Jako fan i entuzjasta technologii VR, od początku wprowadzenia jej na komercyjny rynek, byłem pewny, że praktycznie każdy gatunek gier można z powodzeniem osadzić w wirtualnej rzeczywistości. Baśniowe przygody uroczej myszki w świecie gry „Moss” są tego doskonałym przykładem.
Nie bez powodu zaczynam tekst recenzji tej wspaniałej gry od pewnego rodzaju zażalenia. Chciałbym w ten sposób zwrócić uwagę większości twórców, którzy projektując gry pod wirtualną rzeczywistość często wpadają w pułapkę prostych, zręcznościowych rozwiązań bazujących na kontrolerach ruchowych i cofają w ten sposób rozgrywkę do epoki automatów z lat dziewięćdziesiątych (co oczywiście wadą nie jest, ale tylko w przypadku kiedy robią to świadomie i z pomysłem) zniechęcając przez to graczy wymagających od VR czegoś znacznie więcej. A gracze, z kolei, nie chcą wspierać nowej technologii właśnie przez wysyp produkcji zbyt prostych, zbyt prymitywnych, wymagających niepotrzebnego ruchu i bez wciągającej opowieści. Obecna generacja VR jest pełna wad i ograniczeń i aby do niej przekonać sceptyków, zamiast obnażać jej niedoskonałości, sprytni twórcy powinni pokazać to co w niej najlepsze – wrażenie bycia wewnątrz wiarygodnego świata – w każdy, nie zawsze oczywisty i dosłowny sposób. VR nie przekona do siebie grami z nienaturalnie powykręcanymi rękami z pistoletami, piętnastominutowymi doświadczeniami bez interakcji lub wciskanymi wszędzie teleportami (bo jak tu chodzić z move’ami w rękach?). Rzeczywistość wirtualna potrzebuje odwagi, odrobiny sprytu i czystej magii. Potrzebuje gier takich jak „Moss”.
Moss na pierwszy rzut oka wydaje się być klasyczną platformówką w środowisku 3D, gdzie sterując sympatyczną myszką biegamy, skaczemy, walczymy i rozwiązujemy ciekawe łamigłówki, będąc statycznie „zawieszeni” nad sceną, w której aktualnie rozgrywka się toczy. Jest to rozwiązanie o tyle proste, co genialne. Nam graczom, daje to swobodny podgląd świata gry bez jakichkolwiek niedogodności związanych z zawrotami głowy i pozwala na możliwość naturalnego „wejrzenia” w każdy zakamarek przygotowanej mapy. Kamera to my, więc porusza się tylko wtedy gdy ruszamy głową. Gryzoniem sterujemy klasycznie, gałkami w padzie, ale mamy też możliwość ingerencji w rozgrywkę poprzez funkcje ruchowe DualShock’a 4, rozwiązując w ten sposób środowiskowe zagadki.
W tym miejscu kończy się sucha mechanika, a zaczyna prawdziwa magia, ponieważ zagłębiając się w bajkowy świat „Mossa”, bardzo szybko zapominamy o otaczającej nas realnej rzeczywistości. Wcielamy się w mistyczny byt – Czytelnika. Siedząc przy stole w magicznej, gotyckiej czytelni, przewracamy strony zaczarowanej, kolorowej księgi, która opowiada historię małej i dzielnej myszki – Quill. Słuchamy opowiadania, co parę stron zanurzając się w baśniowy świat i kontrolując mysią bohaterkę. Przypomina to trochę „Niekończącą się Opowieść”, gdzie główny bohater również miał kontrolę nad fabułą czytanej książki. W przypadku Quill obserwujemy doskonały przykład antropomorfizacji sympatycznego gryzonia. Myszka w wyglądzie, ruchach i inteligencji nie ustępuje Stuardowi Malutkiemu ani Dzielnemu Despero – jest doskonała.
Na samym początku opowieści, Quill znajduje pewien artefakt, który łączy ją z naszą postacią Czytelnika. Od tego czasu „współpracujemy” ze sobą wspólnie przeżywając przygody i pomagając sobie nawzajem. My pozostajemy naturalnego wzrostu (stąd wrażenie „zawieszenia” nad sceną gry) a Quill w oczywisty sposób pozostaje dla nas w wielkości małej myszki. Co ciekawe, mamy czasem możliwość przejrzenia się w tafli wody i odkrycia swojego prawdziwego wyglądu. Quill cały czas zdaje sobie sprawę z naszego istnienia, odpowiednio reagując na nasze zachowanie. Gdy jest odwrócona, a my zbliżymy głowę bardzo blisko niej, odwróci się i przestraszy, z kolei po udanej akcji wystawi łapkę, aby przybić z nią piątkę. Czasem, gdy zagadka jest bardziej skomplikowana, za pomocą gestów i śmiesznych dźwięków pokaże nam co zrobić dalej. Quill posiada własny charakter i tworzy z nami wyjątkową więź.
Świat przedstawiony w grze jest piękny. Grafika i tekstury, zgodnie z prawidłowym trendem VR, nie próbują na siłę być realistyczne (co odciąża znacznie konsolę), ale ich stylistyka filmu animowanego idealnie pasuje do sposobu ilustrowania magicznych książek. Poziomy gry, zarówno te w skali makro jak i mikro, pełne są ornamentów i baśniowych szczegółów. Podczas gdy nasz mały gryzoń przemyka między wyszczerbionymi mieczami, fragmentami zbroi i pokruszonych kamieni, my widzimy, że faktycznie znajdujemy się w opuszczonych ruinach posępnej warowni. Ptaki czy jelenie w tle plansz są ogromne, ale prawdziwym zagrożeniem dla myszki są magiczni przeciwnicy tej samej wielkości i pułapki pozostawione przez tajemniczego antagonistę.
To, jak bardzo czujemy, że jesteśmy wewnątrz bajkowego świata buduje nie tylko klimatyczna grafika ale również dopracowana i rzeczywista animacja głównej bohaterki. Myszka nie wskakuje sztywno na wyższą platformę, ale zgrabnie się wtacza, robiąc uroczy przewrót. Cienkie uszka bujają się podczas biegania i skakania, a wyższe od niej źdźbła trawy upadają na ziemię, gdy zaczyna wymachiwać swoim małym mieczykiem. Nawet my, ruszając głową, czy padem, jesteśmy w stanie wpływać na animację otoczenia.
Tak jak napisałem we wstępie – każdy gatunek gry można przenieść do VR. W przypadku „Moss” można powiedzieć, że to zwykła platformówka, która bez problemu mogłaby działać na płaskim ekranie… Ale to właśnie headset VR sprawia, że mamy wyjątkową możliwość przebywania wewnątrz zaczarowanego świata i to rzeczywistość wirtualna sprawia, że nasza więź z cyfrowym zwierzątkiem jest tak silna. Nie tylko przebywamy w środku fantastycznego świata, ale też same plansze wymagają od nas rozglądania się i zaglądania w różne zakamarki – często należy wstawać z fotela w poszukiwaniu ukrytych zwojów. „Moss” podbiło moje serce swoim nieosiągalnym na zwykłym ekranie klimatem.
Niestety największa wada produkcji VR, czyli niewielka długość rozgrywki, nie ominęła także Moss. Całość można przejść w trzy godziny. Mi zajęło to o wiele dłużej, gdy zauroczony pięknymi widokami i baśniową atmosferą, odwlekałem ukończenie poziomu wpatrując się w starannie wymyślone detale, szczegóły i zachowanie głównej bohaterki. Grę nieznacznie wydłuża również odszukanie wszystkich magicznych zwojów, które wpływu na fabułę nie mają, ale ich odnalezienie daje sporo satysfakcji. Drugą znaczącą wadą gry jest brak polskiej wersji. Sama baśniowa forma gry sugeruje produkcję dla najmłodszych, więc chociaż same napisy pomogłyby trochę w zrozumieniu opowieści. Na szczęście tekst pojawia się tylko między poziomami, podczas przeglądania księgi. W samej rozgrywce narracja już się nie pojawia, a Quill porozumiewa się z nami mową gestów.
Moss - Ocena końcowa
-
9/10
-
8/10
-
10/10
-
8/10
Moss (PS4 VR) - Podsumowanie
Moss jest obecnie jedną z najpiękniejszych i najlepszych gier na PlaystationVR. Doskonałym przykładem na to, że VR to nie tylko prymitywne „popierdółki” sprzed dwóch generacji, ale pełne, klimatyczne doznanie przebywania wewnątrz dopracowanej i przemyślanej gry fantasy. Zakończenie sugeruje, że powstanie w przyszłości więcej ksiąg i przygód w świecie Moss. Bardzo na to czekam, bo już tęsknię za moją małą, odważną przyjaciółką.
Gra powinna Ci się spodobać jeśli:
Gra może Ci się nie spodobać jeśli: