Czy w ciągu 7 dni Cal Phoenix zdoła uratować swoją dziewczynę z rąk Wściekłego Psa Michigana i dotrzeć do punktu zbiórki kolonistów, by wspólnie przedrzeć się przez Góry Masakry? To zależy od Ciebie! Oto kolejna część kultowej postapokaliptycznej powieści paragrafowej Joe Devera.
„Przejście przez Góry Masakry” to bezpośrednia kontynuacja „Piekła na autostradzie”, ale jeżeli nie mieliście okazji czytać części pierwszej, to teoretycznie nic nie stoi na przeszkodzie, by zacząć od tomu drugiego. Najważniejsze wydarzenia zostały tu streszczone, więc zrozumienie osi fabularnej nie będzie stanowiło problemu. Nawet tak jak i poprzednio, tu również zawarto szczegółowe kalendarium historii nuklearnej katastrofy. Zachęcam jednak do sięgnięcia najpierw po „Piekło na autostradzie”, by móc lepiej zżyć się z bohaterem i czuć większą motywację do głównego zadania.
Przejście przez Góry Masakry – odbijamy pannę
Nasza przygoda rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z części pierwszej. Po tym jak koloniści dotarli do Big Spring obrano kolejny odcinek trasy do Kalifornii. Celem naszego konwoju staje się ufortyfikowane miasto El Paso. Problemy są jednak dwa. Po pierwsze – do miejsca prowadzi tylko jedna kręta, górzysta droga, którą według wielu sygnałów patrolują gangi jakim nacisnęliśmy na odcisk. A po drugie – Cal nie zamierza zostawiać za sobą Kate. Dziewczyna została porwana przez Wściekłego Psa Michigana, który wraz ze swoimi zbirami przebywa w San Angelo. Rozwiązanie jest jedno – by nie opóźniać konwoju Cal decyduje się od niego odłączyć, odbić dziewczynę i dołączyć do ekipy w ciągu 7 dni – nikt bowiem za nimi nie będzie czekał dłużej.
Tym samym nasz bohater ponownie zostaje sam i musi stawić czoła szeregowi niebezpieczeństw. Będziemy tu przebijać się przez opuszczone (niekiedy nie do końca!) mieściny, chować naszego roadstera przed patrolującymi okolicę złolami, niekiedy skradać się po cichu, a niekiedy strzelać ze zdezelowanej broni, szukać paliwa i dbać o odpowiedni poziom wody, wykazywać się chłodnym opanowaniem i zręcznością godną mistrza kierownicy.
Poziom fabularny się nie zmienił – powieść Joe Devera to lekka, przygodowa historia skupiona na akcji i opisach odwiedzanych miejsc aniżeli rozważaniach filozoficznych, czy emocjach dotykających głównego bohatera. Poziom filmowego „Mad Maxa”, którego chłonie się z przyjemnością i bez większych przemyśleń. Deverowi udało się w tej części lepiej niż w „Piekle na Autostradzie” oddać grozę wynikającą z faktu bycia samotnym wojownikiem, który musi stawić czoła setkom wkurzonych członków gangu. Nie miałam problemu, by poczuć strach Cala, na widok pyłu wzbierającego się na horyzoncie czy świateł w ciemności. Ja się tu super bawiłam i myślę, że fani postapokalipsy również nie będą mieli na co narzekać.
Przejście przez Góry Masakry – to niełatwy gamebook, ale…
Zdarzenia, które nas tu spotkają są dość widowiskowe, ale nie ocierające się o kicz. Odniosłam wrażenie, że jest tu nieco mniej walki bezpośredniej, a więcej testów na zręczność. Ba, trafiła się nawet jedna zagadka logiczna! Cała warstwa mechaniki jest jednak mocno wymagająca – nie ma tu co prawda zmian w stosunku do pierwszej części, ale jeżeli jest to Was pierwszy kontakt z gamebookami to możecie poczuć się przytłoczeni kartą akcji Cala. Nasz bohater ma 5 sprawności, a do tego w trakcie gry musimy odnotowywać stan amunicji, pakietu medycznego, manierki z wodą, zebranych przedmiotów (nadbagaż zmniejsza zwinność) oraz statystyki walki.
Karta akcji została umieszczona na odwrocie mapy i dzięki temu, że stanowi osobną kartkę możemy ją sobie wygodnie położyć np. na stole, by co chwilę zerkać na parametry Cala. Szkoda jedynie, że tabela liczb losowych oraz współczynników walki nie została wyjęta poza książkę, ale przecież możemy je sobie skserować.
Jeśli chodzi o aspekt growy, zdziwiłam się, że częściej cierpiałam tu przez brak wody niż przez obrażenia w walce. O ile bowiem przy szczęśliwym pacnięciu ołówka w liczbę losową możemy wyjść bez większego szwanku z potyczki, tak zapasów cennego trunku w ten sposób nie odzyskamy. Jest on w tym świecie na wagę złota i to właśnie woda najbardziej pchała mnie do eksploracji miejsc, bo na stan amunicji czy broni jakoś nigdy nie narzekałam. Nadal uważam, że jest to jeden z trudniejszych gamebooków ze względu na ilość zasad i statystyk, ale w końcu to opowieść survivalowa :-)
A co w sytuacji, gdy nie mamy ochoty ciągle sprawdzać zapisków i rozpatrywać walk? Autor o tym nie wspomina, ale ja ponownie uważam, że gra nie straci zbyt wiele, gdy zrezygnujecie z tej części mechaniki na rzecz po prostu fabularnej przygody, w której podejmujecie decyzję. Oczywiście tak jak i poprzednia część, tak i „Przejście przez Góry Masakry” jest w dużej mierze grą linearną. Pozytywne zakończenie jest tylko jedno, a wszystkie pozostałe prowadzą do śmierci. Mimo to w niektórych miejscach gra daje nam wybór co do zachowania naszego bohatera czy też obranej drogi. Nawet jeśli ostatecznie prowadzi ona do tego samego celu, to zebrane doświadczenia mogą być inne. I to moim zdaniem w zupełności wystarczy, by cieszyć się z gry książkowej.
Przejście przez Góry Masakry – Podsumowanie
Żeby nie było tak różowo jak na okładce, przyczepię się do paru spraw. Po pierwsze, sam tytuł sugerował mi, że owo przejście będzie mocnym punktem kulminacyjnym, czymś naprawdę „masakrycznym”, przy czym wcześniejsze wydarzenia będą jawiły się jak dziecięca igraszka. Tak się nie stało. Bardziej przejął mnie sam epilog niż finałowa walka. Druga sprawa to kwestia dialogów. Dever może i świetnie potrafi opisywać wydarzenia, ale słabo idą mu wypowiedzi postaci przez co zarówno Cal jak i Kate wydają się bardzo papierowymi, niecharakternymi osobowościami. Trzecia rzecz zaś to fakt, że my, Polacy inaczej odbieramy opisy miejsc znanych Amerykanom. Kent, Stockton, czy Eldorado to dla nas po prostu jakieś tam punkty na mapie, a nie miasta, które widzieliśmy na własne oczy lub co do których posiadamy jakieś wspomnienia. Tracimy przez to odrobinę na immersji.
Zdecydowanie jednak jest to kontynuacja, z którą warto się zapoznać. Mimo upływu lat i tego, że fabuła odrobinę miejscami może trącić myszką (akcja rozgrywa się w przyszłości, w której bohaterowie nigdy nie słyszeli ani o telefonach komórkowych ani o jakichkolwiek innych gadżetach technologicznych) wciąż potrafi dać sporo frajdy. To świetna lektura na jesienno-zimowy okres – zarówno ze względu na opisy spalonych słońcem pustkowi jak i trudnych decyzji, które na pewno wywołają na Waszych buziach dużo rumieńców.
Przejście przez Góry Masakry - Ocena końcowa
-
9/10
-
7/10
-
7/10
-
9/10
Przejście przez Góry Masakry - Podsumowanie
W drugim tomie akcja nie zwalnia tempa. Choć jest tu odrobinę mniej walki, to emocji nie brakuje. Must have dla każdego fana gamebooków!
Książka powinna Ci się spodobać jeżeli:
- uwielbiasz postapokalipsę
- szukasz lekkiej ale wciągającej przygody
- lubisz gry RPG
- nie masz nic przeciwko dużej losowości
Książka może Ci się nie spodobać jeżeli:
- zależy Ci na ambitnej fabule (to pozycje stricte rozrywkowa)
- skakanie po paragrafach i stronach jest dla Ciebie męczące (pamiętaj, że to gamebook! Nie czytasz go chronologicznie strona za stroną, ale skaczesz pomiędzy paragrafami!)
- siedzenie z nosem w tabelkach nie brzmi dla Ciebie jak dobra zabawa (aczkolwiek zawsze ten aspekt mechaniki można pominąć)
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Nowa Baśń