Fruit Ninja wydany w 2010 roku na iOS był dla ekranów dotykowych niemal tym, czym Snake dla telefonów Nokii. Gra w idealny sposób wykorzystywała potencjał nowego interfejsu... Nic dziwnego, że na fali popularności wirtualnej rzeczywistości zdecydowano się przygotować wersję VR.
O Fruit Ninja słyszał chyba każdy posiadacz smartfona. Siekanie owoców na ekranie dotykowym wymagało dużej zręczności palców i perfekcyjnego refleksu. W ciągu pierwszego roku na rynku Fruit Ninja zostało pobrane 20 milionów razy. Od tamtej pory gra została przeportowana na wiele platform m.in. Androida, Xboxa 360, PS Vitę, a nawet Facebooka. Ostatnio zadebiutowała również na HTC Vive i PlayStation VR. Czy warto skusić się na wersję w wirtualnej rzeczywistości?
Fruit Ninja VR testowaliśmy na goglach Sony i trzeba przyznać, że pod względem wizualnym gra wygląda naprawdę dobrze. Potwierdza się to, o czym często Wam wspominam – im bardziej minimalistyczna grafika, tym lepiej prezentuje się ona w wirtualnej rzeczywistości. Obiekty na pierwszym planie są ostre jak brzytwa, a dzięki wykorzystaniu kontrolerów Move immersja z trzymania samurajskich mieczy jest olbrzymia. Każdy kto po raz pierwszy uruchamia ten tytuł i ogląda w trybie VR wirtualne katany krzyczy „Hell yeah! Dawać mnie tu te owoce!!!111„.
Do wyboru mamy cztery tryby zabawy. W trybie Arcade mamy 60 sekund na to, by przepołowić jak największą liczbę owoców i wymaksować wynik. Szybkie i poprawne ruchy gwarantują combosy, do tego trafienie w unikalne owoce takie jak np. niebieskie banany spowodują odpalenie bonusów w stylu spowolnienia czasu (slow motion powoduje szeroki uśmiech na buzi!). Jest intensywnie, ale krótko.
W trybie Klasycznym mamy trzy życia, które odbierane są za ciachnięcie bomby lub nietrafienie w owoc. Zdecydowanie najtrudniejszy ze wszystkich trybów, w którym przekroczenie 100 punktów graniczy z cudem. Tryb Zen to ewolucja trybu Arcade – mamy tu także 60 sekund zabawy, ale bez bomb, zatem jest dużo łatwiej, niemal relaksacyjnie. Ostatnim trybem jest Przetrwanie, które wymaga od gracza największej gimnastyki. Owoce są bowiem wystrzeliwane z latających dronów, a przed bombami należy się uchylać. Po trzech błędach następuje koniec gry.
I chociaż technicznie nie ma tu żadnych opóźnień, a prawidłowa kalibracja i ustawienie kamer gwarantuje Wam zabawę o wysokiej jakości, to gdy tylko przeleci się wszystkie cztery tryby w ciągu kilku minut, to odczuwa się szybko znużenie i pustkę. Nie tego oczekiwałam po grze za 70 zł. Arek, który jest fanem broni białej bawił się tu znacznie lepiej niż ja, ale nie da się ukryć, że jeśli nie zależy Wam na biciu rekordów to Fruit Ninja VR nie ma Wam nic do zaoferowania. Wszystko rozgrywa się bowiem na jednej i tej samej, statycznej planszy, a niewielka różnorodność trybów nie skłania do ponownego uruchomienia gry.
Szkoda, że twórcy nie przygotowali solidnej kampanii z chociażby namiastką fabuły i możliwością odblokowania nowych mieczy czy lokacji. Przy tak znanej marce i potencjale płynącym z VR aż się o to prosiło. Gdyby Fruit Ninja VR kosztowało tyle, co jednorazowa wizyta w kinie, to wówczas byłaby to cena sprawiedliwa. 70 zł za kilka minut zabawy to zdecydowanie za dużo.
Fruit Ninja VR - ocena końcowa
-
9/10
-
8/10
-
10/10
-
3/10
Fruit Ninja VR - podsumowanie
Jeśli z zawziętością siekaliście owoce na ekranach smartfonów, z równą przyjemnością będziecie to robić w wirtualnej rzeczywistości. Choć immersja jest wysoka, a śrubowanie rekordów stanowi wyzwanie, to brak nowych lokacji i zbyt mała różnorodność w trybach zabawy sprawiają, że Fruit Ninja VR szybko się nudzi. Naszym zdaniem to niewykorzystany potencjał na dobrą zręcznościówkę. Warto wziąć tylko wtedy, gdy cena spadnie poniżej 30 złotych.