Dżinny kojarzą nam się z duchami spełniającymi życzenia, tak jak w ``Aladynie``. A co, gdybyśmy to my musieli spełniać prośby duchów? Nie dla ich własnego kaprysu, lecz po to by uratować je i własne miasto? O tym właśnie, w uroczy sposób opowiada ``Concrete Genie``, tytuł w który zagracie wyłącznie na konsoli PS4.
Ash to nastolatek, który od dzieciństwa nie rozstaje się ze swoim szkicownikiem. Rysuje w nim fantastyczne stwory zwane dżinnami. Chłopak najlepiej czuje się w swojej rodzinnej miejscowości, Densce. Miasteczko jest obecnie opuszczone, szare i smutne, ale nie przeszkadza to Ashowi w odnajdywaniu tam spokoju ducha. No, z tym spokojem to też tak nie do końca, bo w miasteczku grasuje banda dzieciaków, które lubią się z niego wyśmiewać. Chociaż Ash unika z nimi konfrontacji jak tylko może, to któregoś dnia zostaje przez nich otoczony. Młodociani tyrani wyrywają mu z rąk szkicownik, niszczą go i wyrzucają w powietrze, a naszego bohatera wysyłają kolejką linową do opuszczonej latarni, w której według legendy…straszy.

Tak Ash wyobraża sobie dżinny
Na miejscu okazuje się, że jakimś cudem do latarni dotarły wyrwane ze szkicownika kartki, więc Ash postanawia je wszystkie odnaleźć. W sercu budynku dokonuje jednak niesamowitego odkrycia. Jego ulubiony dżinn okazuje się żyjącą istotą. Mało tego, chłopiec otrzymuje zaczarowany pędzel, którym może ożywiać swoje rysunki. I wiecie jak to jest, „z wielką mocą przychodzi wielka odpowiedzialność”…
Ash już nie tylko chce odzyskać wszystkie kartki ze swojego notatnika. Chłopiec otrzymuje także szansę na przywrócenie życia miastu rozprawiając się z pochłaniającym ją mrokiem i zanieczyszczeniem.
To prosta, ale magiczna historia

Zorza polarna to jeden z moich ulubionych wzorów
Przyznaję, że w 2017 roku, kiedy oglądałam pierwszy zwiastun „Concrete Genie”, miałam inne wyobrażenie. Sądziłam, że będzie to opowieść kierowana do ciut starszego gracza. I że konflikt między głównym bohaterem, a dzieciakami będzie tylko jedną z odnóg fabularnych. Ale studio PixelOpus chyba od początku miało właśnie plan, by gra trafiła głównie w gust młodszych osób. Dlatego brakuje tu mocnych, nasyconych emocji. Dorosły odbiorca wolałby skonfrontować się od razu z małoletnimi despotami, niż kryć się przed nimi po kątach. Zło przybiera raczej formę wizualną. Poza epilogiem nie ma tu w zasadzie prawdziwego zagrożenia, które mogłoby przyspieszyć nam puls.

Zło panoszy się nad Denską
Opowieść jest sztampowa do bólu i myślę, że każdy od samego początku połapie się w tym, w jakim kierunku ona zmierza. Brak tu zaskoczeń, co nie oznacza, że przygoda Asha jest nudna. Wręcz przeciwnie. W połączeniu z obecnością dżinnów, mechaniką i tajemnicą Denski, którą odkrywamy czytając znalezione gazety można wsiąknąć w ten magiczny świat. Ja poczułam się trochę jakbym znowu miała 10 lat i oglądała z wypiekami na twarzy „Tajemnicę Sagali” ;-).

Szeroki uśmiech!
Dla mnie najprzyjemniejsze były wszystkie momenty z dżinnami. Ich fizyka, głos, zachowanie, zostały genialnie zaprojektowane. Sprawiały wrażenie prawdziwych, pełnych miłości stworków o inteligencji psa. Za każdym razem, gdy widziałam jak się uśmiechają i przesyłają serduszka robiło mi się cieplej na duszy. Ktoś stwierdzi, że fabuła jest infantylna, ktoś inny ucieszy się, że potrafi jeszcze zachwycać się prostymi rzeczami. Moim zdaniem to super historia dla dzieci i przyjemna baśń, w której dorosły także będzie potrafił się odnaleźć, o ile tylko zależy mu na tego typu emocjach.
Mechanika, czyli malujemy miasto

Jestę artystą! :-)
Dawno nie grałam w grę, przy której mogłabym się tak absolutnie zrelaksować. W „Concrete Genie” główną czynnością jest malowanie ścian miasta. Robimy to po to, by magicznymi obrazami rozpalić żarówki, które z kolei rozświetlają mrok. Przyzwana w ten sposób energia oczyszcza dzielnicę z zanieczyszczeń, a my możemy śmigać dalej. W większości przypadków malować możemy cokolwiek ze szkicownika Asha (każdy wzór należy najpierw zdobyć, czyli odszukać kartkę w mieście) i nie jesteśmy za nasze arcydzieła w żaden sposób oceniani (brawo, wspaniały koncept!). Tęcza może być krzywa i mogą z niech wystawać drzewa. Luzik.
W ogóle warto wspomnieć o samym sterowaniu. Po wybraniu wzoru, przyciskami R2 i wychylamy pada imitując ruch pędzla. Immersyjne i przyjemne.

Ten dżinn życzy sobie więcej kwiatków
Ale gdy ściany pokrywają czarne, zanieczyszczone pnącza najpierw musimy naładować swój pędzel tzw. superfarbą. Tą zaś otrzymujemy od spełniania życzeń dżinnów. Dżinn w chmurce nad jego głową pokazuje nam o czym marzy, a my szukamy danego wzoru w szkicowniku i rysujemy go blisko niego. W podzięce nasz pędzel przez kilka sekund jest w stanie niszczyć największe zanieczyszczenia.

Tworzymy dżinna ognia
Oczywiście dżinny nie biorą się też znikąd. Najpierw musimy je sobie stworzyć, a proces ten rozpoczynamy od znalezienia odpowiedniego miejsca. Są one oznaczone na mapie, więc nie jest to nic trudnego. I tu kolejna, przefajna rzecz. Nasz dżinn będzie wyglądał dokładnie tak, jak go narysujemy. Oczywiście nie robimy tego kreska po kresce, a jedynie wybieramy kształt korpusu, nóg, czy uszu, ale ponieważ decydujemy o ich umiejscowieniu i wielkości i tak czujemy, że jest on unikalny. Narysowany dżinn ożywa, ALE jest on jedynie dwuwymiarowy. To zaś oznacza, że może poruszać się wyłącznie po ścianach połączonych ze sobą budynków lub obiektów.

Nasze dżinny są dwuwymiarowe
W „Concrete Genie” znajdziemy trzy typy dżinnów: ognia, elektryczności i dżinny latające. Ich zdolności będą nam potrzebne do rozwiązania prostych zagadek logicznych. Np. by przejść przez okno zasłonięte skrzynią, dżinn ognia musi ją spalić, a do uruchomienia dźwigu przyda się ładunek energetyczny. Wystarczy podnieść pędzel do góry, by dżinny przybiegły do nas, o ile będzie to możliwe tzn. o ile będą w stanie przejść wzdłuż ścian budynków. Czasem, by mogły one np. przeskoczyć z budynku na budynek, będziemy musieli im pomóc, podstawiając na przykład kawał skrzyni w odpowiednie miejsce.

Trochę prądu poproszę!
To wszystko robi się z totalnym bananem na buzi. Jasne, czuć, że poziom trudności nie stanowi wyzwania dla dorosłej osoby, ale mi to w ogóle nie przeszkadzało. Czułam się tak dobrze, jak przy innych artystycznych grach pokroju „Flower” czy „Podróży”. Wiedziałam co należy zrobić i to robiłam, a w nagrodę cieszyłam oczy efektami świetlnymi i popchnięciem akcji do przodu.

Walki nie stanowią wyzwania, ale to miły przerywnik
Ostatnim elementem rozgrywki, poza oczywiście szukaniem znajdziek czyli kartek z wzorkami i ożywaniem billboardów (mini-gra polegają na narysowaniu w odpowiednich miejscach kształtów) jest walka. W około 3/4 gry będziemy musieli stawić czoła trójwymiarowym dżinnom, które zostały zainfekowane złą energią. By je obezwładnić należy stosować zdobyte po drodze moce. O ile sama walka nie jest niczym nadzwyczajnym, to jej ostatni element bardzo mi się spodobał. Gdy dżinn zostaje obezwładniony, musimy do niego powolutku podejść (gdy dżinn staje się niespokojny, musimy się zatrzymać) i go oswoić, czyli ostatecznie zdjąć negatywny czar. Jeżeli nie mamy cierpliwości i podejdziemy do niego za szybko, znów stanie się agresywny i będziemy zmuszeni ponownie z nim walczyć. Drobiazg, ale uroczy.
Na koniec zostawiłam przyjemny bonus, który otrzymujemy od pewnego momentu – ślizganie się po smudze farby! Jest to szybszy sposób podróżowania, który sprawia, że rozgrywka staje się od razu dynamiczniejsza.
Kolor kontra sepia, światło kontra mrok

Naszym arcydziełem niszczymy zanieczyszczenia
„Concrete Genie” jest zjawiskowo piękną grą. Stylistycznie urzeka od pierwszej chwili. Dominują tu barwy sepii, takiego przemysłowego brudu. Wbrew tytułowi więcej tu cegieł niż betonu. Denska zatrzymała się w czasie sprzed rewolucji technologicznej. Wygląda jak portowa mieścina z XIX wieku. Ash jest bardzo sympatycznym bohaterem i szybko można się z nim utożsamić. Ale największą furorę robi tu gra świateł.

Jazda na smudze światła
Efekty cząsteczkowe i sposób, w jaki nasze rysunki świecą na budynkach to czysta radość dla oczu. Nie ma tu przesytu, jakiegoś bogactwa w postaci ogromniastych plansz. Wręcz przeciwnie. Lokacje są nieduże, a całą grę da się ukończyć w zaledwie kilka godzin. Czuć, że ten tytuł został robiony z pasji przez niedużą ekipę (swoją drogą to ich drugie dziecko, wcześniej zrobili przefajne i znacznie trudniejsze „Entwined”). Pod kątem artystycznym mamy spójną, przemyślaną wizję. Taki street art w baśniowej oprawie.
Przygoda w VR

Tryb VR
Po ukończeniu fabuły, możemy albo pobawić się w trybie swobodnego malowania (wszystkie lokacje mamy wówczas odblokowane i „czyste”, czyli pozbawione naszych wcześniejszych bazgrołów), albo, jeżeli mamy PlayStation VR odbyć krótką przygodę w wirtualnej rzeczywistości. Jest to taka godzinna zabawa z Plamkiem, który zabiera nas do swojej krainy. Szybko orientujemy się, że to właśnie stąd pochodzą wszystkie wzory, którymi posługiwaliśmy się w grze, z tym, że teraz widzimy je w pełnym trójwymiarze.
Zabawa polega na spełnianiu próśb Plamka. Z każdym rysunkiem otrzymujemy nowy wzorek. Tym razem nie chodzimy w poszukiwaniu ścian, ale stoimy w miejscu i kreślimy wzory w przestrzeni. W teorii, nic ciekawego, ale w goglach VR to sprawia naprawdę dużo frajdy.

W VR można poszaleć!
Wszystko dlatego, że jesteśmy w środku sceny i obserwujemy jak stworzone przez nas kształty ożywają. Kwiaty się rozwijają, drzewa rosną, jabłka zostają szybko zjedzone przez Plamka, kolorowe światełka na sznurku możemy przyczepić na gałęziach, a na niebie machnąć śliczną zorzę, tęczę lub fajerwerki. Odkrywanie co się stanie, gdy zrobimy to czy tamto to jak próbowanie czekoladek z bombonierki. Zaskoczyło mnie na przykład to, że gdy narysowałam na niebie księżyc, zmieniła się pora dnia! A kiedy przeciągnęłam wiatr przez narysowane przed chwilą totemy, to odegrały one krótką melodię. So cute!
Concrete Genie mnie oczarowało, ale czy Ciebie też oczaruje?

:-)
Popatrz na powyższy rysunek. Jeżeli widzisz tu tylko dziecięce, infantylne bazgroły, to raczej „Concrete Genie” nie jest dla Ciebie. Ale jeżeli dostrzegasz tu obietnicę dobrej zabawy, ducha przygody, dozę magii i jeżeli sam jesteś kreatywną osobą, zapewniam, że będziesz się tu doskonale bawił. To niewymagająca niebywałej zręczności gra akcji, czy też platformówka, przy której będziesz łamać głowę. „Concrete Genie” to tytuł, który pozwoli Ci się oderwać od szarej rzeczywistości, pomarzyć o fantastycznych towarzyszach z innego świata i odpocząć od ciężkich i ambitnych produkcji.