Cudowne ilustracje Beth Sobel i przyjemna mechanika – „Doniczki” to mocna pozycja dla miłośników abstraktów logicznych.
Rzadko zdarza się, by jedną grę tworzyło aż pięciu projektantów. Za „Doniczki” (oryg. „Verdant”) odpowiadają: Molly Johnson, Shawn Stankewich, Robert Melvin („Sałatka Punktowa”), Aaron Mesburne („Overboss”) i Kevin Russ („Calico”). Absolutnie każą z tych gier warto poznać – mam je wszystkie i uważam je za jedne z ciekawszych w swoich gatunkach. Opisywany tytuł objęłam patronatem całkowicie w ciemno także z innego powodu – kocham ilustracje Beth Sobel. Gdy patrzę na jej przeogromne portfolio to pojawiają się w nim także i moje ulubione gry – „Na skrzydłach”, „Kaskadia”, „Calico” czy „Niezłe ziółka”.
„Doniczki” to kolejna gra, w której zakochałam się błyskawicznie. Pasuje mi tu absolutnie wszystko – od tematu, poprzez mechanikę, aż po dobry tryb solo. I jeśli macie gust podobny do mnie i wyżej wymienione gry także uwielbiacie, to i tę nowość Lucky Duck Games możecie spokojnie dodać do koszyka. Jeśli jednak macie jakieś wątpliwości, to zapraszam do zapoznania się z poniższymi wrażeniami.
Doniczki – na czym polega gra?
W trakcie rozgrywki każdy gracz ułoży przed sobą pole złożone równo z 15 kart – trzy rzędy po 5 kart. W „Doniczkach” funkcjonują dwa rodzaje kart: rośliny, które przynoszą punkty, jeżeli uda nam się doprowadzić do ich wzrostu (poziom wymaganego wzrostu określa cyfra na zielonej monsterze w narożniku karty) oraz pokoje, które posiadają różne parametry światła ułatwiające wzrost roślin. Pozyskane karty od razu dokładamy do swojego tableau zachowując zasadę, by karty jednego rodzaju nigdy z sobą nie sąsiadowały – ot, powstaje nam taka szachownica.
Każda roślina ma określone warunki wzrostu – niektóre lubią słoneczne miejsca i pozaciemniane, inne urosną w każdych warunkach itd. Za każdym razem, gdy karta rośliny zetknie się z krawędzią pokoju o lubianych przez nią warunkach, otrzymuje ona znacznik wzrostu (zielony listek). Gdy uzbieramy wymagany komplet, zgarniamy najwyżej punktowaną w danej chwili doniczkę – na przykładzie powyżej udało mi się ukończyć aż 5 roślin. Oczywiście pula doniczek jest nieduża i te wyżej punktowane szybciutko się kończą. Zawsze jednak możemy zgarnąć doniczkę bez bonusu – po prostu symbolizuje ona wyrośniętą roślinkę dającą na koniec tyle punktów, ile wskazuje żółte kółeczko na karcie.
Z bardziej znanych mechanik funkcjonuje tu rynek dobierania, z którego podobnie jak w „Kaskadii” w swojej turze dobieramy zawsze 1 kartą i 1 leżący w jej kolumnie żeton – możemy zatem wybrać, czy wolimy kartę rośliny z kolumny, czy pokoju. Na niewybranej karcie z kolumny kładziemy znacznik ręki do roślin, które zebrane późnej dają nam pewne profity – za 2 sztuki możemy rozwinąć swoją roślinkę o jeden poziom w górę, zresetować rynek albo dobrać kartę i żeton nie z tej samej kolumny.
A co z samymi żetonami? Te dzielą się również na dwa rodzaje. Ciemnozielone narzędzia pomagają we wzroście roślin: nawóz zwiększa wzrost 1 rośliny o 3 poziomy, łopatka – trzech roślin o 1 poziom, a konewka zwiększa wzrost wszystkich roślin sąsiadujących z jednym pomieszczeniem. Z kolei mebelki musimy układać na pomieszczeniach (najlepiej tego samego koloru, gdyż zapewnia to lepszy mnożnik) – im więcej różnych mebli na koniec posiadamy, tym więcej punktów zgarniemy. Twist polega na tym, że możemy przechowywać tylko 1 żeton w schowku! Kolejny musimy wykorzystać od razu.
Doniczki – wrażenia z gry
Może nie wszyscy się ze mną zgodzą, ale w moim odczuciu ta gra robi efekt wow. Każdy element pudełka jest idealnie dopracowany – mamy płócienny woreczek, mamy karty płótnowane karty wysokiej jakości, mamy prześliczne ilustracje z fun factami dotyczącymi każdego gatunku, przyjemne kolory znane z „Calico”, eleganckie żetony doniczek, notes ułatwiający punktowanie, karty pomocy dla graczy, drewniane żetony bujności i wreszcie przejrzystą, dobrze napisaną instrukcję ze scenariuszami i osiągnięciami. Stosunek ceny do jakości jest więcej niż przyzwoity! To ten rodzaj gry, którą śmiało można dać na prezent nawet komuś, kto na co dzień nie gra i dam sobie rękę uciąć, że zaglądając do wnętrza pudełka będzie on zachwycony.
Oczywiście dla takiego zupełnego laika „Doniczki” mogą wydać się w pierwszym odruchu skomplikowane z powodu rozmaitych dróg do zdobywania punktów. W takim przypadku można jednak zacząć od wariantu rodzinnego, który ignoruje żetony wzrostu, ręki do roślin i efektów narzędzi. Bazowy wariant porównałabym do „Kaskadii” – robimy tu ciągle ten sam ruch (dobieramy kartę i żeton i je układamy przed sobą), ale poziom trudności tej gry leży w wyciskaniu punktów z całego układu. Nie jest to proste, ponieważ nie da się przewidzieć jakie karty wypadną na rynku i jakie żetony uda nam się pozyskać. W idealnej konfiguracji powinniśmy mieć pomieszczenia dopasowane kolorem do roślin z żetonami włącznie, do tego komplet różnych żetonów (za 8 jest aż 25 pkt!) i jeszcze wszystkie kolory pokoi i roślin. Skupiając się jednak na tych celach, trudno nam będzie ukończyć rośliny.
Jak gdyby tego było mało, w wariancie zaawansowanym możemy dorzucić trzy karty celów (w pudełku mamy w sumie 30 kart, po 10 na dany rodzaj), które punktują dodatkowo za rośliny, przedmioty i pomieszczenia. W teorii wydają się one dawać niewiele punktów, ale w praktyce mogą nam one dać nawet więcej punktów niż bonusy za doniczki czy same przedmioty. Od pierwszego użycia gramy zawsze z tymi kartami i mogę jedynie powiedzieć, że dzięki nim gra nabiera dodatkowej głębi.
I teraz ważna rzecz – z uwagi na tą całą sałatkę punktową „Doniczki” nie są dynamiczną grą. Nie ma tu może kilkunastominutowych przestojów, ale każdy jednak się trochę namyśla przed wybraniem pary elementów. Te 45 minut na pudełku to chyba, gdy gramy w dwie osoby i to bez kart celów. Na cztery-pięć to zawsze kończyliśmy w ok. godzinę, a mimo to zawsze mieliśmy poczucie, że jednak szkoda, że to już koniec, bo „jeszcze jedna karta, jeszcze jeden żeton i udałoby się osiągnąć lepszy wynik”! Miłośnicy krótkich kołderek na pewno będą zadowoleni ;-).
Najbardziej siadła mi mechanika dopasowywania kart pomieszczeń do roślin – jest elegancka, prosta i sensowna, a przy tym daje taki fun z dopasowywania ikonek jaki ma się układając puzzle. Miło ogląda się, jak nasz kwiatek zbiera coraz więcej listków, nie wspominając już o tym aspekcie wyścigu na doniczki. Jestem też fanką scenariuszy i osiągnięć – to szalenie motywujące i zachęcające do dalszych rozgrywek. Im częściej zasiadaliśmy do gry, tym bardziej cieszyło nas odhaczanie kolejnych „trofeów”.
Bardzo udany jest tu również wariant solo, który nabiera intensywnego, wyścigowego charakteru z uwagi na szybciej znikające nam z puli doniczki i karty. Poza tym nie różni się on specjalnie od gry z innymi graczami, więc jak najbardziej nadaje się do zabawy i trenowania swoich skilli. A co z interakcją? Cóż, jak to w abstraktach logicznych bywa, ta nie jest tu specjalnie odczuwalna – ot, skupia się na zmianach na rynku oraz na rywalizowaniu o wysoko punktowane doniczki.
Malkontenci bardziej mogą marudzić tu na coś innego – ograniczoną decyzyjność przy finale, czyli kiedy w układzie zostają nam już 2-3 miejsca wolne. Często zwyczajnie nie ma wtedy na rynku kart, które by nam podchodziły i trzeba brać „byle co”, np. rośliny, których i tak w żaden sposób już nie ukończymy. Ale ponieważ nawet za nieukończone kwiatki dostaje się tu punkty, nie jest to też coś, co „niszczyłoby” gameplay. Ot, ten sam problem co w każdej innej grze, w której nasze tableau ma ograniczoną ilość miejsca (np. „Ekosystem”).
Doniczki – podsumowanie
„Doniczki” razem z „Calico” i „Kaskadią” stanowią świętą trójcę przepięknych i wciągających abstraktów logicznych. Co jednak najważniejsze – każda z tych trzech gier jest na tyle inna, że warto ją mieć. „Calico” urzeka prostotą i słodkimi kotkami, „Kaskadia” cieszy z procesu układania kafli terenu w określone wzory, a „Doniczki” sprytnie łączą kilka mechanik i dają sporo decyzyjności. Wszystkie zaś są przyjemne jako łamigłówki. Dla mnie najnowsza pozycja ma dodatkowo ten atut, że jako pierwsza z trójcy pozwala bawić się pięciu graczom jednocześnie, a w takiej konfiguracji gramy właśnie w domu najczęściej.
Kompletnie nie znam się na roślinach. Rozpoznaję tylko kilka gatunków. Ale znam się na grach i mogę powiedzieć Wam śmiało, że „Doniczki” mają w sobie to coś, co sprawia, że zaraz po podsumowaniu punktów chce się w nie zagrać jeszcze raz. I jeszcze. Naprawdę nie chcę być monotematyczna i przy każdej grze wydanej przez Lucky Duck Games mówić „OMG. Bierzcie to, jakie to dobre!”, ale… tak właśnie jest i tym razem. Polecam serdecznie nie tylko jako patronka medialna, ale jako gracz, który z racji doświadczenia staje się z wiekiem tylko bardziej wybredny.
Doniczki - Ocena końcowa
-
9/10
-
9/10
-
7/10
-
9/10
-
9/10
Doniczki - Podsumowanie
Przepięknisty abstrakt logiczny o roślinach, który z dumą może stanąć obok „Calico” czy „Kaskadii”. Doskonale się skaluje, jest przystępny i regrywalny. Gorąco polecam!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz abstrakty logiczne („Kaskadia”, „Calico”, „Ekosystem”)
- kochasz gry z motywem natury
- szukasz gry, która się dobrze skaluje i ma fajny tryb solo
- lubisz sałatki punktowe
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- nie lubisz gier z draftem z rynku
- nie lubisz gier z brakiem bezpośredniej interakcji
User Review
( vote)Grę otrzymałam na własność od wydawnictwa Lucky Duck Games na potrzeby stworzenia recenzji. Wydawnictwo nie miała wpływu na treść i wyrażoną opinię.