Wojowniczka, bard, uzdrowicielka. Brzmi jak co druga drużyna w grach fantasy? A jednak bohaterowie polskiej visual novel ``Tales from the Windy Meadow`` nie są ani sztampowi, ani banalni. Ich życie pozbawione jest wielkich przygód, a jednak potrafi wciągnąć...
Dla mnie, jako 30-letniego gracza, nie ma chyba nic gorszego w grach niż oklepana fabuła. Od dłuższego czasu omijam szerokim łukiem produkcje, które opowiadają o ratowaniu świata, uciekaniu przed potworami czy konfliktach międzynarodowych. Wysokobudżetowe gry wciąż ocierają się o sztampowe pomysły, jakby ze strachu przed tym, że oryginalność nie zostanie doceniona przez masy. Nadzieją są jednak tytuły niezależne, tworzone przez pasjonatów nie z chęci zysku, ale dla przekazania czegoś istotnego. Wysoko cenię takie gry, o czym mogliście się przekonać przy recenzji „What remains of Edith Finch” czy „TSIOQUE”.
Takich tytułów powstaje więcej, niż jestem w stanie ich ograć, zwłaszcza ostatnimi czasy, kiedy staram się jak mogę ograniczyć użytkowanie peceta. Muszę Wam się jeszcze do czegoś przyznać. Skandalicznie mało czytam książek. Jeszcze dwa lata temu połykałam średnio jedną na tydzień, teraz mam problem żeby ukończyć jedną na kwartał. Gdzie indziej pożytkuję energię, na co innego kierunkuję pasję. Z tego samego powodu pół roku zbierałam się do ukończenia „Tales from Windy Meadow”, gry, którą można spokojnie ukończyć w 2,5 godzinki.
Gdy już jednak się w sobie zawzięłam, bez reszty wciągnęłam się w świat stworzony przez Macieja Aureusa Gajzlerowicza z Moral Anxiety Studio. Tu warto podkreślić, że chociaż Maciej jest głównym członkiem studia, tak przy tej grze współpracowało z nim także wiele osób z zagranicy. No to hop, przejdźmy do konkretów.
Wsi niespokojna, wsi niewesoła
Wietrzna Łąka to malutka wieś. Z gatunku tych, które w grach RPG przebiega się w parę sekund, sprzedając co najwyżej graty u kupca. W których nawet nie macie ochoty rozmawiać z postaciami niezależnymi. Wieś pełna prostych ludzi, którzy spędzają niemal swój cały dzień na pracy. Wieś, która mogłaby istnieć w jakimkolwiek uniwersum fantasy. Są tu trolle i smoki, ale gdzieś zupełnie w tle. Zagrożenie związane z główną osią fabularną jest tak naprawdę jedynie pretekstem, do ukazania zupełnie przyziemnych dramatów, trochę jak kwestia zombie w „The Walking Dead”.
W grze przejmujemy kontrolę nad trzema postaciami. Iudicia to zielarka, która odseparowała się od rodziny, by zgłębiać wiedzę od starszej uzdrowicielki żyjącej w lesie. Nie radzi sobie dobrze w kontaktach międzyludzkich, jest zamknięta w sobie i brakuje jej poczucia własnej wartości. Poznajemy ją w momencie, kiedy jeden z najbogatszych młodzieńców Wietrznej Łąki proponuje jej zamążpójście. Vena to córka łowczego, silna wojowniczka, która otrzymuje szansę wyjechania do wymarzonego miasta. Tylko jak tu podążać za marzeniami, gdy wszystkie najlepsze wspomnienia są związane z rodziną okolicą? Z kolei Fabel (zdecydowanie mój ulubieniec) to chłopak, którego w dzieciństwie spotkała wielka tragedia – jego rodzice zginęli, a on sam został okaleczony i pozbawiony nóg. Nauczył się jednak poruszać na wózku i stara się zostać bardem z prawdziwego zdarzenia.
Każda z tych historii jest przyziemna. Choć jest tu kilka niewielkich zwrotów akcji, to tak naprawdę dzieje się bardzo niewiele – lub inaczej, dzieje się, ale na poziomie emocjonalnym. Mamy szansę bardziej poznać myśli i uczucia danego bohatera niż uczestniczyć w przełomowych wydarzeniach. Oczywiście są tu momenty bardziej dynamiczne, ale głównie przeżywamy urywki codziennych chwil postaci. Ot, coś jak odcinek obyczajowego serialu.
I wiecie co? To jest właśnie w tej grze najlepsze. „Tales of Windy Meadow” nie zabiera nas na przygodę na śmierć i życie, nie wmawia nam, że decyzja jednego wiejskiego parobka może zmienić oblicze świata, ale porusza problemy, z którymi każdy z nas może się zmierzyć naprawdę. Myślę, że każdy dorosły lub dojrzewający młody człowiek będzie potrafił utożsamić się z każdym z występujących tu bohaterów. Może przypomną się Wam jakieś sytuacje podobne do występujących tutaj? Może w postaciach niezależnych zobaczycie odbicie Waszych bliskich?
Może nie jestem wielką fanką visual novel, ale potrafię zauważyć w grach scenariusze napisane na kolanie, pełne nieracjonalnych i nierzeczywistych bohaterów. Tutaj po prostu czuć, że twórcy przyłożyli się do nakreślenia osobowości postaci i zależności między nimi.
Pixel art w szczytowej formie
Przy kilku recenzjach wspominałam już, jak bardzo drażni mnie pixel art. Kojarzy mi się nie ze „sztuką”, ale bardziej zamaskowaniem pewnych braków i zdolności. Ale w „Tales of Windy Meadow” oprawa wizualna po prostu urzeka. Tła pełne są szczegółów i animacji. Inaczej wygląda wnętrze leśnej chaty, a inaczej domku w centrum wsi. Postacie mają własne grymasy i choć ich ruchy są w większości mocno statyczne, to i tak wygląda to lepiej niż w przypadku większości visual novel, gdzie postacie jedynie ruszają ustami i są nakładane na jednowymiarowe, płaskie tła. Jedyne do czego mogę się przyczepić, to mangowa stylistyka bohaterów. Występuje tu kilka osób, których wiek zupełnie nie pasuje do ich nastoletniego wyglądu (ja np. przegapiłam z początku, że łowczy jest ojcem Veny, bo wyglądał jak jej młodszy brat).
Przyjemna dla ucha jest też ścieżka dźwiękowa. Zdecydowanie chciałoby się tutaj pełnego udźwiękowienia, czyli dubbingu postaci. Jednak zdaję sobie sprawę, że to bardzo kosztowna sprawa i niezależnego studia na to zwyczajnie nie stać.
Klik, klik, czyli dla kogo jest visual novel?
Na koniec słów kilka o samej mechanice, bo być może nigdy nie mieliście do czynienia z gatunkiem visual novel. Jak sama nazwa wskazuje, jest to opowieść wizualna, czyli gra skupiona na warstwie fabularnej. Nie sterujemy tutaj bezpośrednio postacią, a jedynie przeklikujemy się przez dialogi, których jest tutaj znacznie więcej niż w standardowej grze przygodowej. Samych wyborów jest z kolei mniej niż np. w gatunku interactive movie w rodzaju „Detroit: Become Human” czy wspomnianym już „The Walking Dead: The Game”. Musicie myśleć o takiej rozgrywce jak czymś łączącym przyjemność czytania książek z przyjemnością oglądania animacji, w której w kluczowych momentach otrzymuje się wybór ścieżki.
Nie ma tutaj żadnych zagadek logicznych, sekwencji zręcznościowych czy walki. Jest spokojne tempo i odkrywanie kolejnych wersów. Oceniam „Tales from the Windy Meadow” jako dzieło dojrzałe i przemyślane. Krótkie, owszem, ale jak na mój gust wyczerpujące dostatecznie wszystkie wątki. Dialogi nie są męczące – szanuję, że są poprawne gramatycznie, czego o wielu visual novel nie mogłam powiedzieć, zwłaszcza tych polskiego autorstwa ;-). Niestety gra choć od rodzimego studia, nie została wydana jeszcze w naszym języku. To też mnie specjalnie nie dziwi, ponieważ w naszym kraju ten gatunek to nisza nisz – zdecydowanie lepiej, że twórcy postanowili od razu na język, w którym komunikuje się większość graczy na świecie, bo dzięki temu dotrą do większej liczby odbiorców. Czego im z całego serca życzę i trzymam kciuki za powodzenie kolejnej produkcji.