Einstein zwykł mawiać, że wyobraźnia jest ważniejsza od wiedzy. Wielu twardo stąpających po ziemi ludzi powie, że to bzdura. Że dzięki fantazji się nie najesz, nie ogrzejesz i nie wyleczysz. Ale w pewnych chwilach to właśnie umiejętność wytwarzania w umyśle różnych rzeczy pozwala człowiekowi przetrwać. I o tym właśnie opowiada najnowsza gra przygodowa studia Artifex Mundi.
„My Brother Rabbit” to gra wyjątkowa dla polskich twórców. Po raz pierwszy spróbowali wyjść poza gatunek, w którym czują się najbezpieczniej czyli HOPA (Hidden Object Puzzle Adventure) i… nie udało im się to tak do końca, przynajmniej pod kątem mechaniki. Ten tytuł jest najbliższy grze przygodowej ze wszystkich gier z ich dotychczasowego portfolio, ale nadal w swojej istocie skupia się na wyszukiwaniu obiektów. Tylko robi to w sposób tak piękny i przyjemny, że w żadnym razie nie potrafię tego postrzegać w kontekście wady. Pomińmy jednak na razie kwestię mechaniki i skupmy się na samym temacie, który – znów po raz pierwszy w historii Artifex Mundi – jest ambitny i ciężki.
Pewna szczęśliwa dotąd rodzina rozpoczyna walkę z nagłą chorobą córki. Dziewczynka jest wysyłana do lekarzy, leczona farmakologicznie, przykuta do łóżka. Jako mała dziewczynka dość często lądowałam w szpitalu, miałam problemy z oskrzelami i do dzisiaj pamiętam ten strach, gdy zostawałam sama, bez rodziców. Białe sale, przekrzykujące się pielęgniarki, bolesne zabiegi i zastrzyki. Moja mama nie mogła mnie często odwiedzać bo musiała opiekować się młodszym bratem i najbardziej doskwierała mi wtedy samotność. W grze, przy łóżku dziewczynki wciąż czuwa starszy brat, który wykorzystując jej ulubionego pluszaka – białego królika, zabiera ją do świata wyobraźni, by mogła zapomnieć o strachu i chorobie.
W opowieści brata Królik wyrusza na wyprawę, by uzdrowić swoją przyjaciółkę, Kwiatuszkę. I to właśnie do takiego fantasmagorycznego świata trafia gracz. Całość rozgrywa się zatem w fikcyjnym uniwersum, w którym przedmioty z otoczenia rodzeństwa nabierają zupełnie innych znaczeń – robaczki grillują kiełbasę nad rozgrzanymi termometrami wyrastającymi z ziemi, ogromny ślimak nosi drewniany domek na swoim grzbiecie, skomplikowana maszyneria produkuje tęczę, a drzewa porastają szklane fiolki laboratoryjne.
Być może część osób uzna sposób przedstawienia tej historii za infantylny. Tak, to nie jest historia, która wywoła potok łez, czy poczucie bezsilności jak przy „That Dragon, Cancer”. Ale jest ona o wiele bardziej angażująca niż ratowanie po raz kolejny świata przed złym charakterem. Dla mnie ma ona także bardziej osobisty wydźwięk, bo od 30 lat staram się być dla swojego brata taką opoką, jak główny bohater. Doskonale wiem, jak bardzo wyobraźnia pozwala choćby na moment zapomnieć o ograniczeniach i niemocy i jak wiele radości potrafi przynieść w chwilach beznadziejnych. Myślę, że z tej opowieści pozbawionej słów każdy wyciągnie tyle, ile może.
Kolorowy zawrót głowy
Jeżeli lubicie gry przygodowe to musieliście się zetknąć z produkcjami czeskiego Amanita Design – m.in. „Machinarium”, „Samorost”, „Botanicula”. „My Brother Rabbit” od razu skojarzył mi się właśnie z grami tego producenta – są pełne interaktywnych obiektów i animacji. W zasadzie wszystko co widzicie na ekranie po dotknięciu kursorem wywołuje jakąś reakcję i już samo to sprawia, że ten świat wydaje się niesamowicie żywy i zachęcający do eksploracji. Pod względem technicznym jest to bez wątpienia najdoskonalsza produkcja Artifex Mundi.
Nie wiem jak wyglądał proces twórczy, ale wyobrażam to sobie w ten sposób, że nadrzędnym obowiązkiem designerów była swoboda, która przy projektowaniu potrafi dać najwięcej radości. Każda plansza cieszy oczy, zachwyca i rozbudza ciekawość. W pewnym momencie przyłapałam się nawet na myśli, że bardziej intryguje mnie to, co zobaczę dalej, niż to, jak ta historia się zakończy. W sumie czeka na Was aż pięć genialnie rozrysowanych światów.
Skoro jesteśmy przy oprawie graficznej nie mogę nie wspomnieć o warstwie audio, za którą odpowiada Arkadiusz Reikowski („Layers of Fear”, „Seven: The Days Long Gone”). Muzyka jest spokojna, relaksacyjna i dopasowana do tego, co widzimy na ekranie. Prawdziwą perełką jest tutaj utwór otwierający i kończący grę, który wykonuje Emi Evans („NieR”, „Dark Souls”) w wymyślonym języku, będącym połączeniem sumeryjskiego i norweskiego. Posłuchajcie sami :-).
Mechanika, czyli zamaskowana HOPA
„My Brother Rabbit” nie jest klasyczną grą przygodową, w której należy używać przedmiotów na innym obiekcie, by doprowadzić do danej akcji. Zamiast tego wykorzystano pomysły sztandarowe dla gier HOPA, ale w bardziej unikalnym stylu. Nie szukamy tu przedmiotów z listy na jednej planszy, ale próbujemy odnaleźć zbiór obiektów np. sześciu biedronek, dziesięciu trybików itp. poukrywanych na kilku lokacjach. Po skompletowaniu takiego zestawu odblokowujemy najczęściej dostęp do kolejnego ekranu lub maszyny, której działanie potrzebne jest do ukończenia rozdziału.
W prawym górnym rogu widoczne są wszystkie przedmioty, które musimy odnaleźć. Jeżeli świecą się na niebiesko to znaczy, że są ukryte na danej lokacji. Jeżeli są „wygaszone” na szaro, to znaczy, że w tym miejscu ich nie znajdziemy. Dodatkowo w każdej chwili możemy sprawdzić do czego są nam one potrzebne. Zadanie wydaje się tylko z pozoru proste. Niektóre obiekty są tak zamaskowane w tle, że zaczyna używać się „staroszkolnej” metody klikania na każdym skrawku ekranu :-). Gdy zbierzemy komplet często uzyskamy dostęp do zagadki logicznej – jest to drugi, bardzo ważny element gry. Zagadek jest około 30 i choć są one powieleniem łamigłówek, z jakimi mieliśmy do czynienia w innych grach Artifexu, to nadal rozwiązuje się je przyjemnie.
Znajdziemy tu zatem różne odmiany puzzli, przekładanek, łączenia kolorów, wyzwań polegających na użyciu obiektów w odpowiedniej kolejności itp. Plusem jest to, że żadna zagadka się nie powtarza i że nie da się ich pominąć. Nie traktujemy ich zatem jako zapchaj dziury, ale sensowne przerywniki.
Trzecim, cyklicznie się powtarzającym aspektem mechaniki są plansze „muzyczne”. Musimy w nich złożyć maszynę, której części rozsiane są po tej samej planszy. Nie jest to trudne, ponieważ zawsze mamy schemat widoczny na ekranie, ale sprawia to frajdę, ponieważ z dołożeniem każdego elementu do ścieżki dźwiękowej dochodzi kolejny odgłos. I tak z pozornie piszczących, szumiących i bębniących akordów finalnie uzyskujemy wpadającą w ucho muzyczkę.
Podsumowanie
Przejście gry zajmie Wam kilka godzin, ale gwarantuję, że nie będzie to czas stracony. Bawiłam się tutaj naprawdę dobrze. Mimo tego, że w tle wciąż brzęczał mi trudny temat choroby, to „My Brother Rabbit” wywołał wyłącznie pozytywne emocje. Myślę, że to świetna pozycja na wspólną grę z dzieckiem, ale też i ciekawa podróż dla wrażliwego, dorosłego gracza, który chciałby przypomnieć sobie, jak bogate światy kryją się w pokładach dziecięcej wyobraźni.
Gra dostępna jest na PC, PS4, Xbox One i Nintendo Switch w cenie ok. 54 – 63 zł.
My Brother Rabbit - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
8/10
-
8/10
My Brother Rabbit
Nie ważne, że nie jest to rasowa przygodówka, tylko bardziej rozwinięta HOPA z ciekawie rozwiązaną mechaniką szukania obiektów. Dla mnie to znak, że Artifex Mundi jeszcze potrafi zaskakiwać i nie boi się nowych form. „My Brother Rabbit” wciąga, bawi i częściowo wzrusza, a do tego jest po prostu przepięknie wykonany.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz ręcznie rysowaną grafikę
- szukasz gry, przy której się zrelaksujesz
- lubisz niebanalne tematy
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie lubisz przygodówek bez dialogów
- nie cierpisz elementów HOPA
- razi Cię kolorowa, surrealistyczna grafika
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy Artifex Mundi