Jak wypada growa próba adaptacji prozy Lovecrafta? Czy Cyanide Studio udało się wiernie oddać klimat grozy? ``Call of Cthulhu`` to przygodowa gra z elementami RPG i sekwencjami zręcznościowymi, na którą czekałem od dawna.
Choć sam styl pisarski Lovecrafta nie do końca mi odpowiada, to jednak doceniam jego niesamowicie mroczną wyobraźnię i wpływ jaki wywierają jego dzieła na popkulturę. Kto czytał Samotnika z Providence ten wie, że wbrew pozorom nie jest to łatwa proza do adaptacji. Pomijając uwielbiane przeze mnie gry planszowe osadzone w tym świecie, to ostatnia produkcja wideo, która zrobiła na mnie duże wrażenie to były „Mroczne Zakątki Świata” – do dzisiaj pamiętam zarówno absolutnie fenomenalną sekwencję ucieczki z miasteczka jak i błędy, jakie ta gra popełniła w drugiej połowie, gdy pojawiła się możliwość walki. Od tego czasu minęło jednak aż 12 lat (!!!) dlatego z tym większą niecierpliwością oczekiwałem na „Call of Cthulhu”.
Historia zaczyna się bardzo klasycznie. Prywatny detektyw Edward Pierce budzi się z koszmarnego snu, w którym jest świadkiem upiornego obrzędu w tajemniczej jaskini. Chwilę później do jego biura puka szanowany przedsiębiorca, który prosi o odkrycie prawdziwych okoliczności śmierci jego córki i jej rodziny. Jedynym śladem jaki Pierce otrzymuje jest mroczny obraz namalowany przez nieżyjącą kobietę.
Całą rozgrywkę obserwujemy z oczu bohatera, co wydaje się właściwym posunięciem, gdyż dzięki temu łatwiej jest wczuć się w rozgrywane wydarzenia. W trakcie zabawy przemierzamy różnorakie lokacje prowadząc śledztwo, rozwiązując zagadki i rozmawiając z różnymi postaciami niezależnymi. Równocześnie, jak to zawsze bywa u Lovecrafta, musimy dbać o naszą poczytalność, która nieuchronnie może zbliżać się w kierunku załamania. Oprócz standardowych motywów z gier przygodowych „Call of Cthulhu” oferuje też system rozwoju postaci.
Dla mnie w grach rozgrywających się w świecie Lovecrafta najważniejsze są fabuła, klimat i poczucie niepewności. Dlatego tak uwielbiam „Posiadłość Szaleństwa” czy „Horror w Arkham LCG”. I tego właśnie przede wszystkim oczekiwałem od „Call of Cthulhu”. Choć sama historia zaczyna się nieco sztampowo, to bardzo szybko potrafi zainteresować i wciągnąć bez reszty. Duża w tym zasługa braku dłużyzn i dobrego wyczucia stopniowego odkrywania kart. Powiem nawet więcej – to nie była sama przyjemność obcowania z fabułą „Call of Cthulhu”. Niemal przez cały czas czułem się autentycznie zaintrygowany wydarzeniami które mają miejsce, a kilka razy naprawdę byłem zaskoczony.
Jednym z największych plusów tej produkcji jest mocne nastawienie na prowadzenie dochodzenia. Choć sama mechanika jest bardzo prosta to jednak każdy kolejny element układanki jest odkrywany z przyjemnością. Przez cały czas to właśnie śledztwo jest w centrum uwagi i ani na chwilę na ma się uczucia, że gra nagle próbuje stać się czymś innym, jak to było w „Mrocznych Zakątkach Świata”.
Cyanide Studio wykazało się rzadko dzisiaj stosowanym umiarem, dzięki któremu nie będziemy uciekać przed stadem coraz bardziej odrażających kreatur. Co ciekawe, w całej grze jest tylko jedna scena z użyciem pistoletu. Sama historia jest do tego stopnia zakręcona, że momentami naprawdę można zwątpić czy to czego doświadcza Pierce ma miejsce naprawdę.
Dobra fabuła to bardzo ważny element, ale musi ona być osadzona w odpowiednich sceneriach. W „Call of Cthulhu” znajdziemy wiele pasujących do Lovecrafta lokacji: poczynając od miasteczka łudząco podobnego do Innsmouth, poprzez opuszczoną mroczną rezydencję czy szpital psychiatryczny, a kończąc na galerii sztuki, którą zapamiętam na długo. Każde z tych miejsc idealnie pasuje zarówno do historii, jak i ogólnie do klimatu prozy Samotnika z Providence.
Największe wrażenie zrobiły na mnie sekwencje, w których Pierce albo ma halucynacje albo znajduje się w innym wymiarze (zależy jak to interpretować). Są one nie tylko zrobione niezwykle klimatycznie i pomysłowo, ale przede wszystkim każda z nich rządzi się innymi prawami. Były to również jedyne momenty, w których musiałem dłużej zastanowić się co należy zrobić. Zapomnijcie, że gra wam cokolwiek podpowie. Żadnej sugestii czy jakiegoś magicznego przycisku odpowiadającego za wskazanie drogi.
To tyle jeżeli chodzi o fabułę i klimat. A jak wygląda sama rozgrywka? Wbrew pozorom bardzo prosto, czasami nawet zbyt prosto. Pomijając wspomniane motywy halucynacji/innych wymiarów to nie miałem momentu, w którym nie wiedziałbym co zrobić. W dużej mierze wynika to z samej mechaniki przeszukiwania pomieszczeń. Wystarczy, że zbliżymy się w jakieś miejsce, a gra automatycznie podświetla nam przedmioty, na których możemy dokonać jakiejś akcji. Większość z nich służy po prostu poszerzeniu historii, jedynie w niektórych przypadkach trzeba się nieco wysilić żeby coś odnaleźć. Ani razu nie zdarzyło mi się, że musiałem sam wpaść na to żeby coś odnaleźć, bo postać nie chciała mi wcześniej udzielić informacji. Przez to niestety „Call of Cthulhu” w pewnym stopniu przechodzi się samo.
Same zagadki także nie zaliczają się do wybitnie skomplikowanych. Wystarczy uważnie obserwować otoczenie i rozwiązanie szybko się pojawi. Jak już wspomniałem, sekwencje walki ograniczono do minimum. Najczęściej będziemy musieli przemykać się koło naszych wrogów lub chować się przed nimi w szafie. Co ciekawe, nasza postać ma klaustrofobię więc zbyt długo się w ten sposób nie schowamy! Zapomnijcie też o jakiejkolwiek walce z potworami. Każde bezpośrednie spotkanie z takim przeciwnikiem to automatyczna śmierć.
Z ciekawych motywów warto wspomnieć jeszcze o retrospekcjach. W kilku miejscach Pierce ma możliwość przeprowadzenia dokładniejszego śledztwa i odtwarza wydarzenia, które miały miejsce wcześniej. Wygląda to jak w grze „Arkham Origins” gdy Batman rozwiązywał zagadki morderstw. W „Call of Cthulhu” tą mechanikę niemalże skopiowano i wielka szkoda, że nikt nie pokusił się o jej rozwinięcie, chociażby przez podsunięcie fałszywych tropów.
„Call of Cthulhu” dopuściło się niestety kilku mniejszych błędów i jednego wielkiego, którego nie mogę tej grze wybaczyć. Gdy zobaczyłem możliwość rozwoju postaci, ucieszyłem się, że będę miał do wyboru kilka dróg prowadzenia śledztwa. Jakże wielkie było moje zdziwienie, gdy różnice wynikające z rozwoju umiejętności były w dużej mierze iluzoryczne. Dodatkowo punkty generują się na tyle często, że nawet gdy nie przywiązywałem uwagi do konkretnej ścieżki rozwoju to i tak skończyłem grę z prawie wszystkimi zdolnościami rozwiniętymi na maksimum. Jedynym wyjątkiem była medycyna i okultyzm, które rozwijają się w inny sposób.
Gra oferuje również wybory o których mamy informację, że wpływają na dalsze losy postaci. I choć faktycznie jest kilka zakończeń to najczęściej w rozgrywce zmieniać się będą jedynie kwestie dialogowe albo sposoby rozwiązania zagadki. Efekt w jednym i drugim przypadku zostaje taki sam, zmieniają się tylko szczegóły. Posłużę się przykładem: gdy zostałem zaatakowany przez człowieka z siekierą mogłem albo wyrwać mu ją z rąk albo go przekonać do odłożenia broni. Którąkolwiek opcję bym wybrał rezultat był taki sam, jedyna różnica polegała na linii dialogowej. Wielka szkoda, bo był naprawdę duży potencjał żeby stworzyć dwie lub trzy drogi prowadzenia śledztwa, w których moglibyśmy spotykać różnych ludzi albo odnajdywać inne ślady.
Pod względem wizualnym to gra jest… mówiąc szczerze średnia. Choć same lokacje wyglądają klimatycznie, to animacje postaci bardzo mocno odstają od dzisiejszych standardów. Nagminnie zdarzało się, że dany bohater wymachiwał kończynami w absolutnie nienaturalny sposób. Pewnie miała to być gestykulacja, ale kompletnie się nie udała. Problemem są też doczytujące się tekstury w menu gdy przeglądamy przedmioty. Czegoś takiego dawno już nie widziałem w żadnej grze. Jest to o tyle zastanawiające, że sam czas ładowania się każdego z rozdziałów nie należy do najkrótszych.
Sama oprawa audio jest poprawna, choć z pewnością nie powala na kolana. Na szczęście lepiej wypadły głosy poszczególnych postaci. Zostały dobrze dopasowane i gdy trzeba, aktorzy potrafią się wczuć w swoje role. Nie mam też większych zastrzeżeń do polskiego przełożenia gry. Zauważyłem kilka literówek czy niewłaściwą odmianę nazwiska, ale na szczęście są to przypadki rzadko spotykane. „Call of Cthulhu” jest rewelacyjną grą gdy weźmiemy pod uwagę klimat i fabułę. Czegoś takiego oczekiwałem właśnie po adaptacji prozy Lovecrafta i Cyanide Studio wyszło z tego naprawdę zwycięsko. Niestety pewne niedociągnięcia w grze, a zwłaszcza niewykorzystany potencjał rozwoju postaci, sprawiają, że zamiast gry wybitnej otrzymujemy po prostu tytuł godny polecenia.
Call of Cthulhu - Ocena końcowa
-
7/10
-
7/10
-
9/10
-
7/10
Call of Cthulhu - Podsumowanie
To mogła być gra wybitna, gdyby tylko nieco bardziej przyłożono się do mechaniki. Na szczęście to co najistotniejsze, czyli fabuła i klimat stoją na naprawdę wysokim poziomie i chociażby przez to polecam zagrać w „Call of Cthulhu”.