Bądź sobą. Chyba, że możesz być Batmanem. Zawsze lepiej jest być Batmanem... Z tą myślą zakładam gogle PlayStation VR, które niczym maska superbohatera, przemieniają mnie w napakowanego mięśniaka o bystrym umyśle i głębokim głosie...
Z testowanych przeze mnie produkcji VR, Batman, był pierwszym, który wywołał we mnie przeogromny entuzjazm. I chyba nie dlatego, że jestem fanką tego bohatera, ale dlatego, że zaprezentował możliwości wirtualnej rzeczywistości w dziedzinie „przeobrażania się” w kogoś innego.
Nie trzeba tu żadnych tutoriali, wszystko odbywa się bardzo intuicyjnie. Zakładając gogle stajemy się Brucem Waynem, a kontrolery Move przemieniają się w jego dłonie. Tak wiem, „ucięte” dłonie wyglądają na screenach zabawnie, ale podczas gry takie rozwiązanie jest najlepszym z możliwych (wyobraźcie sobie jak dziwnie wyglądałyby ramiona skręcane pod różnymi kątami i wyciągające się ze środka ekranu).
Już w pierwszej interaktywnej scenie, gdy stoję przed czarnym fortepianem, odruchowo sięgam dłońmi po stojącą na nim fotografię. Przytrzymuję spust Move’a tak, jakbym chwytała, a następnie trzymała ramkę i przybliżam ją sobie do oczu, by przyjrzeć się szczegółom. Obracam nadgarstek, fotografia obraca się również. Puszczam spust, ramka upada. Potem odbieram od Alfreda klucz, wkładam go do fortepianu i otwieram klapę od klawiszy używając obydwu dłoni. Niemal czuję jej ciężar. Gdy zaczynam uderzać w klawisze, machając tak naprawdę w powietrzu rękami, zaczynam się szeroko uśmiechać…
W zwykłej grze FPS takie czynności to detal, na który nie zwraca się uwagi. W grze VR odpowiadają one za immersję, stanowią one esencję gameplayu i potrafią naprawdę cieszyć.
Pod względem immersji Batman: Arkham VR zdecydowanie rządzi. Scena, w której zakładamy jego kostium, przenosząc znak nietoperza na własną klatkę piersiową, a następnie obserwujemy „siebie” w lustrze, każdorazowe użycie batarangów, wystrzeliwanie haka, robienie sobie zastrzyku, używanie komputera – te wszystkie interaktywne drobiazgi sprawiają, że po prostu czujecie się Batmanem. A dla fanów Mrocznego Rycerza to przecież prawie jak otrzymanie gwiazdki z nieba.
Batman na ratunek
A teraz trochę dziegciu w beczce miodu. Gra jest krótka. Zaliczenie całej historii zajmie Wam około godziny. Nie myślcie jednak o tym jak o jakimś demie technologicznym. To od początku do końca pełnoprawna gra przygodowa, z interesującym śledztwem i świetnym finałem.
Bardzo spodobało mi się samo zawiązanie akcji – tym razem twórcy postawili na bardziej personalne doznania. Nie ratujemy całego Gotham, ale staramy się odszukać mordercę Nightwinga i porywacza Robina, a więc bliskich Bruce’owi osób. Choć scenariusz jest krótki to nie brakuje w nim lokacji i różnorodnych działań. A to przeglądamy akta sprawy i badamy krew w jaskini Batmana, a to przesłuchujemy na dachu budynku jednego ze znanych antagonistów, a to z kolei rekonstruujemy ostatnie chwile z życia Nightwinga manipulując czasem i bawiąc się w uważnego obserwatora.
Podobała mi się także sekwencja w kostnicy – była najbardziej zbliżona do standardowych gier przygodowych, w których musimy znaleźć ukryty przedmiot i użyć go na obiekcie, a dodatkowo wykazać się umiejętnością logicznego myślenia (no i ten klimat rodem z seriali „CSI”). Pod kątem emocji naprawdę genialna jest także końcówka, w której kwestionowane są nasze zmysły.
Oczywiście, chciałoby się spędzić w Gotham więcej czasu. Twórcy oferują taką możliwość, ale nie liczcie na żadne, nowe lokacje. Po ukończeniu fabuły możemy jeszcze raz przejść każdy rozdział w celu znalezienia 30 szarad Człowieka-Zagadki. Niektóre wymagają tylko odnalezienia puzzli, ale większość stanowi ciekawe łamigłówki.
Przykładowo w rezydencji Wayne’ów znajduje się stół z ruchomym blatem, na którym umieszczono makietę Gotham. Na jednym elemencie widzimy sześcian Człowieka-Zagadki z liczbą 13. Przyglądając się makiecie zauważamy, że niektóre budynki są przewrócone i nie stoją na swoich miejscach. O co jednak chodzi z tą trzynastką? Podnosząc budynki do góry zauważymy, że na spodzie posiadają one określoną liczbę – wystarczy ustawić te budowle, które zsumowane razem dadzą nam wymagany wynik.
Po rozwiązaniu każdej zagadki zostaniemy przeniesieni na planszę z 15 zakrytymi kartami. To tu znajdując z kolei pary (wizerunki tych samych postaci) odblokujemy modele bohaterów i pojazdów w Jaskini Batmana. Każdego z bohaterów możemy tam obejrzeć z bliska w kilku pozach. Dodatkowo mamy też okazję do wysłuchania ich życiorysów. Dla łowców trofeów także przygotowano kilka wyzwań (np. zniszczenie wszystkich kamer w grze przy użyciu batarangów). Replayability nie jest wysokie, ale nie można też powiedzieć, że nie ma motywacji do spędzenia z grą kolejnej godziny.
Piękno Gotham
Jak już wspominałam w przypadku testu PlayStation VR i recenzji PlayStation VR Worlds, grafika w grach VR trzyma się zasady – im bardziej jest ona szczegółowa, im widzimy więcej obiektów i tekstur na ekranie, tym bardziej jest niedoskonała. Batman Arkham VR przełamuje tę regułę – jest bez wątpienia jednym z ładniejszych tytułów na gogle PS4. Wymaga jedynie od gracza pewnej zmiany w percepcji.
Mianowicie wszystko co widzimy w centrum kadru jest wyraźne i ostre, natomiast obrzeża są mocno zblurowane i cechują się postrzępionymi krawędziami. Widać to na powyższym screenie – budynek i ulica są ostre, natomiast krawędź dachu, na którym stoimy i budynki w tle są rozmazane. Jeśli będziecie skupiać wzrok na obiektach spoza centrum, bardzo szybko dostaniecie zawrotów głowy. Wystarczy przyzwyczaić się jednak do obracania głową, by problem był nieodczuwalny.
Niestety gorzej sprawa ma się z napisami w grze. Są one umieszczane czasami w polu na granicy ostrości przez co odczytanie ich wymaga dużej koncentracji i ruchów głową. Wyobraźcie sobie, że musicie czytać książkę w okularach niedopasowanych do Waszej wady wzroku. No właśnie, nie jest to nic przyjemnego. Jeśli zatem radzicie sobie z rozumieniem języka angielskiego ze słuchu – polecam wyłączyć opcję polskich napisów.
Świetnie oddano natomiast wygląd postaci, w niektórych momentach ich bliskość może wręcz wywołać gęsią skórkę. Nie musicie także obawiać się występowania objawów choroby symulatorowej. W grze zrezygnowano ze standardowego sposobu chodzenia. Zamiast tego zdecydowano się na mechanizm teleportacji – klikamy w wybrane przez twórców miejsce, by natychmiast się tam przenieść. Ograniczenie swobody nie wpływa na przyjemność obcowania z grą, a jedynie pomaga w optymalizacji grafiki i trzymania żołądka na swoim miejscu.
Batman: Arkham VR - Ocena
-
10/10
-
10/10
-
10/10
-
5/10
Podsumowanie
Jeśli na Waszej półce piętrzą się komiksy z Batmanem, a w chwili samotności z lubością zakładacie piżamę z czarno-żółtym logotypem, nie możecie nie posiadać tego tytułu w swojej biblioteczce. A jeśli zupełnie nie jaracie się Mrocznym Rycerzem to… też możecie śmiało zainwestować w tę grę. To bez wątpienia jedna z ciekawszych i bardziej dopracowanych pozycji na PlayStation VR. 80 zł za godzinną przygodę to sporo, ale pomyślcie sobie, że Bruce też musiał trochę wydać na swoje „zabawki”… ;)