Słodki fotelik jako znacznik pierwszego gracza? Jest! Ciekawy element 3D? Nawet cztery! Proste zasady i przyjemna zabawa? Zdecydowanie! „Półeczka” to abstrakt logiczny, który warto mieć.
Gdy zobaczyłam, że wśród hitów ubiegłorocznego Essen była gra z plastikowymi planszetkami na wzór tych z klasycznego „Connecta’, pomyślałam „No zaraz, zaraz… Czy to aby nie jakiś klon „Baśniowej Gospody”? Istotnie, na pierwszy rzut oka gra może wydawać się podobna, ale tak naprawdę różni się wszystkim. I jako fanka tamtego przeboju od razu powiem Wam, że „Półeczka” także momentalnie podbiła moje serce, oferując dokładnie to, co powinna dawać rodzinna gra planszowa.
Półeczka to ładna gra. Tak po prostu
Okładka budzi wyłącznie pozytywne skojarzenia – aż chce się faktycznie zasiąść w takim fotelu i chłonąć zapach książek. Kafelki w kilku kolorach obrazują różnorodne bibeloty, które każdy z nas ma na półkach: od ramek do zdjęć po gry planszowe. Nie zabrakło nawet kotów, które jak wiadomo lubią się wszędzie wcisnąć. Największe wrażenie robią tytułowe półeczki, czyli ramki, pomiędzy które wrzuca się żetony. Górna i dolna część ramek jest rozkładana i trzeba je za każdym razem składać przed grą, bo nie mieszczą się złożone w pudełku, ale trwa to naprawdę parę sekund. W naszym egzemplarzu trafiła się jedna ramka, która wydaje się odrobinę luźniejsza niż powinna i niekiedy zamiast trzymać żetony na swoim miejscu, to spadają one w dół. Nie jest to jakiś denerwujący problem, bo wystarczy ją wtedy mocniej ścisnąć, ale no cóż- zdarza się.
I w zasadzie nie miałabym się do czego innego tu przyczepić, gdyby nie jedna sprawa, która przy każdej rozgrywce mnie osobiście drażni – płaska plansza. Nie ważne w ile osób gramy, układanie żetonów przed rozgrywką i w jej trakcie na planszy to udręka. Zwyczajnie się one ślizgają i wystarczy, że ktoś szturchnie stół, albo po prostu zahaczy ręką o inne kafelki i już się cały układ psuje i trzeba poprawiać. Po grze za ok. 130 zł spodziewałam się bardziej użytecznego rozwiązania – wystarczyłyby lekkie wgłębienia na planszy, które trzymałyby kafelki w ryzach.
Półeczka, czyli porządkujemy bibeloty
Na początku gry każdy otrzymuje kartę tajnego celu, która pokazuje w jakich miejscach na półeczce powinniśmy ułożyć określony kolor kafelka. Im więcej kafelków dopasujemy poprawnie, tym więcej punktów na koniec uzyskamy. Proste! W każdej rozgrywce losujemy ponadto dwie karty celów jawnych, które są wspólne dla wszystkich. Prezentują one różnorodne układy np. schodkową piramidkę, kolumny wypełnione jednym kolorem itd. Im szybciej zaliczymy taki cel, tym więcej punktów otrzymamy. Gra kończy się, gdy dowolny z graczy uzupełni całą swoją półeczkę (otrzymuje on za to 1 punkt). Dodatkowe punkty zdobywamy tu również za grupy połączonych z sobą kafli tego samego koloru. Grupa licząca 3 kafelki jest warta tylko 2 punkty, ale znów – im więcej kafelków w grupie, tym więcej punktów (max. 8).
Jak łatwo się domyślić, kafelków z planszy nie dobieramy jak nam się żywnie podoba. Możemy z planszy zabrać od 1 do 3 kafelków leżących obok siebie (nie po skosie) pod warunkiem, że każdy będzie miał przynajmniej jeden bok wolny. Trudność polega na tym, że tak dobrane żetony musimy od razu włożyć na naszą półeczkę i umieścić je wszystkie w jednej kolumnie (oczywiście w dowolnej kolejności). I tu właśnie zaczyna się zabawa!
„Półeczka” to abstrakt logiczny, w którym bez wątpienia czuć obecność innych graczy. Ci nie tylko wpływają na sytuacje na planszy ale też ścigają się z nami na cele jawne. Ponieważ półeczki są z obu stron wycięte, widzimy dobrze układ przeciwników, dzięki czemu jesteśmy w stanie przewidzieć częściowo ich ruchy.
Zasady są proste jak konstrukcja cepa, a mimo to nie jest to pozycja, w której komukolwiek mogłoby zabraknąć decyzyjności. Musimy przecież wybierać skąd dobrać kafelki i w jakiej ilości, by nie ułatwić dobierania przeciwnikowi oraz gdzie dokładnie je umieścić. Czy skupić się na trudnym celu jawnym, czy może olać ten wyścig, a za to próbować zebrać w kolekcje jak największe grupy kolorów?
Rozgrywka niczym nie przytłacza i nie ma tu też większych przestojów (za wyjątkiem uzupełniania planszy żetonami, które występuje 2-3 razy w ciągu gry). Doskonale sprawdzi się zatem nawet jako filler, bo spokojnie można się zamknąć w 25 minutach. „Półeczka” bardzo dobrze się także skaluje – gra się równie przyjemnie we dwoje jak na cztery osoby.
To ten rodzaj abstraktu, który sięga po klasyczne mechaniki i w udany sposób je miksuje tak, że ma się wrażenie, że gra się w świeży i oryginalny tytuł. O regrywalność nie trzeba się martwić – raz, że z 12 kart wspólnego celu zawsze gramy tylko dwoma, a dwa, że sam zmienny układ żetonów na planszy zmusza nas ciągle do myślenia i kombinowania.
Gdybym musiała wybrać jedną grę spośród „Baśniowej Gospody” i „Półeczki” to byłoby to ciężkie zadanie, bo tak jak napisałam na wstępie – mimo podobnej formy, gry tak mocno się różnią mechanicznie, że warto mieć je obie w kolekcji. Jeśli jednak ogranicza Was budżet, a obie gry trochę kosztują, proponowałabym zastanowić się, czy wolicie gry z nutą blefu i negatywnej interakcji czy jednak więcej frajdy daje Wam główkowanie. Jeśli to drugie, to „Półeczka” będzie lepszym wyborem – pomijając już fakt, że w przeciwieństwie do w/w tytułu, gra Phila Walkera-Hardinga i Matthew Dunstana pozwala bawić się w większym gronie.
Półeczka - ocena
-
8/10
-
9/10
-
7/10
-
9/10
-
7/10
Półeczka - Podsumowanie
Jeden z najładniejszych abstraktów logicznych. „Półeczka” ma wiele zalet: przystępne zasady, które załapie w mig zarówno ośmiolatek jak i nie grający w planszówki senior, przyzwoitą interakcję, wysoką regrywalność i bezbłędną skalowalność. Może dumnie stanąć na półce obok „Azula”, „Sagrady” czy „Novej Luny”.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- szukasz przyjemnej gry rodzinnej
- lubisz puzzle/ układanki
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- zależy Ci na wysokim poziomie trudności
User Review
( vote)Grę otrzymałam na własność na potrzeby stworzenia recenzji od Lucky Duck Games. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.