Ekstremalnie rzadko zdarza się, by za mechaniką gry i ilustracjami gry stała jedna osoba. ``Stwory z Obory`` to pierwsze dziecko Tomasza Bolika - grafika, miłośnika łuków tradycyjnych i wielkiego fana wiedźmina. Jest to też zarazem pierwsza nielicencjonowana gra wydawnictwa Muduko, znanego wcześniej jako Trefl Joker Line. Czy warto po nią sięgnąć?
Premiera „Stworów z Obory” niemal zbiegła się z premierą netflixowej adaptacji „Wiedźmina”. Te dzieła mają kilka wspólnych punktów. Po pierwsze – humor. O ile w serialu nie jest on tak widoczny jak w prozie Sapkowskiego, tak w karciance Tomka Bolika wysuwa się on wręcz na pierwszy plan. Po drugie tu i tu główni bohaterowie (czyli w przypadku gry – gracze) walczą z potworami. A po trzecie nie brakuje w obydwu pozycjach nawiązań do słowiańskiej mitologii i wsi.
Stwory z Obory – co w pudełku?
Jeżeli gracie od dłuższego czasu w gry planszowe, to z pewnością zauważyliście, że wydawcy mają swoich ulubionych ilustratorów, którym powierzają prace. Dlatego też jeżeli chodzi o stylistykę gier to rzadko trafia się coś na tyle nieprzeciętnego, by wywołało większe emocje – mówię tu głównie o kresce, która albo jest malarska, albo minimalistyczna, albo przesłodka. „Stwory z Obory” zdecydowanie wyróżniają się nieprzeciętnym sznytem Tomka Bolika, który można porównać do surrealistycznych komiksów Tadeusza Baranowskiego. Ponieważ uwielbiam słowiański bestiariusz ucieszyłam się, że żaden z potworów w talii się nie powtarza!
Oprawa wizualna „Stworów z Obory” to zdecydowanie jeden z największych walorów tego tytułu – jestem przekonana, że za granicą jeszcze będzie głośno o tej pozycji i że wkrótce zobaczymy więcej prac pana Tomka w naszej branży. Postacie wyszły wręcz obłędnie – część jest klasyczno-przerażająca jak Borowy czy Zmora, a część jak Bebok czy Wampir wzbudza politowanie. Nie można też nie wspomnieć o świetnych flavor textach, czyli opisach kart budujących atmosferę (np. każde dobre RPG zaczyna się od deratyzacji).
Jeżeli zaś humoru jeszcze Wam mało to zerknijcie tylko na ekwipunek jaki przyjdzie nam zbierać – mamy i kupę na patyku, esencję z capa, przepocone kalesony czy lewoskrętną manę. Brzmi jak „Munchkin”? Skojarzenie całkiem trafne, ale o tym opowiem w sekcji wrażeń z gry. Na razie przedstawię Wam jeszcze skrócony opis zasad.
Stwory z Obory – zasady gry
W grze „Stwory z Obory” wcielamy się w rolę wieśniaków, którzy pragną zostać znanymi łowcami potworów. Sęk w tym, że niekoniecznie chce im się od razu nadstawiać karku, dlatego zamiast prawdziwej walki będziemy też mogli tworzyć tu fałszywe zlecenia, przebierać się za stwory i – rzecz jasna – podkładać sobie świnie. Celem gry jest zdobycie 7 punktów sławy.
Bardzo ważna jest tu kolorystyka kart. Karty czerwone, zielone i niebieskie zawsze zagrywamy w taki sposób, by pasowały do siebie kolorystycznie (czyli z zielonym potworem walczymy tylko kartami zielonymi itd.). Wyjątkiem są karty żółte i czarne, które zagrywa się na dowolny kolor. Dodatkowo czarne karty są najważniejsze – po zagraniu czarnej karty reszta traci ważność.
W swoim ruchu możemy za 4 miedziaki przekupić motłoch i zyskać 1 punkt sławy, kupić dowolną z odkrytych kart targowiska (ekwipunek), a następnie dobrać na rękę 1 kartę wioski. Kolejny krok to decyzja – albo dobieramy następną kartę wioski, albo odsłaniamy kartę z talii gościńca. Tam zaś kryją się dwa rodzaje kart: wydarzenia, które rozpatrujemy od razu oraz potwory.
W przypadku wyciągnięcia karty potwora decydujemy, czy z nim walczymy, czy jeżeli nie czujemy się na siłach, wystawiamy na niego zlecenie. Jeżeli walczymy, reszta graczy może wyrzucić z ręki po jednej zakrytej karcie, która wspomoże potwora. My wybieramy jedną z nich i wtedy zliczamy z wartością na karcie potwora. By wygrać z nim walkę nasza siła, która stanowi sumę zagranych z ręki kart danego koloru, statystyk postaci, wyposażonej broni i rzutu kością musi być wyższa od jego siły. Proste. Wygrana z potworem daje nam punkt sławy oraz od jednego do kilku miedziaków. Przegrana zaś to utrata punktu zdrowia.
Jeżeli tworzymy zlecenie, to wybieramy z ręki maksymalnie trzy karty i układamy je zakryte obok potwora. Pierwszy gracz, który zgłosi się do walki podejmuje wyzwanie – odkrywa wyłożone przez nas karty i rozpoczyna walkę. Punktem zwrotnym jest wyrzucenie do zlecenia karty przebrania. Jeżeli nikt z graczy nie podejmie się przez nas zleconej walki lub kiedy tytułowy stwór z obory, czyli przebrany wieśniak wygra z przeciwnikiem, wówczas to my zgarniamy całą pulę nagród.
Stwory z Obory – wrażenia z gry
Ponieważ „Stwory z Obory” są karcianką z elementami RPG utrzymaną w klimacie fantasy z dużą dawką humoru, skojarzenie z serią „Munchkin” pojawia się niemal natychmiast. Osobiście lubię „Munchkina”, natomiast bardzo nie lubię go tłumaczyć i grać w niego z nowymi osobami. Ma on za dużo wyjątków od reguł, zwłaszcza jeżeli miksujemy podstawkę z dodatkami. „Stwory z Obory” pozornie wyglądają na podobnie skomplikowaną grę, ale w istocie są jednak łatwiejsze do opanowania.
Jeżeli chodzi o ogólne wrażenie z rozgrywki to jest ono pozytywne. Gra jest dynamiczna, mocno interaktywna (w nieswojej kolejce przeszkadzamy innym), ślicznie wykonana. Mimo tego, że w pojedynkach rzucamy kością, to nie czuć, by element losowości mocno tu dominował – raczej polegamy tu głównie na arsenale kart, które zbieramy. Jasne, karty też dobieramy losowo z talii, ale przed każdą walką możemy przynajmniej oszacować, czy damy radę wygrać z danym potworem i ewentualnie wystawić na niego zlecenie. Fajnie też, że jedna ze ścianek kości pozwala zniszczyć ostatnią dołożoną kartę bez względu na jej wartość.
Przyjemnie rozwiązano także kwestię rozwoju postaci. Zdobyte punkty sławy układamy na planszetce. Dwa punkty ułożone w strefie jednego koloru, dają nam stałą premię w walce. Każda z postaci ma także inne umiejętności. Najbardziej podoba mi się syta, negatywna interakcja i element blefu. Nigdy nie wiadomo, czy dorzucona do potwora karta rywala podniesie tylko jego siłę, czy sprawi, że automatycznie przegramy. Podobnie jest w sytuacji, gdy próbujemy podjąć zlecenie. Poza potworem gracz może wyrzucić od 1 do 3 kart. Czy będą to karty neutralne, które mają na celu tylko nas przestraszyć, czy raczej jakieś ciężkie kombinacje, które utrudnią walkę?
A co podoba mi się mniej? Po kilku rozgrywkach widać wyraźnie, że przydałoby się więcej kart, zwłaszcza Wioski. Zakładając, że gramy w maksymalnym składzie (5 osób), to już na starcie do dyspozycji mamy tylko połowę talii, która wyczerpuje się po niecałym piątym kółku (czasem szybciej, jeżeli ktoś odkrywa w turze dwie karty). Losowość związana z dobieraniem kart w ciemno doskwiera. W wielu grach nie mamy wpływu na to, co trafi nam na ręce i trzeba ten fakt zaakceptować. Tutaj myślę, że gra zyskałaby bardziej na taktyce, gdyby istniał rynek pozwalający na wybieranie jednej z np. 4 jawnych kart. Bo niestety, często jest tak, że nie możemy trafić w jakiś kolor, a akurat potwory wyskakują nam właśnie tej barwy i pozostaje nam tylko wystawiać zlecenia.
Kolejna sprawa to Targowisko. Tu mamy właśnie rynek kart, ale wyłącznie kart ekwipunku, których to na postaci możemy mieć maksymalnie 2. Problemem są zbyt zawyżone ceny oręża. Jeżeli na starcie pojawią się karty, które kosztują 4 miedziaki, to bardzo długo nikt ich nie będzie w stanie kupić i rynek się nie zmienia. Poza tym, jeżeli ktoś już te 4 miedziaki uzbiera, to woli wydać je na punkt sławy, który przybliża go natychmiast do wygranej (i zwiększa jego statystyki) niż bawić się w kupno broni przydatnej tylko w określonych walkach. Polecam zmodyfikować tę zasadę i zmieniać przynajmniej jedną kartę Targowiska co turę.
Ze „Stworami z Obory” mam też ten problem, że w maksymalnym składzie rozgrywka trwa jak na mój gust zbyt długo. Te 30 minut na pudełku dotyczy raczej wersji na 2-3 osoby. W piątkę zdarzało nam się grać spokojnie ponad godzinę. W idealnych warunkach uzbieranie 7 punktów sławy powinno trwać 6 rund (jeden punkt otrzymujemy na starcie), ale z uwagi na losowy dobór kart i czasami kość, która nie poturla się tak jak chcemy, cały proces się przeciąga. Z kolei w mniejszym gronie gra wyraźnie traci na interakcji (nie zawsze rywal ma kartę, która coś nam utrudni – w większym gronie istnieje na to większa szansa).
Ciężko mi ten tytuł dobrze zaklasyfikować. Jak na typową grę imprezową, ma zbyt wiele zasad na wejściu i zbyt długo trwa. Miłośnicy gier familijnych z kolei mogą nie strawić negatywnej interakcji. To raczej pozycja dla graczy, którzy szukają luźnej gry fantasy do piwka, nie wymagającej większego skupienia. Ja zgrałam kilka razy w różnych konfiguracjach i dostrzegam w tym tytule przede wszystkim potencjał na liczne dodatki, które naprawiłyby może te rzeczy, które osobiście mi nie leżą. Szanuję ten debiutancki projekt za wygląd, humor i interakcję, ale niespecjalnie moje towarzystwo ma ochotę do niego wracać. Może Wasze odbierze go inaczej, dlatego warto przed zakupem przetestować grę na którymś z polskich konwentów.
Stwory z obory - Ocena końcowa
-
8/10
-
6/10
-
9/10
-
6/10
-
8/10
Stwory z obory - Podsumowanie
Największy efekt wow wywołują ilustracje kart i humorystyczna konwencja. Sama rozgrywka podpasuje osobom, które lubią dynamiczne partie, negatywną interakcję i mało elementów strategicznych, które wymagałyby większego skupienia. Dobra pozycja do piwka, zwłaszcza dla fanów „Wiedźmina” i słowiańskiej mitologii.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- lubisz „Munchkina”
- szukasz luźnej karcianki z motywem fantasy
- lubisz słowiański bestiariusz
- nie przeszkadza Ci losowość
- cenisz negatywną interakcję
Gra może Ci się nie spodobać:
- Munchkin Ci nie podszedł, ale szukasz czegoś w podobnym klimacie
- nie lubisz podkładać świni przeciwnikom ;-)
- szukasz karcianki, która tak samo dobrze chodzi na 2 osoby, co na więcej
- nie akceptujesz losowości w rozgrywce/ szukasz gry bardziej taktycznej
User Review
( votes)Za udostępnienie gry dziękujemy wydawnictwu Muduko