W każdym dłuższym związku przychodzi moment, kiedy życie erotyczne spada na drugi, albo i trzeci plan. Stres w pracy, dzieci, różnice w poziomie libido, rutyna. Gdy wiele poradnikowych sposobów zawodzi, można zdać się na…grę, która rozbudzi zmysły i sprawi, że znów zapłonie w Was ogień.
Tylko nie może to być gra bazarowej jakości. Większość dostępnych w Polsce tytułów erotycznych przypomina mi projekt wykonany w GIMP-ie. Kreskówkowa, paskudna grafika z pozycjami z kamasutry albo parę suchych komend. Rzucajcie sobie kością przy dobrym winku i hej, jakoś to pójdzie. Zero klasy, wyczucia smaku, sensownych reguł. Mam wrażenie, że większość z tych gier sprzedaje się tylko w formie żartu, jak rodzaj obciachowego prezentu dla kolegi, który właśnie skończył lat 18. Oczywiście istnieje parę ciekawszych, bardziej atrakcyjnych pozycji np. „Arkana miłości”. Żadna z dostępnych na rynku gier nie wychodzi jednak poza schemat tej jednej nocy, paru godzin zabawy. Czegoś, do czego po jednym, góra dwóch użyciach w zasadzie nie ma się już ochoty wracać.
I tu właśnie całe na biało (a raczej czarno-biało) wchodzi „The Lovers”, czyli Ekskluzywna Gra Erotyczna stworzona przez Romana Plazę. Ten podtytuł nie jest bynajmniej przesadzony – czarne, gustowne, wręcz surowe pudełko kryje w sobie talię kart owianych tajemnicą. Moje pierwsze skojarzenie? Luksusowa bielizna. Coś, co natychmiast chcesz na siebie założyć i wypróbować… Ale tutaj musisz uzbroić się w cierpliwość. Dlaczego?
The Lovers – na czym polega gra?
Istotą „The Lovers” jest bowiem to, że rozgrywka nie trwa tu tylko jeden wieczór. Ba! Jest ona rozciągnięta w czasie na całe tygodnie. Niczym w tytułach legacy lub tych w stylu escape roomów, nie przegląda się tu ani nie tasuje talii przed rozpoczęciem zabawy. To co zawarte jest na kartach jest dla Was tajemnicą do odpowiedniego momentu.
Każdy z partnerów otrzymuje własną talię, której oczywiście – nie przegląda. W każdej turze dobiera się jednak z wierzchu 3 karty, które składają się na kartę misji oraz karty dodatkowe. Misja to rodzaj zadania, którego nie zdradza się partnerowi do czasu, aż się go nie wykona. Sami ustalacie przy tym czas trwania tury. Może to być tydzień, mogą być dwa tygodnie.
Co??? Tak długo? Właśnie tak. Wszystko dlatego, że do wykonania misji trzeba najczęściej jakoś się przygotować: zdobyć rekwizyty, zaplanować dzień, przygotować się mentalnie – ot, po prostu opracować plan. Oczywiście, są tu i zadania nie wymagające specjalnych preparacji, ale czasem trzeba po prostu wpleść ów misję w harmonogram dnia co samo w sobie może stanowić wyzwanie. Gdy zadanie wykonamy w określonym czasie, pokazujemy kartę partnerowi i zapisujemy punkty. Jeżeli spasujemy lub nie zdążymy – punkty odejmujemy. Proste. Są tu także jokery, które odwracają role.
Rzecz jasna staramy się tu zdobyć jak najwięcej punktów, ale nie chodzi tu wyłącznie o typową rywalizację z partnerem. Punkty możemy bowiem… wydawać na użycie kart dodatkowych, które stanowią rodzaj nagrody. To najczęściej zadania dla naszego partnera, które mają nam sprawić przyjemność. Te zagrywamy kiedy chcemy – wystarczy, że będziemy mieć w puli odpowiednią ilość punktów. Z kolei partner może zawsze odmówić wykonania takiego zadania, ale wtedy musi pożegnać się z odpowiednią liczbą punktów. W finale osoba, która wygrywa grę wybiera jedną z dwóch nagród na ostatniej karcie.
The Lovers – wrażenia z gry (bez spoilerów!)
Pierwsze, co warto podkreślić, to to, że „The Lovers” jest serią, na którą – póki co – składają się trzy komplety kart. Pierwszy „Romantic” dedykowany jest w moim odczuciu partnerom, którzy dopiero się poznają. Nie wymaga jakiejś nadmiernej śmiałości ani dużych przygotowań. Partnerzy z dłuższym stażem prawdopodobnie nie znajdą tu niczego, czego sami kiedyś by już nie próbowali, aczkolwiek… jest tu kilka bardziej zabawnych misji, które potrafią wywołać szybsze bicie serca i dużo uśmiechu. „The Lovers” nie zawsze prowadzi nas do jednego, oczywistego finału i nie ogranicza się na zaliczaniu pozycji. Przynajmniej na tym pierwszym poziomie wiele jest role playu, czystej przyjemności z realizowania malutkich fantazji, a więc tego, czego na co dzień zazwyczaj brakuje.
Do dzisiaj pamiętam szok, jaki przeżyłam pewnego dnia, kiedy okrutnie zmęczona pracowałam w domu nad zdjęciami i dopiero po dłuższej chwili, gdy uniosłam głowę z nad obiektywu zorientowałam się, że w drzwiach pokoju stoi z walizką jakiś gość. Grzesiek ubrany w garnitur z czapką pilota (skąd on ją wziął?!) w aviatorkach na twarzy wywołał taki opad szczeny, że minęło parę sekund zanim zajarzyłam co się dzieje. Beznadziejny wieczór zamienił się w niespodziewaną i miłą przygodę. I to jest właśnie siła „The Lovers” – nigdy, ale to nigdy, nie będziecie wiedzieli, co może się wydarzyć i co w zanadrzu przygotowuje dla Was druga strona. Może to właśnie dziś? Może jutro?
Z biegiem gry specjalnie przeciągaliśmy ją coraz dłużej, by zwiększyć ten element zaskoczenia. By czerpać frajdę z niespodzianek. Nie będę Was oszukiwać – pod koniec żadne z nas nie interesowało się już punktami. Popychała nas po prostu ciekawość i fun z realizowania zadań.
Drugi poziom, „Hardcore”, na pewno nie nadaje się na pierwszą randkę ;-). To talia dla osób, które świetnie się już znają i sobie ufają w sferze intymnej. Do dyspozycji są tu dwa rodzaje zestawu: Master & Slave, w którym jedna z osób gra talią postaci dominującej, druga uległej oraz Switch, w której partnerzy swobodnie wymieniają się rolami. Tutaj nie macie co liczyć na masaże czy delikatne pieszczoty. Zadania wiążą się z krępowaniem i licznymi fetyszami. I choć w tej talii nie wszystkie misje udało nam się wykonać, bo niektóre po prostu nie leżały w naszej naturze, to całkiem obiektywnie rzecz biorąc nie było tu aż takich hardkorów, jakich się spodziewałam ;-). Obeznani z tematyką BDSM nie będą tu niczym zaskoczeni.
Na ostatni z poziomów „Pervert” jeszcze się nie zdecydowaliśmy i pewnie długo nie zdecydujemy. To talia przeznaczona dla par, które nie mają zahamowań i która wymaga zaangażowania osób trzecich. Podobnie jak poprzedni poziom tak i ten występuje w dwóch wersjach.
The Lovers – komu powinno się spodobać?
„The Lovers” będzie świetnym wyborem dla każdej pary, która chciałaby urozmaicić swoje życie erotyczne i rozbudzić wyobraźnię. Ta kreatywność, która w początkach związku buzuje i sprawia, że każde spotkanie jest zaskoczeniem z czasem wyparowuje. Bo znamy siebie doskonale, wiemy co lubimy robić i jak być dotykani. Widzieliśmy sto razy każdy skrawek ciała partnera. Nawet jeżeli w strefie seksualnej czujemy się spełnieni, to i tak każda nowość, każde wyzwanie, które odbiega od „normy” może nam tylko zwiększyć te doznania. To doskonały pomysł na prezent dla bliskiej osoby. Zaproszenie do gry to przecież okazanie naszej miłości i zaufania.
Ale „The Lovers” możemy też potraktować jak rodzaj terapii. Gdy w sferze erotyki zaczyna nam coś zgrzytać, gdy wkrada się oziębłość, znudzenie lub inne problemy, taka rozgrywka może pomóc się z nimi uporać. Dodatkowo może to być też strzał w dziesiątkę dla osób, które nie potrafią odpowiednio wyrażać swoich uczuć, zdradzać fantazji. Może tych, które zwyczajnie wstydzą się zaproponować czegoś swojemu partnerowi z obawy przed odrzuceniem? Niekiedy łatwiej pokazać coś na karcie niż wyartykułować, zwłaszcza w języku polskim, który ewidentnie nie ma do seksu tej lekkości, co chociażby język angielski (z tego powodu właśnie autor zdecydował się wydać grę tylko w takim języku – i ja to pochwalam!).
W przyszłym roku wydane zostaną też dodatkowe talie np. gadżety, czy miejsca, którymi będzie można wzbogacić w/w zestawy. Bo raz ograną talią można przecież bawić się dalej! Jasne, już bez takiego zaskoczenia, ale na pewno nie traktowałabym tego jak jednorazowej przygody. Rynek gier erotycznych potrzebował czegoś, co wywróci go swoją jakością wykonania i pomysłem – „The Lovers” w moim odczuciu właśnie to zrobił.
PROMOCJA dla czytelników:
Do końca listopada z kodem: damagier-10 kupicie grę 10% taniej w sklepie wydawcy.
Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Plazacraft