Z każdym kolejnym ``Far Cry'em`` przychodzi identyczna refleksja. Cholera, znów dałam się wciągnąć w to samo - odbijanie posterunków, polowanie na zwierzęta, mordowanie szaleńców i ich zwolenników. To przecież to samo co rok, dwa, trzy lata temu. Mogliby w końcu zrobić coś oryginalnego, a nie... O kurde, reklama nowego ``Far Cry'a``. Jak on genialnie wygląda...
Łapiecie bazę? Ta seria się nie zmienia, jej podstawy i założenia są takie same. Jak w „Call of Duty” czy „Assassin’s Creedzie”. I nawet jeśli będziemy na nie narzekać, bo przecież mamy to narzekanie w naturze, to dzięki kolejnej, rozdmuchanej na wielką skalę machinie marketingowej i tak kupimy kolejną część z ciut lepszą oprawą graficzną. Producent zbierze należne mu żniwo i za rok zaserwuje to samo, ale w innym sosie. A gracze z bardziej lub mniej skwaszoną miną będą się zajadać. Dlatego jeśli zamierzacie kupić „Far Cry 5” to uświadomcie sobie, że ciągle będziecie mieli wrażenie „Hm, gdzieś już to widzieliśmy…”.
Ale wiecie co? Olejcie to wrażenie. Nie zamykajcie się w stereotypowych ramach malkontenctwa, a gwarantuję, że będziecie się świetnie bawić.
Witamy w Hope County
Dwa ostatnie „Far Cry’e” zachwycały oprawą graficzną i detalami, więc mogę śmiało powiedzieć, że tutaj jest jeszcze lepiej. Tym razem przenosimy się na amerykańską wieś, do stanu Montana, gdzie mieści się fikcyjny, nieco odcięty od świata region Hope County. Choć nigdy nie byłam w USA to tak właśnie wyobrażałam sobie ich polno-leśne tereny- leniwie wypasające się krowy, farmerów w kraciastych koszulach jeżdżących pickupami, domki z werandami przyozdobionymi amerykańską flagą, białe kościoły, motocyklistów ze skórzanymi kurtkami z orłem na plecach.
Skupiając się na czystym eksplorowaniu mapy (największej ze wszystkich części) da się przeżyć prawdziwą przyjemność i zachwyt nad pięknem przyrody. Nawet jeśli jest to tylko las i jezioro to od razu czuć, że jest się w Stanach. Do zwiedzenia mamy trzy ogromne regiony, które różnią się głównie geograficznym położeniem. Jeden jest typowo górski, pełen dzikich zwierząt i gęstych lasów, drugi wypełniony rzeką i okolicznymi wioskami, a trzeci oferuje stereotypowe farmerskie landszafciki. I każdy z nich jest bez wątpienia piękny.
Wyznaj swoje grzechy
„Far Cry’e” stoją szalonymi przeciwnikami. Za każdym razem ich motywacja jest inna i pokazują nam zupełnie inny poziom szaleństwa. Tym razem należy zmierzyć się z przywódcami religijnej sekty, która terroryzuje całe Hope County. Ich lider, Joseph Seed, uważa, że został wybrany przez boga, do ocalenia ludzkości przed końcem świata. Ocalenia tych, którzy wyznają swoje grzechy i przyłączą się do kultu. Charyzmatyczny, pozbawiony empatii i wysoce zafiksowany na punkcie religii mężczyzna nie stroni od torturowania i mordowania tych, którzy nie zgadzają się z jego poglądami.
Ani przez moment nie miałam wątpliwości, że taki człowiek w rzeczywistości faktycznie byłby skłonny zgromadzić wokół siebie tylu wyznawców. Tak się dzieje wciąż, na całym świecie. Sekty manipulują naiwnością ludzi, wciągają w swoje sidła i odbierają wszelki zdrowy rozsądek. Fabuła gry mimo to nie oparła się kilku absurdom, które po prostu trzeba przełknąć.
Po pierwsze nikt mi nie wmówi, że w chwili, kiedy całym regionem rządzi zmilitaryzowany oddział szaleńców, z nakazem aresztowania wysyła się kilkuosobowy, ledwo co uzbrojony oddział biura szeryfa. A tak właśnie rozpoczyna się historia gry. Zawiązanie akcji nie mogło być bardziej bzdurne. W roli zastępcy szeryfa ostatkiem sił uchodzimy z życiem i zamiast wezwać do pomocy wojsko czy innych komandosów postanawiamy z pomocą lokalnej ludności odbić kolegów z pracy i wysłać do więzienia rodzinkę Seedów.
Druga, równie mało wiarygodna kwestia to sprawa nadzwyczajnej łaskawości Seeda w stosunku do naszej osoby. Wielokrotnie będziemy wpadać w jego sidła, a on miast rozprawić się z nami raz na zawsze snuł będzie wciąż naiwnie wierzył, że jednak do niego dołączymy. Za pierwszym razem by to przeszło, ale po którymś z kolei… No sami rozumiecie, zaczęło to być żenujące i mocno oddarło tego antagonistę z powagi.
Ale „Far Cry 5” to nie dokument, a gra. I nawet jeśli stara się być ambitna i dojrzała (zasadniczo jej się to udaje), to musi chodzić na pewne kompromisy, by sprawiać graczom przyjemność. Gdyby Edeniarzy rozgromił od razu oddział wojska, no cóż, nie mielibyśmy tu po prostu co robić.
A jest zupełnie inaczej.
Grywalność przede wszystkim
„Far Cry 5” to gra z otwartym światem, który wypełniony jest różnorodnymi aktywnościami. Poza wykonywaniem głównych misji związanych najczęściej z dotarciem na miejsce i eksterminacją wrogiego oddziału, mamy szereg mniej lub bardziej szalonych misji pobocznych, często wyśmiewających amerykańską kulturę – szukanie śladów UFO, rozprawianie się z naćpanym łosiem, zbieranie vinyli etc. Jak przystało na tę serię będziemy także odbijać posterunki, polować na zwierzaki, łowić ryby, niszczyć obiekty kultu i szukać skarbów.
Nie zabraknie także szalonych wyścigów na czas, czy to w formie zjazdów quadem, czy to pilotując samolot. Najfajniejsze zaś w tym wszystkim jest to, że po raz pierwszy te wszystkie rzeczy możemy robić w towarzystwie naszych znajomych, po sieci. Nie ma znaczenia czy będą to misje główne czy poboczne, każde zadanie da się zrobić we dwie lub więcej osób. Warto jednak podkreślić dwie rzeczy – po pierwsze to muszą być nasi znajomi (nie ma opcji matchmakingu poza trybem Arcade, do którego zaraz dojdę). Po drugie zaś tylko gospodarzowi zapisuje się postęp z misji i tylko on otrzymuje przedmioty i doświadczenie. To zaś sprawia, że znajomy będzie musiał ponownie przechodzić te same misje, żeby zaliczyć postęp w grze. Szkoda.
Chyba nie muszę nikomu wyjaśniać, że w kooperacji jest po prostu zabawniej, ciekawiej i fantastyczniej. Nie wszyscy muszą z tego trybu korzystać, ale naprawdę się cieszę, że Ubisoftowi udało się go tu wdrożyć. A jeśli macie ochotę na jeszcze więcej szaleństwa i rywalizacji to do pełnej dyspozycji jest tzw. tryb Arcade, czyli Salon Gier. Jest to wieloosobowy tryb, w którym gra się na mapach stworzonych przez graczy w ich własne scenariusze. Przy czym mapy potrafią być naprawdę odjechane, bo da się do nich zaimplementować obiekty z innych gier Ubisoftu!
Rzecz jasna nie wszystkie Was zachwycą, bo społeczność ma rozmaite pomysły, które niekoniecznie idą w parze z umiejętnościami projektowania map, ale istnieje spora szansa na to, że prędko z tego trybu nie wyjdziecie. Tylko tutaj działa też PvP, więc jeżeli macie ochotę sprać komuś tyłki to Salon Gier jest najbardziej odpowiednim miejscem.
To za co szczególnie cenię „Far Cry’a” to poczucie dużej swobody. Mogę wszędzie chodzić pieszo, mogę kraść auta stojące na poboczu, mogę wybrać się na misję traktorem albo helikopterem. Mogę wytwarzać granaty, kupować fikuśne bronie, lub zachodzić przeciwników po cichu. Mogę zabierać na misję ludzkich bądź zwierzęcych towarzyszy, o ile ich wcześniej odblokowałam. Mogę skakać ze spadochronu, pływać, zjeżdżać na linie. Regiony nie są w żaden sposób zablokowane, możemy między nimi swobodnie się poruszać, ale do ukończenia głównej fabuły konieczne będzie przejęcie kontroli nad każdym z nim. Mogę inwestować punkty doświadczenia w umiejętności, które zawsze dają sensowne korzyści. Jedyną uprzykrzającą mi życie rzeczą, były oddziały przeciwników, na których co rusz się napotykałam, nawet wtedy, gdy chciałam tylko wybrać się na ryby. Miałam wrażenie, że było ich po prostu za dużo, ale z drugiej strony taki zabieg miał pewnie podkreślić atmosferę zaszczucia. W końcu to nie symulator farmy tylko strzelanka wypełniona akcją.
Podsumowanie
„Far Cry 5” to kilkadziesiąt godzin wyśmienitej zabawy. Takiej bez większych zaskoczeń, bez jakiegoś efektu „wow” i szczęki zbieranej z podłogi. Jest dynamicznie, jest rewelacyjnie pod kątem audiowizualnym, ale bez aspiracji do miana gry roku. Czy to najlepszy „Far Cry” z serii? Kwestia subiektywna. Na pewno najbardziej rozbudowany. W przypadku „Assassin’s Creed: Origins” miałam wrażenie większego przeskoku ewolucyjnego. Tutaj zaś dostałam dokładnie to, czego się spodziewałam. Kawał fajnej strzelanki w otwartym świecie. Tak, jest to powtórka z rozrywki, ale nikt mi nie wmówi, że nie warto wracać do dobrej zabawy.
Far Cry 5 - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
7/10
-
7/10
Far Cry 5 - Podsumowanie
Nie jest to gra pozbawiona wad, ale jeśli położy się na szali niedostatki fabularne, czy brak zapisu postępów misji w trybie kooperacji to i tak waga przechyli się w stronę grywalności, pięknie zaprojektowanego świata, dynamicznej akcji i swobody, którą powinien cechować się każdy sandbox. Nie mam problemów z tym, że jest to odgrzewany kotlet, choć miło by było pewnego dnia zasmakować zupełnie innego „Far Cry’a”.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli: