Podstawowa zasada mafii brzmi „Nie ufaj nikomu”. W grze „Syndykat Zbrodni” autorstwa Paolo Moriego, będziecie starali się wywieść w pole swojego rywala zarządzającego konkurencyjnym gangiem w dzielnicach Nowego Jorku i Los Angeles.
Na wstępie przyznam, że Nasza Księgarnia mnie zaskoczyła. Nie sądziłam bowiem, że relatywnie nowa gra (wydana w 2021 roku) zostanie przez nich przerysowana i zmieniona tematycznie – takie działania częściej spotyka się w przypadku kilkuletnich albo znacznie starszych gier, których szata graficzna nie pasuje pod współczesne trendy. „Syndykat Zbrodni” w oryginale nosi nazwę „Blitzkrieg!” i rozgrywa się na froncie II Wojny Światowej. Polska edycja zaś przenosi nas w czasy świetności amerykańskiej mafii. Zdecydowanie był to dobry pomysł z kilku powodów: po pierwsze, obecna sytuacja na Ukrainie sprawia, że chyba każdy w wolnym czasie unika wojennych tematów, a po drugie przestępczość zorganizowana jest w stanie zainteresować o wiele więcej osób niż pasjonatów historii. Mnie przynajmniej motyw kupił od razu, zwłaszcza, że sama okładka ma bardzo klimatyczną ilustracje.
Syndykat Zbrodni – co w pudełku?
Ilustrator Mariusz Gandzel robił co mógł, by z suchej jak wiór oprawy graficznej kojarzącej się z klasycznymi grami euro wycisnąć co się da. Dwustronna plansza w kolorystyce sepii ozdobiona jest kilkoma szkicami, ale poza tym nie liczcie na elementy, na których da się zawiesić oko. Ilustracje na kafelkach są maluteńkie i symboliczne. „Syndykat Zbrodni” raczej trudno nazwać pięknym. Gra ma funkcjonalną, użyteczną oprawę, co osobiście nie koresponduje mi z elegancką okładką, no ale… Przynajmniej symbolika jest jasna, a informacje podsumowane na planszetkach gracza w zupełności wystarczą do tego, by nie wracać ciągle do instrukcji. Poza tym drobna skucha – plansza dzielona na 4 części nie chce leżeć płasko na stole. Dość to irytujące.
Zawartość gry to wspomniana już plansza, 2 zasłonki dla graczy, 2 woreczki oraz po 22 żetony na gang i 18 żetonów wzmocnień. Zagwozdką jest dla mnie obecność trzeciego, szarego koloru gangu, który na planszy Los Angeles zastępuje niebieski. Nie różni się on bowiem niczym, poza 1 żetonem Antonia. Poza tym mamy jeszcze kilka drewnianych kosteczek do zaznaczania przewagi oraz 8 żetonów i kostkę używanych w trybie solo. Na plus odnotowuję historię mafijnych porachunków w instrukcji – zawsze dobrze dowiedzieć się kilku ciekawostek.
Patrząc na grę z boku obstawiałabym prędzej, że pochodzi sprzed dekady albo dwóch i sama raczej bym po nią nie sięgnęła. Trudno bowiem zapałać miłością do tak surowej stylistyki. O ile jednak oczy by mnie nie przekonały, tak gameplay już tak, dlatego jeżeli Wy też macie wrażenie po zdjęciach, że to chyba nic specjalnego, to apeluję – przeczytajcie dalszą część recenzji.
Syndykat Zbrodni – na czym polega gra?
W zależności od strony planszy (Nowy Jork jest łatwiejszy, ma 5 dzielnic; Los Angeles jest bardziej złożony – ma 15 dzielnic) staramy się uzyskać kontrolę nad dzielnicami w mieście. W każdej turze na zmianę wysyłamy 1 żeton ze swojego gangu (czyli zza zasłonki) do rzędu z aktywną potyczką (czyli pierwszą od góry w każdej dzielnicy, do której można jeszcze położyć żeton). Wartość żetonu wskazuje o ile pól kostka kontroli dzielnicy przesunie się na naszą stronę. Gdy potyczka się kończy, czyli gdy do rzędu nie da się już dołożyć żetonu, gracz, który przeciągnął kostkę na swoją stronę, otrzymuje stosowną ilość punktów. Zwycięstwo przypada temu z graczy, który pierwszy osiągnie 25 punktów.
Naturalnie to jakie położymy żetony i gdzie też ma znaczenie. Każdy typ żetonu można położyć tylko na określony teren: ląd, wodę lub strefę mieszaną. Każdy symbol, jaki przykryjemy w dzielnicy również wywołuje daną akcje – niektóre pozwalają nam dobrać żetony ze specjalnego stosu wzmocnień (te żetony są mocniejsze), inne zapewniają od razu punkty lub przeciągają kostki w innych dzielnicach. Należy też pamiętać, że na koniec tury losujemy żeton z woreczka, by trafił od do naszego gangu. Innymi słowy nasz wybór jest mocno ograniczony.
Wrażenia z gry
I to właśnie ta losowość może nie wszystkim się spodobać. Nie powiedziałabym, że możemy tu popisywać się jakąś zaawansowaną strategią, bo w żaden sposób nie przewidzimy tego, jakie jednostki wypadną nam w grze. Zdobycie 25 punktów zajmuje czasem nawet mniej niż 20 minut, co wiąże się z tym, że z woreczka nigdy nie wylosujecie wszystkiego, raczej około połowy zawartości. To też sprawia, że żetony wzmocnienia, choć są istotnie mocniejsze, to niekoniecznie dadzą nam przewagę, bo możemy w ogóle ich nie dolosować. Biorąc pod uwagę fakt, że zajmujemy tylko pola w aktywnej potyczce i to jeszcze o stosownym terenie, wybór jest raczej nie duży. Pomaga to na pewno wciągnąć się graczom początkującym, bo nie dochodzi tu do jakichś paraliżów decyzyjnych, ale zaawansowani mogą pomarudzić na momenty, w których gra związuje ręce i oferuje np. tylko 1 możliwe pole (aczkolwiek zdarza się to bardzo rzadko).
Natomiast pomimo tego, „Syndykat Zbrodni” ma w sobie klimat mafijny. Przecież musimy tu blefować, planować, czy inwestujemy od razu mocne żetony w początkowe potyczki za mniejszą liczbę punktów, czy zostawiamy je na te późniejsze, dające większego kopa. Wciąż przeliczamy możliwości rywala i to, czy opłaci nam się remisować skoro wtedy obydwoje otrzymamy punkty. Jak odpalicie sobie jeszcze soundtrack z „Ojca chrzestnego” czy „Mafii” to już w ogóle wsiąkniecie!
Mi zdecydowanie bardziej do gustu przypadł wariant Los Angeles, gdzie na każdą dzielnicę przypada tylko jedna potyczka i gdzie czułam większą swobodę, pomimo odblokowywania dzielnic wedle kolejności. Albo raczej, gdzie łatwiej było mi coś zaplanować. Podoba mi się też samo tempo gry jak i fakt, że mimo krótkiej rozgrywki można poczuć satysfakcję. To zachęca do rewanżu. Natomiast grałam w ten tytuł z paroma osobami i zauważyłam jedno – on nie sprawdza się, gdy ktoś ma problem z koncentracją i gdy przyzwyczajony jest do „ładnych” gier. Choć jest to filler, to wymaga skupienia i zaznajomienia się z wszystkimi ikonkami. Mój brat i moja mama odbili się od „Syndykatu Zbrodni”, choć bardzo lubią np. „Spór o Bór” czy „W pył zwrot”.
I w sumie, ja ich doskonale rozumiem. Nie postrzegam tego tytułu jak złej czy średniej gry, bo osobiście dobrze się przy niej bawię (acz tylko wtedy, gdy rywal jest równie zaangażowany jak ja ;-)), natomiast mając do wyboru ładniejsze, mniej losowe i tańsze pozycje, to również skłaniałabym się do w/w propozycji albo do „Zwierzęcego Frontu”. Jedyną zaletą, która przemawia na korzyść „Syndykatu Zbrodni” w kontekście konkurencji jest tryb solo, choć w tym przypadku trzeba lubić rozgrywki z wirtualnym przeciwnikiem.
Syndykat Zbrodni - ocena
-
5/10
-
8/10
-
8/10
-
8/10
-
6/10
Syndykat Zbrodni
Szybka gra strategiczna, która mimo wszystko jest dość losowa, co nie każdemu podchodzi. Fanom przeciągania liny i negatywnej interakcji się spodoba, pod warunkiem, że nie mają nic przeciwko ascetycznej, mało atrakcyjnej oprawie wizualnej.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz mechanikę area influence/ typowe przepychanki i przeciąganie liny
- lubisz blefować i analizować sytuację
Gra może Ci nie podejść jeśli:
- szukasz gry dla dwojga o ładnej oprawie (zobacz -> „Spór o Bór”)
- nie lubisz gier, w których losowość ogranicza wybory
- szukasz intensywnego klimatu mafijnego (tu jest on symboliczny)
User Review
( vote)Grę otrzymałam na własność na potrzeby stworzenia recenzji od wydawnictwa Nasza Księgarnia. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.