Wysokobudżetowe gry napakowane są często filmowymi sekwencjami, od których ciężko oderwać wzrok. Są też tytuły, które wyróżniają się wyjątkowym, rozbudowanym uniwersum, o którym myśli się długo po zobaczeniu napisów końcowych.
W ostatnich latach, głównie za sprawą HBO i Netflixa, zaczęły pojawiać się seriale, które swoją realizacją, czy scenariuszem wywołują większe emocje niż typowe, hollywoodzkie pełnometrażówki. Nawet jeśli sami nie macie czasu na ich oglądanie, to wystarczy zerknąć na dowolną stronę piszącą o serialowych nowościach np. serialowy.pl, by zauważyć, że odcinkowa forma cieszy się dziś dużo większym powodzeniem. Ja sama z coraz mniejszym entuzjazmem wychodzę z kina po kolejnych seansach i jednocześnie coraz bardziej „przeżywam” seriale takie jak „The Dark”, „Hill House” czy „Black Mirror”.
Na pewno grając w różne gry często mieliście myśl, że dobrze oglądałoby się taką fabułę na ekranie. Wkrótce doczekamy się ekranizacji „Wiedźmina”, która będzie co prawda bardziej nawiązywała do książkowego pierwowzoru, niż do dzieła CD Projekt RED, ale jestem przekonana, że spore grono osób kojarzy bardziej wirtualnego Geralta z gry niż serii Andrzeja Sapkowskiego. Pozostaje mieć nadzieję, że Netflix udźwignie poziom tego doskonałego uniwersum.
Zabawmy się i wyobraźmy sobie, jakie jeszcze gry zasługują na swój serial. Poniżej przedstawiam swoje propozycje, a Was zachęcam do podzielenia się swoimi typami w komentarzach.
#1. Mass Effect
Na pierwszy ogień, moja ulubiona seria. Uniwersum, które daje ogrom możliwości scenariuszowych. To jak mix „Battlestara” z „Gwiezdnymi Wrotami”, „Star Trekiem”, „Obcym”, „Dniem Niepodległości” i dowolnym epickim SF. W serialach często nie jest ważna otoczka, ale bohaterowie. A kogóż nie oglądałoby się lepiej na ekranie niż wielorasowej, nietuzinkowej załogi Normandii?
Pierwszy sezon widzę jako zbiór odcinków prezentujących poszczególnych bohaterów – historie Garrusa, Wrexa, Mordina, Tali czy Thane’a wbiłyby w fotel nie mniej, jak późniejsze zawiązanie akcji związanej ze Żniwiarzami. „Mass Effect” broniłby się klimatem braterstwa, bohaterskością, próbą ukazania konfliktów z różnych stron (kroganie vs salarianie), pięknymi widokami i ciekawymi antagonistami. Gdyby tylko Netflix zobaczył ile jest na świecie fanów tej sagi BioWare…
#2. The Wolf Among Us
Przygodowa gra Telltale Games tylko liznęła uniwersum stworzone przez komiksową serię „Fables”. Tematy baśniowe były już podejmowane w serialach, chociażby w niezłym „Dawno, dawno temu”, ale nie udało im się nigdy odzwierciedlić ciężkiej, mrocznej atmosfery jaka panuje w „Baśniach”. Uniwersum, w którym postacie z baśni są uchodźcami wygnanymi z ich królestw przez Adwersarza zmuszonymi do ukrywania się w świecie zwykłych ludzi, to zbiorowisko wielobarwnych historii poruszających temat autorytaryzmu, getta, demokracji, walki o władzę, wolności, klas społecznych, ale też i miłości i poświęcenia.
Gra skupia porusza zaledwie jedną opowieść podlaną mrocznym sosem noir i omija wiele ciekawych wątków, które serial byłby w stanie dobrze rozwinąć. Jeżeli nie mieliście do czynienia z oryginałem, wyobraźcie sobie Wilkołaka jako zblazowanego szeryfa, Królewnę Śnieżkę jako burmistrza społeczności baśniowców, Uroczego Księcia jako patologicznego lowelasa, czy Toada – ropucha, którego nie stać na czar utrzymywania ludzkiej formy.
#3. Uncharted
Zauważyliście, że ostatnio wcale nie robi się seriali stricte przygodowych? Gdyby Nathan Fillion wcielił się w rolę Nathana Drake’a całość mogłaby nawet być kręcona przez fanów, a i tak wyglądałaby świetnie… Zaraz, zaraz, przecież to już się stało! Co prawda jest to tylko króciutki epizod, ale doskonale prezentuje klimat serii.
Uroczy uśmiech Drake’a, przepychanki słowne z Sallym, lokacje rozgrywające się w ruinach antycznych światów, poszukiwania skarbów, delikatny wątek romansowy, mnóstwo akcji i zagadek i mamy receptę na współczesnego Indianę Jonesa. To by się sprzedało nie gorzej od samej serii „Uncharted”.
#4. Assassin’s Creed
Tak, wiem. Pełnometrażowa ekranizacja okazała się porażką, ale głównie dlatego, że mocno spłycono warstwę fabularną i nie pozwolono bohaterowi głównemu dobrze się rozwinąć. A na poznanie tego uniwersum trzeba czasu. Wieloletnia seria Ubisoftu ma zagmatwaną, ale fascynującą fabułę. Konflikt templariuszy i bractwa skrytobójców, który toczy się na przestrzeni wieków to scenariusz idealny na serial.
Wyobraźcie sobie każdy odcinek w innym okresie historycznym – starożytny Egipt, średniowieczna inkwizycja, rewolucja francuska, kolonizacja Ameryki. Gdyby całość kładła równy nacisk na akcję, co na tło fabularne i wątki poszczególnych przodków Desmonda Milesa, oglądałoby się to równie wspaniale, co grało.
#5. GTA
Bogaty i sfrustrowany życiem były gangster objęty programem ochrony świadków, niezrównoważony psychicznie były pilot wojskowy, który nie stroni od narkotyków i młody egzekutor długów to paczka, której nie da się nie lubić. A to przecież tylko bohaterowie ostatniej, piątej części serii.
Sensacyjny serial, w którym trup ściele się gęsto, luksusowe auta rysują się szybko, a finezyjne napady stanowią tło do opowieści o trudnych relacjach międzyludzkich. Z „GTA” można wycisnąć bardzo dużo, zwłaszcza, że historii opowiadanych z perspektywy gangsterów nie ma zbyt wiele.
#6. Final Fantasy
Kojarzycie jakiś współczesny serial fantasy? Poza „Grą o Tron”, aspirującą bardziej do kina politycznego, w zasadzie nie ma nic podobnego. Japońska seria RPG-ów, która poruszyła nie jedno skamieniałe serce, pięknie wypełniłaby tę lukę. Dotychczasowe ekranizacje pełnometrażowe były jedynie animacjami. Tymczasem uważam, że dałoby radę stworzyć z tego uniwersum bardzo dobry serial live action.
Zobaczcie tylko ile emocji dało się wykrzesać w tym krótkim trailerze z żywymi aktorami :-). Jeżeli tylko zainwestowano by odpowiednie fundusze w warstwę wizualną, tak zachwycającą nas na konsolach, a także dobrano by odpowiednich aktorów, to jestem pewna, że serial oglądaliby nie tylko fani gry i anime.
#7. BioShock
O, jakże brakuje mi obecnie serialu w klimacie „BioShocka”. Kilka filmów pełnometrażowych nawiązywało do podobnej atmosfery czy stylistyki („Kształt Wody”, „Dark City”, „Metropolis”, „Miasto Zaginionych Dzieci”), ale serialu żadnego sobie nie przypominam. Tymczasem połączenie steampunka z thrillerem, retrofuturystyką i ciekawym wątkiem politycznym polanym świetnym twistem fabularnym mogłoby okazać się hitem na miarę „The Dark”.
#8. Metro
Długo myślałam nad umieszczeniem na liście „The Last of Us”, ale uznałam, że gra jest zbyt bliska serii „The Walking Dead”. Z kolei jeśli chodzi o gry postapokaliptyczne to na ekranach warto byłoby umieścić przejmujące uniwersum zapoczątkowane przez Głuchowskiego.
Historia o życiu ostatnich ocalonych ludzi w czeluściach rosyjskiego metra napawa grozą nie tylko ze względu na zmutowane potwory grasujące na powierzchni. Ale przede wszystkim przeraża realizmem związanym z upadkiem moralności człowieczeństwa. Długotrwałe przebywanie w klaustrofobicznych warunkach, bez dostępu do słońca i roślin jak wiemy z powieści i gry wywołuje różnorodne skutki fizyczno-psychiczne. Serial mógłby okazać się dużo ciekawszy od nieco „zmęczonej” już historii o żywych trupach.
#9. Alan Wake
Skoro nadnaturalne dreszczowce są ostatnio na topie, to nie wyobrażam sobie, by w tym zestawieniu zabrakło „Alana Wake’a”. Historia pisarza horrorów, który wyjeżdża do małego miasteczka z żoną, by zdobyć inspirację do kolejnej książki brzmi, a następnie traci pamięć i nie może odszukać swojej ukochanej fascynuje bardziej niż sama mechanika gry.
Duszny klimat niepokoju, mroczne wizje, opętani ludzie i zakończenie, które wielu graczy wytrąciło z równowagi. Nawet aktora nie trzeba by daleko szukać – w Alana Wake’a wcielił się Ikka Villi, który zawodowo gra w fińskich produkcjach.
#10. Heavy Rain
Wszystkie z gier „Quantic Dreams” są niebywale filmowe i chyba dlatego mają tylu fanów. Osobiście chyba najchętniej zobaczyłabym serial nawiązujący do „Heavy Raina” – może niekoniecznie opowiadający tę samą historię, ale z równie mocnym twistem.
Detektywistyczny thriller rozgrywający się z perspektywy kilku bohaterów, których wątki splatają się dopiero w połowie mógłby zabłysnąć zwłaszcza, gdyby dodano do niego jakieś elementy drobnej interakcji np. pozwalające widzowi na zagłosowanie, kto jest zabójcą, czy podjęcie decyzji co do zakończenia sezonu. Z taką technologią eksperymentuje już Netflix, co zobaczyć mamy w świątecznym odcinku „Black Mirror”.