Dawno żadne zakończenie w grze wideo mnie tak nie zaskoczyło, jak to, które zobaczyłam w nowej produkcji OhNoo Studio. Kapitalny, cholernie wzruszający pomysł, burzący w pewnym sensie czwartą ścianę. Już za sam epilog twórcom należą się brawa, ale, bez obaw - dobrych rzeczy jest tutaj znacznie więcej.
Na początku odrzućcie wszystkie współczesne standardy gier przygodowych – dialogi, system podpowiedzi, szybkie podróże i brak możliwości popełnienia błędu, który kończy się „śmiercią”. Młodsi gracze popukają się tutaj w czoło, starsi pewnie od razu zaintrygują. „TSIOQUE” jest wspaniałym ukłonem w stronę staroszkolnych produkcji. Z uwagi na stylistykę i mechanikę testowania różnych rozwiązań, które często prowadzą do załadowania checkpointa, gra przypomina od razu „Dragon’s Lair”, jednak jest od niego znacznie bardziej rozbudowana pod kątem rozgrywki.
(A)typowa Baśń
Rzecz dzieje się w fantastycznym królestwie rządzonym przez piękną i dobrą, złotowłosą królową. Pewnego dnia zostaje ona zmuszona do walki o los swoich poddanych i pozostawia w zamku swoją córkę, rezolutną księżniczkę Tsioque. Poza nią na miejscu jest obecny jedynie mag, który wykorzystując nieobecność królowej, zaprzedaje swoją duszę złym siłom. W wyniku wyzwolonej energii na zamku pojawiają się gobliny, które służą nowemu panu. Chcący zapanować nad krainą mag zamyka królewnę w lochu i oddaje się swoim mrocznym rytuałom.
W tym momencie przejmujemy nad Tsioque kontrolę. To znaczy… nie do końca. Mechanika gry bowiem to nietypowe poin’n’click, w którym nie tyle sterujemy bohaterką, co wykorzystujemy interaktywne otoczenie. Możemy zatem wywołać akcję nawet na obiektach, których Tsioque nie jest w stanie dosięgnąć. Czy to w praktyce nie oznacza klikania wszystkim na wszystkim? :-) Trochę tak – nie ukrywam, że kilka razy na tyle mocno się zacięłam, że próbowałam już najgłupszych połączeń z możliwych. Na szczęście przez większą część przygody, wszystko jest dość logiczne, choć niekiedy mocno nieszablonowe.
Co ważne, nie brakuje tutaj także humoru w rodzaju strażnika, który nerwowo przestępuje z nogi na nogę, a potem pędzi na złamanie karku do toalety, zwierciadła pełniącego rolę telewizora, czy smoka o nietypowym zakończeniu ogona.
Początkowo można odnieść wrażenie, że zawiązanie historii to tylko pretekst do rozwiązywania kolejnych zagadek, ponieważ nawiązań do warstwy fabularnej nie ma tutaj zbyt wiele. Przez dobre 85% czasu staramy się po prostu uciec z zamku i przy okazji pokonać złego czarodzieja. Ale moment kulminacyjny wynagradza jakiekolwiek niedostatki. Okazuje się, że „Tsioque” to coś więcej niż tylko baśń fantasy. To dość osobista, słodko-gorzka historia, do której cegiełkę w pewnym sensie dokłada każdy z graczy. Nie mogę Wam nic więcej opowiedzieć o tym zakończeniu, ale gwarantuję, że będziecie nim mocno i pozytywnie zaskoczeni.
Przyjemna mechanika, choć nie pozbawiona wad
OhNoo Studio zadziwia także umiejętnym żonglowaniem różnego rodzaju konwencjami. Poza klasycznym szukaniem przedmiotów i używaniem ich na innych obiektach, trafimy tutaj na kilka sekwencji zręcznościowych, w których trzeba wykazać się nie tylko sprytem, ale i dobrym timingiem. Mamy także zadanie związane z precyzją czy tworzeniem magicznego eliksiru. Trudno zatem tutaj się nudzić, bo autorzy co krok prezentują ciekawe rozwiązania. Nie ma tutaj może niczego oryginalnego, ale jako całość można uznać za miły hołd dla staroszkolnych przygodówek.
Do tej beczki miodu muszę jednak dodać nieco dziegciu. Zirytowały mnie tu głównie dwie sprawy. Po pierwsze zbyt długa i zbyt nudna sekwencja związana ze zbieganiem po schodach z wieży czarnoksiężnika. Po drugie zaś brak opcji „skipnięcia” animacji. Tsioque porusza się bardzo wolno, zanim dojdzie w dany punkt lokacji można czasem znieść jajo. Nawet przy wychodzeniu z pomieszczeń autorzy nie dali możliwości przeklikania się przez animacje. To niepotrzebnie spowalnia tempo gry.
Animacje pierwsza klasa!
Alek Wasilewski wyczarował naprawdę urzekający świat. Ponieważ kilka razy podchodziłam już do nauki rysowania wiem, jakie to piekielnie trudne hobby, które wymaga lat praktyki i szczypty talentu. „Tsioque” w każdym aspekcie wizualnym wygląda na dopracowane i przemyślane arcydzieło. Wszystkie postacie pięknie się ruszają, tła są interaktywne, a odkrywanie „co tutaj jeszcze się rusza” sprawia dużo radości. Gobliny wyglądają przesympatycznie (uwielbiam parkę rywalizującą ze sobą o miano najlepszego strzelca) i zabawnie, Czarnoksiężnik to wyobrażenie typowego antybohatera fantasy, a sama Tsioque ma rozbrajającą minę, gdy któryś ze strażników ją przyłapie.
Podsumowanie
Tak, „Tsioque” nie jest długą grą. Można ją przejść w 2-3 godziny, czyli jeden wieczór. Ale nawet pomimo tych frustrujących drobnostek mechanicznych, o których wspomniałam, nie potrafię o tym tytule źle myśleć. Bawiłam się tutaj wspaniale, jakbym cofnęła się do czasów, w których gry przygodowe naprawdę wymagały od gracza umiejętności kombinowania i myślenia na wielu płaszczyznach. Obyśmy doczekali się jeszcze od Alka Wasilewskiego i ekipy OhNoo Studio równie udanej pozycji.
TSIOQUE - Ocena końcowa
-
10/10
-
8/10
-
8/10
-
7/10
TSIOQUE - Podsumowanie
Ciepła, słodko-gorzka opowieść w baśniowym stylu, która pozostawia gracza dobrym nastroju i która pozwala inaczej spojrzeć na pewne kwestie związane z gamedevem (i nie tylko!). Przepiękna oprawa wizualna i przyzwoite zagadki plasują „Tsioque” wysoko w rankingu moich ulubionych gier przygodowych.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- cenisz nietuzinkowe historie
- lubisz klasyczne gry point’n’click
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie lubisz gier bez systemu podpowiedzi
- nie lubisz rysunkowej oprawy wizualnej