy się na drugiego, by ten pierwszy kontynuował powierzone mu zadanie (np. trzymanie włóczki nad krawędzią). Nie trzeba wydawać żadnych komend, wszystko jest bardzo intuicyjne.
Czy warto zatem po „Unravel 2” sięgnąć? Tak, ale tylko jeśli macie z kim grać w co-opie. Bez drugiej osoby gra sporo traci i niestety nie zachwyca już tak jak część pierwsza. To po prostu poprawnie zrobiona platformówka, którą wyprano z emocji. Jeżeli nie graliście w poprzednika nie odczujecie tu tych niedostatków, o jakich pisałam. Z drugiej strony biorąc pod uwagę różnicę w cenach, przede wszystkim polecam Wam część pierwszą – chociaż nie ma ona trybu współpracy to zapewnia moc wzruszeń i pięknych widoków.
Unravel 2 - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
4/10
-
7/10
Unravel 2 - Podsumowanie
Po wspaniałej pierwszej części spodziewałam się jeszcze bardziej zachwycającej pozycji. Niestety podciągnięto tu jedynie mechanikę, natomiast uleciał klimat i piękno właściwe pierwowzorowi. Jest tylko poprawnie. Zdecydowanie mniej radośnie i zaskakująco.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy EA Polska