Nie gram w ``rogaliki``. Nie lubię losowo generowanych lochów, nie cierpię ciągle umierać i zaczynać od początku. A nade wszystko nie jestem zwolenniczką pixel artu w grach. ``Children of Morta`` ma zatem wszystko to, co powinno mnie od niej odrzucić, a jednak tak się nie stało.
W grach wideo rodziny rzadko kiedy stawia się na pierwszym miejscu. Jeżeli już jakiś tytuł dotyka więzów krwi, to raczej skupia się wokół jednej relacji. Ojciec – syn. Brat – siostra. Studio „Dead Mage” postanowiło opowiedzieć historię rodu Bergsonów. Familia ta od zarania dziejów pilnuje tytułowej Morty, czyli góry, pod którą kryją się tajemnicze portale. Pewnego dnia okolica góry zostaje skażona Zepsuciem. Zła moc niszczy florę i faunę i bardzo szybko się rozprzestrzenia, zmierzając prosto do domu Bergsonów.

Dzięki 11bit studios mamy polskie napisy :-)
Ta sztampowa opowieść o walce dobra ze złem nie byłaby nawet w połowie tak dobra, gdyby nie świetnie rozpisane osobowości naszych bohaterów oraz fabularne wstawki, które pojawiają się za każdym razem, gdy wrócimy z pola walki. Bez względu na to, czy znów polegliśmy czy nie, życie Bergsonów biegnie swoim torem. Obserwujemy ich codzienne problemy, poznajemy ich wcześniejsze losy, dowiadujemy się jakie mają hobby i o czym marzą. To nie są papierowe postacie! O każdego z nich się martwimy i trzymamy kciuki, by udało im się pokonać wszystkie przeciwności.

Wstawki fabularne są krótkie i miło urozmaicają chwile pomiędzy kolejnymi starciami
Jak w każdej rodzinie, tak i tu zdarzają się kłótnie i niesnaski, sukcesy i porażki. Bergsonowie nie są superherosami. Oni rozwijają swoje umiejętności wraz z nami. Poza walką mają własne życie, które poznajemy z perspektywy biernego obserwatora. Jeżeli graliście w „Bastion” czy „Transistor” to wiecie, jak wielką moc może mieć dobry lektor. W „Children of Morta” głos narratora przypomina mi dziadka, który opowiada swoim wnukom baśniowe historie oparte o własne przeżycia. W przeważającej mierze większość scenek fabularnych rozgrywa się w domu Bergsonów, a mimo to nie potrafię powiedzieć, by ten zabieg był nużący. A dzieje się tak ponieważ sam dom jest absolutnie fantastycznym miejscem.
Children of Morta – o domu i pixel arcie słów kilka

Children of Morta_20200102171247
Dom w grze pełni rolę hubu. To tutaj rozpoczynamy każdą misję i to tutaj wracamy po każdej śmierci. Dzieli się on na pokoje, w których nasi bohaterowie co chwilę będą wykonywali inne czynności. Serio, za każdym razem gdy wrócimy do domu zobaczymy inną scenę. A to ktoś będzie czytał książkę, a to zobaczymy jak ktoś leży na łóżku, a to ktoś będzie ostrzył swój miecz, a to ojciec pokłóci się z córką itd. Śliczna, iluzoryczna symulacja życia. Aż dziwne, że odpowiada za ten tytuł niewielkie studio…
Od pewnego momentu w domu będziemy mogli również korzystać z pewnych udogodnień. W warsztacie ulepszymy ogólne umiejętności rodziny np. zwiększymy ilość energii, szybkość chodzenia itd. Babcia z kolei zapewni nam większe szczęście i inne błogosławieństwa. W podziemiach zaś czekają na nas teleporty do poszczególnych krain, które będą odblokowywać się wraz z postępami.

Osobne umiejętności są dla całej rodziny i osobne dla poszczególnych bohaterów
To właśnie obraz tego domu oczarował mnie od samego początku. Widać tu niesamowitą dbałość o szczegóły, barokowy przepych i niebywały talent grafików. Dywany mają skomplikowane ornamenty, mebelki choć nieduże mają pełno zdobień, a całość jest fenomenalnie oświetlona i zanimowana. Bez wahania mogę powiedzieć, że jest to jeden z najpiękniejszych domów jakie widziałam w grach.

Lochy są generowane losowo
Oczywiście ten dopracowany pixel art jest widoczny także i w lokacjach, w których przyjdzie nam walczyć. Ale z uwagi na fakt, że są one generowane proceduralnie, to jednak ustępują wyraźnie architekturze domostwa Bergsonów. Jestem jednak przekonana, że skoro taki antyfan tej stylistyki jak ja mógł się tu kilkukrotnie zachwycić scenografią to osoby, które gustują w takiej oprawie będą „Children of Morta” zachwycone.
Children of Morta – ramię w ramię, czyli bardzo syty gameplay

Bossowie nie są nigdy popierdółkami, to wymagający przeciwnicy
„Children of Morta” jest typowym przedstawicielem gatunku roguelike. Lochy, które przyjdzie nam eksplorować, potwory i skarby w nich występujące są za każdym podejściem generowane losowo. Rozgrywki nie da się zapisać w trakcie przebywania w lochach. Jeżeli zginiemy – zaczynamy od początku podziemi. Te dzielą się zazwyczaj na 2, 3 lub 4 części. Śmierć w dowolnej z nich także cofnie nas na początek. Jedynie gdy ukończymy cały loch i zginiemy w kolejnym możemy rozpocząć walkę od aktualnego lochu.
W praktyce wygląda to tak, że początkowo gramy po pięć minut, bo nie jesteśmy w stanie pokonać wielu wrogów. Ale za każdym razem zbieramy oczywiście doświadczenie oraz walutę (Morvę), za które odblokowujemy kolejne umiejętności. Innymi słowy grindujemy tutaj postać tak długo, aż w końcu uda nam się przejść dalej. I to jest baaardzo przyjemny grind. Każdy fan RPG na pewno się tutaj odnajdzie i będzie czerpał masę radości z expienia i dopakowywania swoich herosów.

Moja ulubienica Linda strzela z łuku
Na wstępie możemy grać tylko jednym bohaterem, ale z czasem uzyskujemy dostęp do pozostałych Bergsonów (w sumie aż. 6). Każdym z nich walczy się inaczej. Tata jest typowym tankiem z mieczem. Starsza córka – łuczniczką. Najmłodszy syn to łotrzyk machający sztyletami. Mamy też magiczkę, mnicha i wojownika walczącego dwuręcznym toporem. Ja zdecydowanie pokochałam Lindę i cierpiałam za każdym razem, gdy musiałam zmienić jej postać. Niestety „Children of Morta” nie da się przejść jedną postacią. Od pewnego momentu nasi bohaterowie się męczą i muszą odpoczywać w domu zanim wyruszą na kolejną wyprawę. Na siłę da się nimi grać, ale mają oni wtedy na tyle zaniżone statystyki, że zwyczajnie się to nie kalkuluje.

Taka liczba wrogów to pikuś, najczęściej wybiega do nas po kilkanaście pomniejszych przeciwników
Dla mnie ogromną zaletą gry jest lokalny tryb kooperacji. Przeszłam całą przygodę razem z Grześkiem i chyba tak dobrze nie bawiłam się we dwójkę od czasów „Diablo 3” (no, przynajmniej w kwestii RPG). „Children of Morta” jest grą dynamiczną, wymagającą stosowania uników, uciekania, wykorzystywania na maksa wszystkich skilli i korzystania z tymczasowych błogosławieństw. Panuje tu taki staroszkolny klimat – wiecie, trzeba dbać o plecy partnera, wspólnie rozpracowywać bossów, pilnować energii, na bieżąco ustalać kto uderza w kogo.
Oczywiście grając solo poziom trudności jest z jednej strony niższy, bo i wrogów jest odpowiednio mniej. Z drugiej strony jednak pomoc partnera okazuje się nieoceniona i chociaż hordy są większe, to summa summarum jest łatwiej.

Po każdym wyjściu z lochu otrzymujemy podsumowanie
Jest trudno i bezkompromisowo. Gdy przechodzisz ten sam loch dwudziesty albo trzydziesty raz zaczynasz wątpić, że kiedykolwiek go ukończysz. Zwłaszcza, że później to już nie są mapy na 5 minut, ale raczej 50 albo i dłużej. I wtedy śmierć niesamowicie wkurza. Ale próbujesz i próbujesz, zdobywasz doświadczenie i za którymś razem jednak się udaje i liczą się już tylko dzikie okrzyki partnera i przybijanie piątek. O tak. Jesteśmy najlepsi. Jedziemy dalej.
Children of Morta – Podsumowanie

Kolejna perełka wśród gier niezależnych
Na pewno z uwagi na swój gatunek to nie jest gra dla każdego. „Children of Morta” wymaga cierpliwości, dużej ilości wolnego czasu, samozaparcia. Jestem pewna, że gdybym musiała przechodzić ją w pojedynkę to bardzo szybko bym się poddała, bo tak jak wspominałam, rougelike’i mi nie podchodzą. Ale brakowało mi na PS4 takiego fajnego hack’n’slasha w trybie kanapowym, który poza bardzo zgrabną mechaniką godnie by też wyglądał i brzmiał.
Wkręciliśmy się w całą historię, ale mieliśmy też i dłuższe przestoje od gry w momentach, gdy stale podchodziliśmy do tego samego lochu. W takich chwilach dało się wyczuć pewną monotonię. Z drugiej strony jednak „Children of Morta” była też dla nas źródłem relaksu. Likwidowanie hord wrogów jest przyjemne i odprężające dla umysłu, nawet pomimo licznych porażek.
Uwielbiam być tak pozytywnie zaskakiwana. Wcześniej sądziłam, że jest to po prostu kolejna pixel artowa produkcja niezależna, która nie różni się niczym od innych. A otrzymałam dojrzałą, ciepłą opowieść z dopracowanym gameplayem. Twórcy stale pracują nad kolejnymi aktualizacjami. Poza nową grą + wkrótce pojawi się także online’owy tryb kooperacji i całkowicie nowy rozdział. Jeżeli lubicie setting fantasy i dynamiczne co-opy, zdecydowanie polecamy Waszej uwadze!