W grze ``Ratujmy zwierzęta!`` będziecie w szalonym tempie przerzucać kości, by dopasować je do układu na kartach zwierząt. Proste? A jakie fajne!
Lucrum Games zazwyczaj wydaje w Polsce gry na licencji, choć sporadycznie zdarza im się wspierać rodzimych autorów. „Ratujmy zwierzęta!” to gra autorstwa Przemka Wojtkowiaka, którego powinniśmy kojarzyć m.in. z „Azylu: Zagrożonych Gatunków”. Najwyraźniej projektantowi leży na sercu dobro zwierząt, gdyż opisywana nowość również się do nich odnosi. I choć możemy o tym tytule myśleć jak o grze edukacyjnej, to przede wszystkim jest to świetna, dość uniwersalna imprezówka i jednocześnie gra familijna o zwariowanej dynamice.
Ratujmy Zwierzęta! – co w pudełku?

Za ilustracje odpowiada Paulina Wach
Mam wrażenie, że okładkę wybrano dość nieszczęśliwie. Ta komiksowa kreska i niedbałe tło kojarzą mi się z kimś, kto dopiero zaczyna przygodę z rysowaniem. W życiu nie sięgnęłabym po ten tytuł, gdybym miała wybierać grę po pudełku. Na szczęście ilustracje na 55 kartach są już wykonane znacznie lepiej, nawet miło na niektórych zawiesić oko. Być może pani Paulinie po prostu nie leżą postacie. Zwierzęta zaś przedstawione są także w stylistyce komiksowej i choć mają one takie sympatyczne, lekko odrealnione ryjki, to ich kolorystyka i umaszczenie jak najbardziej odpowiada rzeczywistości. Więc wrażenia wizualno-estetyczne oceniam jak najbardziej na plus.

Jest i moja ukochana panda!
Karty przedstawiają gatunki zwierząt z trzech kategorii: narażone (VU), zagrożone (EN) i krytycznie zagrożone (CR). Na końcu instrukcji znajdziemy szczegółowe dane dotyczące każdego gatunku. To ciekawa lektura, która chwyta za serce, zwłaszcza, gdy czyta się, że populacja niektórych zwierząt wynosi ledwo 20-30 osobników. Myślę, że dzieci, które interesują się fauną znajdą tu wiele informacji, o których nie dowiedzą się ze szkoły. Mówimy tu o rzadkich zwierzętach, o których na pewno i wielu dorosłych nigdy nie słyszało m.in.: almiku, drzewiaku, toninie czy pekarczyku.
Już sam fakt obcowania z kartami, na których tylko widzimy nazwę zwierzęcia i jego wygląd budzi zainteresowanie i zachęca do lepszego poznania danego gatunku. Bardzo mi się ten aspekt edukacyjny tutaj podoba!
Poza kartami mamy oczywiście konkretny zestaw kości (w końcu to kościanka!): 20 kości białych, 5 czarnych i jedną szarą. Jest także karta lidera ratowników. Instrukcja jest napisana bardzo przystępnie i poparta wieloma przykładami, więc nie sądzę, by ktokolwiek miał tutaj jakieś wątpliwości.
Ratujmy zwierzęta! – zasady gry

Przygotowanie do gry dla 3 osób
Po przygotowaniu talii kart (w zależności od liczby graczy, część z kart nie bierze udziału w grze), układa się ją w zakryty stos na środku stołu. Każdy gracz otrzymuje ten sam zestaw kości: 4 białe i jedną czarną. Pierwszy gracz otrzymuje ponadto kartę lidera ratowników. Runda wygląda następująco. Najpierw odkrywamy odpowiednią liczbę kart (za wyjątkiem gry dwuosobowej zawsze jest to 1 karta mniej niż liczba graczy).
W trakcie rundy każdy gracz może zdobyć tylko 1 kartę. By się to udało, należy spełnić wymagania karty. Są to na przykład konkretne wyniki na kościach, albo nieco bardziej skomplikowane układy: wyniki, które razem dadzą konkretną sumę, określone pary itd. Im bardziej wartościowe zwierzę, tym trudniejszy układ.

Kości muszą spełniać warunek karty
Na „trzy, cztery” wszyscy gracze rozpoczynają przerzuty swoich kości. Nie ma tu podziału na tury, zatem kluczowa jest zręczność i szybkość orientowania się w sytuacji. Naszym celem jest oczywiście wyrzucenie warunku, dla danej karty. Wybrane kości można odkładać na bok, a przerzucać pozostałe, albo rzucać wszystkimi – jak kto woli. Gdy komuś uda się w końcu wyrzucić warunek, krzyczy „Ratuję!” i pobiera kartę zwierzęcia, której wymagania spełnił. Następnie czeka on aż pozostali gracze zdobędą swoje karty.
Osoba, która nie zdobyła w rundzie żadnego zwierzaka otrzymuje szarą kość, z której skorzysta w następnej rundzie. Traktuje się ją jak białą kość. W przypadku remisów określona jest kolejność rozstrzygania (po to właśnie jest m.in. karta lidera ratowników).
Gra kończy się, gdy gracze zdobędą wszystkie karty zwierząt. Każda karta zapewnia określoną liczbę punktów (białe pole), ale jeżeli udało się zdobyć parę tych samych zwierząt, to otrzymuje się dodatkowe punkty (te z czarnego pola). Zwycięża gracz z największą liczbą punktów.
Ratujmy zwierzęta! – wrażenia z gry

Podobna, a jednak inna
Gdy przeczytałam pierwszy opis gry miałam od razu skojarzenia z dwoma grami. Na myśl przyszło mi „Fuse” 2 Pionków, gdzie wyrzucone kości muszą spełnić warunek na kartach oraz „E-motionz” Alexandra, w której tak jak w „Ratujmy zwierzęta!” wszyscy gracze równocześnie przerzucają kośćmi, by jak najszybciej wyrzucić potrzebny układ. Znacznie bliżej recenzowanej grze do tej drugiej pozycji. Mechanika gry jest w zasadzie identyczna, ale Przemek Wojtkowiak wzbogacił ją o trzy elementy – bardziej wymagające układy (np. te z działaniami matematycznymi), szarą kość wspomagającą najsłabszego gracza oraz ciekawszy system punktowania.
Te z pozoru drobne udoskonalenia w praktyce okazują się na tyle duże, że rozgrywka przebiega tu znacznie lepiej. O ile „E-motionz” wiało nudą po paru razach, tak „Ratujmy zwierzęta!” za sprawą bardziej interesującej walki o kartę zdecydowanie deklasują pozycję wydawnictwa Alexander.

W talii kilka gatunków się powtarza
Zauważcie bowiem, że kart do zdobycia jest zawsze mniej niż graczy. Nie ma tu żadnego systemu rezerwacji. To Wy decydujecie o tym, którą kartę macie ochotę zdobyć – czy lepiej skupić się na takiej, która wymaga tylko określonych kości, czy może liczyć na to, że nikt nie połasi się na trudniejszy ale dający więcej punktów układ? Podczas gry tempo jest tak szybkie, że nawet nie ma czasu na sprawdzanie, co wypada innym graczom, dlatego często zdarza się, że ktoś szybciej wykulał „naszą” kartę i wtedy musimy szybko zmienić swoją strategię.
To totalny chaos, ale bardzo, bardzo przyjemny. Wiele tu okrzyków, hałasujących na stole kości i satysfakcji z upolowanej karty. Chyba nie muszę dodawać, że napięcie rośnie im mniej kart zostaje na stole? W przerwach między wyłożeniem nowych kart, a rozpoczęciem przerzutów gracze bacznie obserwują jakie karty zdobyli pozostali, co pozwala też przewidywać niejako, na którą kartę w nowej rundzie zdecydują się rywale. Wiadomo bowiem, że pary są kuszące. Ale może nasz przeciwnik przewrotnie odpuści sobie drugą kartę tego samego gatunku, bo wie, że inni też będą na nią łypali okiem? Tutaj nic nie jest pewne!

Ta karta da na koniec 2 punkty, albo dodatkowo +3 jeżeli zdobędziemy drugą taką samą
„Ratujmy zwierzęta!” okazało się zaskakująco zabawną, dynamiczną grą, w którą gra się tak samo dobrze bez względu na liczbę osób. Nawet w parze jest całkiem spoko, ponieważ ten z graczy, który pierwszy uratuje zwierzę, może powalczyć o kolejną kartę! Zastanawialiśmy się nieco, czy nie byłoby lepiej, gdyby w normalnej rozgrywce można było zdobywać karty bez limitu, bo wtedy Ci, którzy zdobyli karty nie musieliby się nudzić. Ale z doświadczenia wiemy, że w grupie zawsze znajdzie się osoba, która znacząco szybciej niż inni radzi sobie manualnie. Gdyby mogła ona zdobywać karty do końca rundy, reszta osób mogłaby mieć mniej szans. A tak jest przynajmniej sprawiedliwie, zwłaszcza, że najsłabszy zawodnik otrzymuje bonusową kość.
Choć tytuł gry może kojarzyć się z grą edukacyjną (i faktycznie, nosi ona takie znamiona) to przede wszystkim traktuję „Ratujmy zwierzęta!” jako grę familijną, uniwersalną, która sprawdzi się zarówno w gronie samych dorosłych na domówce czy w knajpie, jak i przy rodzinnym stole, czy w dziecięcym kąciku. Można się tu spocić (fizycznie i umysłowo, bo jednak gra wymaga szalonej koncentracji i uwagi), można porywalizować i doskonale się bawić. Na nudę nikt nie będzie narzekał – my rozegraliśmy na przestrzeni niecałego miesiąca sporo partii, czasem jedna za drugą i nasze zaangażowanie w rozgrywkę cały czas nie spadło.
Ratujmy zwierzęta! - Ocena końcowa
-
8/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
-
9/10
Ratujmy zwierzęta! - Podsumowanie
Niepozorna, ale bardzo udana gra familijno-imprezowa, która przetestuje Waszą szybkość, koncentrację i szczęście. Wspaniały pomysł na prezent dla dziecka interesującego się fauną.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- szukasz dynamicznej gry kościanej z uniwersalnym motywem
- szukasz prostej do wytłumaczenia gry, dla dużych i małych graczy
- szukasz gry o edukacyjnym potencjale
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie lubisz gier nastawionych na losowość
- nie lubisz chaosu na stole ;-)
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Lucrum Games