„Coffee Noir” to niezwykłe połączenie gry ekonomicznej z detektywistyczną visual novel. Polska produkcja pozwala wcielić się w detektywa pracującego pod przykrywką managera raczkującego, kawowego imperium.
W „Coffee Noir” miałam okazję zagrać chwilkę wiele lat temu, gdy tytuł był jeszcze w powijakach. Już wtedy zauroczył mnie koncept (no wreszcie jakaś gra o najpyszniejszym napoju świata!) oraz klimat. Wtedy jednak obawiałam się, że gra okaże się finalnie zbyt zaawansowana pod kątem ekonomicznym jak na mój gust. Wiecie, ja w tycoony to grałam ostatnio dobrych kilkanaście lat temu… Na szczęście twórcy uprościli mechanikę w taki sposób, że nawet gracz niedzielny zdecydowanie się w tym wszystkim połapie.
Od razu warto wspomnieć, że za produkcję „Coffee Noir” odpowiada poznańskie studio DOJI, które na co dzień zajmuje się grywalizacją, tworzeniem gier edukacyjnych, wykorzystywanych m.in. na szkoleniach oraz analityką danych z wykorzystaniem AI. Te solidne fundamenty sprawiły, że ich pierwsza, kierowana do zwykłego gracza pozycja, w niczym nie przypomina amatorskich tytułów na jakie można naciąć się na Steamie.
Ziarnko do ziarnka, czyli detektywistyczne śledztwo
W alternatywnej wersji Londynu, przypominającej lata 20. ubiegłego wieku, wszyscy szaleją na punkcie kawy. Ten trunek pobudza do życia przedstawicieli wszystkich klas społecznych, a jego importerom i dystrybutorom zapewnia konkretne pieniądze – w końcu kawowe ziarna są także składnikami perfum, kosmetyków, a nawet narkotyków. Po dłuższej przerwie wywołanej traumatycznymi wydarzeniami do pracy w Neo-Londynie powraca Arthur Oliver – detektyw. Wskakując w jego buty dość szybko otrzymujemy nową sprawę. Właśnie zaginął Richard Kersey – bogaty biznesman i potentat kawowy. Jego córka oraz brat, którzy zlecają nam zadanie odszukania mężczyzny podejrzewają, że w sprawie paluchy maczał ktoś z kawowego biznesu.
Dlatego proponują nam robotę pod przykrywką. Wcielamy się w szefa malutkiej firmy sprzedającej kawę, by bez cienia podejrzeń przeniknąć do świata biznesmenów i w ten sposób dotrzeć do osób potencjalnie zaangażowanych w zniknięcie potentata. Jeżeli będziemy dobrze zarządzać naszą firmą z czasem uzyskamy dostęp do coraz większych szych „półświatka” i będziemy mogli przyprzeć ich do muru. Historię poznajemy w trakcie lekko animowanych, komiksowych kadrów pomiędzy rozdziałami oraz w trakcie dialogów z postaciami.
Fabuła jest zdecydowanie najmocniejszą stroną „Coffee Noir”. Opowieść jest przemyślana i rozgałęziona, a do tego ma mnóstwo klimatu właściwego pozycjom z gatunku noir. Są tu piękne kobiety i eleganccy biznesmeni chowający przed światem własne, brudne sekrety. Jest tu szczypta flirtu i garść konkretnych tajemnic. Są nieoczywiste zwroty akcji i klasyczne, słowne przepychanki. Twórcom udało się stworzyć przede wszystkim wiarygodne, żywe postacie, z którymi aż chce się konwersować.
Jako detektyw będziemy starali się pchać fabułę naprzód poprzez zbieranie różnych informacji. Najważniejsze fakty i pomysły zapisywane są automatycznie na tablicy. Naszym zadaniem jest znalezienie powiązań, czyli danych łączących obie poszlaki. To świetna zabawa dedukcyjna i wcale nie tak banalna, jak mogłoby się wydawać. Zwłaszcza pod koniec, gdy informacji jest naprawdę sporo trzeba wykazać się umiejętnością czytania ze zrozumieniem i intuicją. Śledztwo jest zawiłe i wciągające, a ponieważ koresponduje ono z mechaniką wymagającą naszej uwagi, jest także immersyjne. Z pewnością nikt nie powinien poczuć się zawiedzony historią, która swoją objętością wykracza poza ramy typowych visual novel i bliższa jest klasycznym grom przygodowym.
Panie, ja tu gardło sobie podrzynam, czyli o sztuce negocjacji
Rzeczą, dzięki której „Coffee Noir” totalnie wyróżnia się nie tylko od visual novel ale i w ogóle gier przygodowych jako takich, jest aspekt edukacyjny, który w tym konkretnym przypadku dotyczy sztuki negocjacji. Jedna z mechanik gry dotyczy zawierania kontraktów z kontrahentami. Musimy spodziewać się tego, że tak jak w życiu nasi przyszli klienci będą chcieli otrzymać jak najwięcej po jak najniższym koszcie. Dlatego przed każdą rozmową możemy wyznaczyć naszym pracownikom znalezienia przydatnych informacji na temat potencjalnego kontrahenta. Choć kosztuje to czas, który w grze jest równie cenny co same pieniądze, zdecydowanie się opłaca. Dzięki temu będziemy bowiem w stanie inaczej zacząć rozmowę i „zabłysnąć” już na wstępie, co może przełożyć się na lepszy efekt końcowy.
Gra proponuje wiele technik negocjacyjnych. Jako były sprzedawca znałam tylko garść z nich i to jeszcze nawet nie z nazwy :D. Z zaciekawieniem zatem poznawałam co krok różnorakie formy lekkiej manipulacji, chodzenia na kompromis i przedstawiania korzyści w taki sposób, by wydawały się bardziej atrakcyjne niż w rzeczywistości. Rzecz jasna nie każda z taktyk da pozytywne efekty, bo postacie mogą się np. wkurzyć, że mamy ich za amatorów itd. ale plus jest taki, że przed podpisaniem kontraktu bez żadnej kary można rozpocząć negocjacje od początku i sprawdzić inną technikę. Dla mnie cały ten proces był równie fajny, co prowadzenie śledztwa.
Koszty, zyski, raporty – czyli o prowadzeniu biznesu
Gra dość szybko wrzuca nas na głęboką wodę. Wszystkie aspekty ekonomiczne wydały mi się początkowo wyjaśnione dość pobieżnie. Raz, że musimy zarządzać pracownikami. Zadań jest zawsze do wykonania więcej niż mocy przerobowych, więc albo zatrudnimy dodatkowe osoby (co wiąże się ze stałym odpływem pieniędzy), albo wymusimy branie nadgodzin, co będzie wiązało się ze spadkiem motywacji do pracy i gorszą efektywnością.
Kolejna sprawa to zarządzanie produkcją – sami ustalamy jakie rodzaje kaw i w jakiej ilości wyprodukujemy w danym tygodniu. Musimy przy tym uwzględniać nie tylko bieżące kontrakty, ale także naszą objętość magazynową. Czy faktycznie warto produkować kawę „na górkę”, skoro zapychamy sobie w ten sposób magazyn i jeszcze wymuszamy więcej godzin pracy na pracownikach? Które z ulepszeń warto zakupić na wstępie? Smaczku dodają tu wydarzenia losowe, które mogą sprawić, że np. w tygodniu wpadnie nam ekstra zamówienie albo pół naszego magazynu zostanie zalane i nasze zapasy kawy trafi szlag.
Dość szybko można na tyle wprawić się w kwestiach ekonomicznych, że akurat ten aspekt nie będzie stanowił dla nas większego wyzwania w trakcie zabawy. Później przypomina on po prostu szybkie przeklikiwanie. Ja nawet nie zerkałam w żadne raporty finansowe. Nie sądzę zatem, by ktokolwiek zobaczył w tej grze widmo bankructwa. Czy jest to jakaś wada? Może dla osób, które oczekują poważnego tycoona tak. Jednak jeżeli tak jak ja nastawiacie się na lżejszą rozgrywkę, w której warstwa zarządzania przedsiębiorstwem jest tylko urozmaiceniem fabuły, to nie powinniście być rozczarowani – może co najwyżej lekko znużeni pod koniec nierosnącym poziomem trudności.
Komu spodoba się Coffee Noir?
Zanim przejdę do podsumowania po prostu muszę jeszcze raz podkreślić, jak pięknie „Coffee Noir” prezentuje się pod kątem artystycznym. Ten komiksowy sznyt perfekcyjnie wpasowuje się w klimat. Kadry są dynamiczne, pełne ciepłej sepii. Wygląd postaci także w pełni pasuje do ich charakterów. A muzyka? Aż się łezka kręci w oku na wspomnienie „Jacka Orlando”, który miał równie udany soundtrack. Kocham jazz i dawno nie miałam okazji zagrać w grę, która by wykorzystywała ten gatunek muzyczny. Duże brawa dla zespołu audiowizualnego oraz aktorów dubbingujących w języku angielskim. Jak na niezależną grę małego studia to oprawie nie można zupełnie nic zarzucić.
Komu zatem „Coffee Noir” powinno podejść? Po pierwsze wszystkim osobom, które oczekują wyśmienitej fabuły detektywistycznej. Nie przejmujcie się, jeżeli nie mieliście styczności z grami ekonomicznymi – nadal to historia jest głównym motorem napędowym tej gry. Po drugie, „Coffee Noir” trafi w gusta nie tylko miłośników visual novel, ale też fanów gier przygodowych, którzy lubią podejmować wybory. Tu przy okazji podszkolicie się w sztuce negocjacji!
Myślę, że tytuł ten sprawdzi się nawet jako gra stricte edukacyjna dla młodych ekonomistów czy uczniów szkół średnich, bo w realny i intrygujący sposób opowiada o zarządzaniu firmą handlową. Gdybym miała takie gry w trakcie zajęć z przedsiębiorczości, pewnie znacznie więcej zostałoby mi w głowie ;-). Przez 6 godzin bawiłam się tu doskonale i mam nadzieję, że twórcy w przyszłości pokuszą się o kolejny tytuł w podobnym stylu.
Natomiast pamiętajcie, że nie jest to taki klasyczny tycoon z rozbudowanym scenariuszem czy kampanią i mnóstwem aspektów do ogarnięcia. Starzy wyjadacze Cywilizacji, Rollercoaster Tycoon, SimCity czy serii Anno nie znajdą tu dla siebie wystarczającego wyzwania.