Zboże o wartości 1 punktu możesz wymienić na mąkę o wartości 3. Z mąki i przetworzonego węgla z kolei uzyskasz chleb o wartości 11 punktów. Dwa drewna wymieniasz na deski, a te z kolei mogą zostać beczką. Proste? No pewnie! „Little Factory” to mała, ekonomiczna karcianka o tworzeniu łańcuszków produkcyjnych, która nie bez powodu porównywana jest do kultowego „Splendoru”.
W 2020 roku nakładem Portal Games ukazała się japońska gra „Little Town”, której także miałam przyjemność patronować. Była to nieskomplikowana, fajna gra kafelkowa nastawiona na ekonomiczne planowanie. Ci sami autorzy, Shun i Aya Taguchi, postanowili iść za ciosem i rozwinąć to uniwersum „malutkich” robotników o jeszcze prostszą karciankę. Taką, którą z powodzeniem można pokazać początkującym i jednocześnie zadowolić starych wyjadaczy. Koncept choć w swoich założeniach, jak zaraz się przekonacie, jest zbliżony do „Splendoru”, to jednak oferuje coś więcej, co wymusza na graczach bardziej strategiczne myślenie.
Little Factory – co w pudełku?
Talia zasobów, czyli kart, którymi obracamy w grze składa się z zaledwie 44 sztuk. Są one podzielone na trzy kolory. 16 kart żółtych to podstawowe surowce: drewno, zboże, glina, kamień i bawełna. Z nich będziemy potem pozyskiwać karty niebieskie (19 szt.), będące dobrami drugiego poziomu np. mąka, deski, włóczka itd. Fioletowe są zaś karty (9 szt.) trzeciego poziomu, które stanowią najwyższą formę „ewolucji” np. wędka, beczka czy tkanina. Wszystkie te karty służą nam do zdobywania budynków z punktami wpływu. Tych jest 30 i są to słodkie, „settlersowe” chatynki w stylu piekarni, warsztatu tkackiego, mleczarni czy karczmy. To one robią tutaj największy klimacik ponieważ karty zasobów są minimalistyczne (i słusznie, bo dzięki temu są bardzo czytelne i ułatwiają ocenę sytuacji).
W pudełku znajdziemy także 4 grubsze kafelki startowe, które odrzuca się po pierwszej rundzie oraz 12 żetonów wpływu. „Little Factory” spokojnie da się zatem zapakować w woreczek strunowy i dorzucić do większej gry, gdy wyjeżdżacie na wakacje (my tak zawsze robimy, by skompresować miejsce). Instrukcja może na pierwszy rzut oka wydawać się skomplikowana jak na tak prostą grę, ale autorzy naprawdę wyczerpująco wszystko wytłumaczyli i poparli przykładami. Naprawdę pod kątem wykonania nie potrafię tej grze niczego zarzucić. Ikonografia, kolorystyka, jakość kart – wszystko mi tu leży i jest w jak najlepszym porządku.
Little Factory – na czym polega gra?
Naszym celem jest zdobycie jak największej ilości punktów wpływu przed końcem gry. Ten następuje, gdy wyczerpią się punkty wpływu (co zdarza się sporadycznie) lub kiedy jeden z graczy osiągnie minimum 10 punktów (wówczas to on wygrywa). W swojej turze kolejno przeprowadzamy dwie aktywacje posiadanych budynków (jedną na początku tury, drugą na samym końcu, przy czym nie wolno aktywować w turze dwa razy tego samego budynku) oraz możemy zakupić jedną kartę (zasoby trzymamy na ręce, budynki na stole).
Kupno karty następuje na 2 różne sposoby. Możemy „wyprodukować” kartę odkrytą w zasobach na stole (część jest zawsze w zakrytej talii) oddając za nią dobra widoczne na tej karcie np. jeżeli chcemy owcę, musimy odrzucić z ręki zboże i drewno. Ale możemy także „wymienić” kartę odrzucając dowolne karty z ręki o wskazanym koszcie. Na przykład cegła ma wartość 3 – jeżeli nie mamy gliny, by ją wyprodukować, możemy odrzucić np. trzy zboża o wartości 1.
Niemal każdy zdobyty budynek daje nam dodatkowe profity, które wykorzystujemy właśnie w fazach aktywacji. Dotyczą one wymian zasobów np. budynek pola owiec da nam owcę jeżeli odrzucimy zboże i drewno. Tym samym dzięki budynkom mamy do wykonania bonusowe akcje, które przyspieszają nam cały produkcyjny łańcuszek. Ot i to z grubsza wszystkie zasady. Sami widzicie, że nie ma tego dużo.
Little Factory – wrażenia z gry
Przyjemność obcowania z tym tytułem wiąże się z kilkoma rzeczami. Po pierwsze, tak jak w „Splendorze” czuć tutaj, że rozwijamy łańcuszki ekonomiczne, ale w przeciwieństwie do tego klasyka, nie są one trwałe. Zasoby przetwarzamy i po zdobyciu budynku najczęściej kończymy albo z pustymi rękami albo z podstawowymi dobrami, więc musimy zaczynać od początku. Z budynku na budynek robi się jednak łatwiej, choć też nie do przesady. Budynki się przydają bowiem tylko wtedy, gdy będziemy mieć jakieś dobra. Może się nawet zdarzyć, że przez całą grę budynek nie aktywuje się ani razu, bo np. nie możemy wciąż pozyskać jednej, potrzebnej karty.
Po drugie, nie ma tu jednej drogi do zwycięstwa. Sytuacja w zasobach zmienia się bardzo dynamicznie – gdy obmyślimy sobie efektowny łańcuszek w głowie, zanim runda zatoczy koło, już nie będziemy w stanie go zrealizować bo rywale podebrali nam potrzebne karty. Cały czas musimy być skupieni i z rozmysłem wybierać budynki. Zamek o wartości 5 punktów bardzo kusi, ale jest cholernie drogi do wybudowania. Może lepiej zainwestować w coś tańszego, co co rundę pozwoli nam za darmo przetworzyć podstawowy surowiec? Ograniczona ilość zasobów wymusza inne strategie. Widzimy, jakie karty znikają, znamy stos kart odrzuconych więc możemy pewne sprawy przewidywać jeżeli mamy dobrą pamięć. Losowość i taktyka idą tu w parze – nie gryzą się i usatysfakcjonują fanów zarówno lżejszych rozgrywek jak i mózgożerów.
„Little Factory” również całkiem nieźle się skaluje. Przy czterech graczach ciągle brakuje zasobów więc trzeba zmieniać plany i dopasowywać się do sytuacji. W parze jest już luźniej, więc możemy szybciej wdrażać w życie nasze pomysły, ale nadal czujemy tę wyścigową presję. Ba, jest tu nawet wariant solo, który także nie należy do najłatwiejszych ponieważ co rundę odrzucamy jeden z dostępnych budynków, a gra kończy się, gdy ich zabraknie. O regrywalność także nie powinniśmy się bać. Partyjka czasem zamyka się nawet w 30 minut, co skłania do szybkiego rewanżu.
Pamiętajcie też, że pomimo słodkiej oprawy wizualnej nie jest to gra stricte dla dzieci. 10-latek może i załapie zasady, ale nie jestem przekonana, czy będzie w stanie konkurować z dorosłymi na równym poziomie. Polecam ten tytuł głównie młodzieży i dorosłym, którzy szukają kompaktowej, ale sensownej i wciągającej gry ekonomicznej. Nie sugerujcie się też jednym uniwersum. Nawet jeżeli „Little Town” Wam się nie spodobało, to „Little Factory” ma szansę zdobyć Wasze uznanie – to zupełnie różne gry o odmiennych mechanikach i zapewniające inny rodzaj wrażeń.
Little Factory - Ocena końcowa
-
8/10
-
8/10
-
8/10
-
8.5/10
-
8.5/10
Little Factory - Podsumowanie
Mała formatem, ale dająca dużo satysfakcji gra ekonomiczna, w której liczą się przemyślane ruchy i odrobina szczęścia. Idealna na wakacje, niedzielne granko z rodziną i solowe zmagania.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz gry w stylu „Splendoru” czy „O mój zboże”
- zależy Ci na prostych zasadach
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- nie lubisz, gdy inni gracze nieświadomie lub świadomie psują Ci plany
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Portal Games