Miasteczko Grey Ville to dziura, którą zdają się zamieszkiwać życiowi nieudacznicy i Ci, którym nie przeszkadza widok bazy wojskowej za płotem. Pewnego dnia dochodzi tu jednak do przerażających wydarzeń, które raz na zawsze zmienią los wszystkich mieszkańców.
Zauważyliście, że wszystkie krwawe historie dzieją się w amerykańskich „dziurach” odciętych od cywilizacji? Twin Peaks, Hawkins, Derry. Polskie studio Tap it Games także postanowiło przenieść fabułę swojej opowieści do jednej z takich mieścin. Grey Ville na dobrą sprawę mogłoby też być Sosnowcem czy innym Radomiem skąpanym w beznadziei monotonnego życia swoich mieszkańców. Chociaż w „Perseverance” poznajemy tylko kilku z nich, to mam nieodparte wrażenie, że tej osady nikt nie wybrał z własnej, nieprzymuszonej woli – każdego przywiodły tutaj więzi rodzinne, niedokończone sprawy i inne problemy.
Jack Cutter to taki Jan Kowalski (na szczęście – nie Janusz!), który nie dorobił się niczego ważnego, jakoś tam wiąże koniec z końcem, ale bez szaleństw, lubi sobie wypić i po latach małżeństwa nie dogaduje się już ze swoją wybranką. Najjaśniejszym punktem jego życia jest córka Hope, dla której stara się trzymać całą rodzinę w ryzach. Już w pierwszych sekwencjach daje o sobie znać największy problem tej rodziny – wzajemne obwinianie się o wszystko i wypominanie tragedii. Człowiek jest istotą, która zawsze najpierw szuka winy w drugiej stronie, a nie w samym sobie. Sęk w tym, że często na pewne wydarzenia nie ma się wpływu, ale bardzo trudno to zaakceptować. Łatwiej powiedzieć „mogłaś coś zrobić”, „mogłeś tam nie jechać”, niż podać sobie rękę i wspólnie przejść nad przepaścią.
Po jednej z takich kłótni Jack wyjeżdża do chatki w lesie, gdzie ma zamiar zrelaksować się na polowaniu i ochłonąć. Zanim nasz bohater dotrze do swojego azylu spotka na swej drodze tajemniczą, młodą kobietę cierpiącą na lekki zanik pamięci. To z pozoru nic nie znaczące, przypadkowe spotkanie otwiera tak naprawdę najciekawszy wątek „Perseverance”, który w pierwszym epizodzie jest zaledwie liźnięty. Napięcie narasta tutaj bardzo wolno, dając graczowi czas na zapoznanie się z głównym bohaterem. Stąd w tej części więcej jest przemyśleń Jacka odnośnie jego życia i rodziny niż typowej „akcji”.
Z tych sześćdziesięciu minut, bo tyle zajmuje ukończenie epizodu, tylko kilka ostatnich wywołuje szybsze bicie serca. Z jednej strony to chyba dobrze, bo gracz cały czas czeka, aż wydarzy się coś „dziwnego” i w momencie, gdy przestaje o tym myśleć, bam! Włoski stają nam na karku, jakby dotknęła nas nagle zimna, obca dłoń.
Nie jestem pewna, czy „Perseverance” potoczy się w kierunku, w jaki sądzę, że pójdzie, czyli mocno stereotypowym, który był już nie raz wałkowany w filmach grozy, czy jednak czymś mnie jeszcze zaskoczy. Na pewno fajnie zapowiada się wątek drugiej bohaterki, eleganckiej agentki, którą tutaj mogliśmy ujrzeć jedynie w scenkach przerywnikowych. Z zapowiedzi twórców wynika, że jej los złączy się z Jackiem, a to daje nadzieję, na wiele intrygujących zwrotów akcji.
Do warstwy fabularnej, czyli całego serca gry, w zasadzie trudno się przyczepić. Wynotowałam kilka błędów językowych (jazda po „ciemnku” zamiast po „ciemku”) i nienaturalnych, górnolotnych fraz (ech, ten „Anioł Śmierci”), które widuje się w Harlequinach i amatorskich powieściach, ale historia spełnia swoje zadanie – wciąga czytelnika. Ja w każdym razie będę z ciekawością wypatrywać kolejnego epizodu.
Mieszane odczucia mam natomiast do dwóch innych kwestii. Po pierwsze po mechanice spodziewałam się większej obecności wyborów moralnych. Nie jestem jakąś zagorzałą fanką visual novel, ale kilka japońskich produkcji zjadłam. Tam, gracz podejmował decyzję co kilka linijek i miał szansę zobaczyć różne reakcje, a nawet kilka odmiennych zakończeń. W „Perseverance” wszystkie decyzje mają charakter czysto kosmetyczny. Użyłeś złego przedmiotu? Spokojnie, nie ma tu żadnych konsekwencji, wybierz inny, ten WŁAŚCIWY. Gdy Wasz wybór nie będzie się zgadzał z główną osią fabularną, gra Was po prostu cofnie i wymusi wybranie innej decyzji. W dobie „Life is Strange” czy gier od Telltale Games takie rozwiązanie wypada po prostu blado. Nastawcie się raczej na mało interaktywne doświadczenie.
Druga sprawa to oprawa wizualna. Tła są strasznie niechlujne i nierówne stylistycznie. Niektóre bardziej ocierają się o concept art, inne o amatorski digital painting, a niektóre przypominają czyste, komiksowe kadry. Tak, jakby nad grą pracowało kilku grafików i każdy z nich miał własną wizję tej gry. Lepiej prezentują się wizerunki postaci (zwłaszcza Bob wypadł sympatycznie), choć znów, w porównaniu do japońskich visual novel z jakimi miałam do czynienia są bardzo statyczne. Przydałoby się poświęcić więcej uwagi mimice bohaterów. Szkoda też, że nie pokuszono się o voice acting, ale domyślam się, że mógłby on zbyt mocno wpłynąć na cenę gry. A tak, te 10-13 zł za odcinek to dość uczciwa kwota za oferowaną jakość.
Przyzwoicie dobrano natomiast muzykę, która pasuje do prezentowanych scen i buduje klimat. Widać, że projekt jest mocno budżetowy, ale ja daję mu zielone światło. Miałam wrażenie, że trochę za dużo w „Perseverance” jest oczywistości, a za mało miejsca na snucie własnych wniosków. Finał zostawił mnie jednak w lekkim szoku i na pewno będę chciała poznać dalszą część tej historii.
Perseverance - Ocena końcowa
-
5/10
-
8/10
-
7/10
-
6/10
Perseverance: Part 1 - Podsumowanie
To produkcja raczej dla fanów gatunku oraz osób, którym nie zależy na interaktywności, lecz na ciekawej fabule. Czuć, że historia dopiero się tu rozkręca. Jeżeli dalej będzie równie mocno jak w finale epizodu, to na pewno nie będziemy się przy „Perseverance” nudzić.
Gra może się Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz czytać książki
- lubisz opowieści z dreszczykiem
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- lubisz czuć, że Twoje decyzje mają znaczenie
- razi Cię amatorska stylistyka
- nie lubisz historii w stylu „The Walking Dead”
User Review
( votes)Za udostępnienie gry dziękujemy Tap it Games