Dwa laboratoria stają w szranki próbując jak najszybciej odnaleźć trzy z 25 molekuł, z których składa się śmiertelnie groźny patogen. Tylko w ten sposób wytworzą na niego lek i uratują ludzkość. „Pacjent Zero” to dedukcyjna gra logiczna z nieobowiązkowym wsparciem aplikacji. Czy warto po nią sięgnąć?
Ostatnio recenzowałam przykład w mojej opinii idealnej gry dedukcyjnej – „Poszukiwania Planety X” są interaktywne, emocjonujące, świetnie wydane i nieskończenie regrywalnie. Gdy zobaczyłam zapowiedź „Pacjenta Zero” miałam nadzieję na powtórkę z rozrywki. W końcu to też pozycja tego samego gatunku, również z apką i do tego w klimacie naukowym. Ba, nawet oprawa jest tu równie minimalistyczna i podkreślająca laboratoryjny temat. Niestety na wielu polach „Pacjent Zero” wypada gorzej od w/w tytułu i osobiście, gdybym miała dokonać wyboru, brałabym produkcję Lucky Duck Games. To jednak nie oznacza, że musicie się ze mną zgodzić i być może w Waszym przypadku to właśnie omawiana gra Naszej Księgarni bardziej trafi w Wasz gust. Mam nadzieję, że czytając poniższe wrażenia, dojdziecie do własnych wniosków.
Pacjent Zero – wspaniały klimat i beznadziejna apka
Zacznijmy od rzeczy najlepszej, czyli samego klimatu. „Pacjent Zero” urzeka naukowym podejściem. Arkusze laboratoriów wyglądają jak badawcze konsole z różnymi wskaźnikami, okienkami i ekranami. Na pierwszy rzut oka można odnieść wrażenie, że gra jest o wiele bardziej skomplikowana niż „Poszukiwania Planety X” – tyle tu opcji i symboli! Stosowane nazewnictwo także z początku może przytłaczać – w grze będziemy używać aż 15 narzędzi, z których każde działa w inny sposób. Choć są one opisane na zasłonkach graczy, to na wstępie przebrnięcie przez nie wszystkie będzie wymagało od początkujących graczy większego skupienia. Nie bójcie się jednak. Substraktory, wirówki, czy oscyloskopy brzmią „obco”, ale po paru rozgrywkach nawet nie zagląda się do podpowiedzi. Te nazwy bardzo dobrze odzwierciedlają działanie narzędzi.
Oprawa graficzna jest wektorowa, kolorowa i oszczędna. Bardzo tu pasuje. Do tego strasznie spodobały mi się fizyczne narzędzia – skaner, w którym mieści się zawsze 6 molekuł, żeton wirówki wskazujący 4 molekuły oraz waga wskazująca rząd lub kolumnę. Może jedynie instrukcja mogłaby być napisana bardziej przejrzyście, bo my mieliśmy wątpliwości w kilku kwestiach (zwłaszcza z działaniem apki), ale samo wykonanie jest bez zarzutu.
Niestety tego nie można powiedzieć o dedykowanej aplikacji. Korzystanie z niej jest niezwykle frustrujące. Raz, że brakuje do niej samouczka, a nawet rozpoczęcie gry we dwoje nie jest intuicyjne! Każdy z graczy musi uruchomić apkę na własnym smartfonie, utworzyć konto i wyszukać drugiego gracza. Dwa, że wizualnie wygląda ona jak prototyp – rozpikselizowane tło, część interfejsu jest w języku polskim, część w esperanto. Jednak najgorsze jest to, że aplikacja nie działa stabilnie. O ile jeszcze w trybie solo nie zdarzyło mi się, by się zacięła, tak w trakcie rozgrywek dwuosobowych zdarzało się to nagminnie, co 2-3 partie. Wyglądało to tak, jakby apka crashowała się i nagle traciła synchronizację – przykładowo na moim smartfonie pokazywała, że czeka na ruch rywala, podczas gdy rywal nie był w stanie wybrać żadnego narzędzia ani wykonać już żadnego ruchu. W takim przypadku już nie pomagało nic, nawet reset apki – nie dało się dokończyć rozgrywki i trzeba było wyrzucić arkusze do kosza i rozpocząć na nowo. Dramat! Pocieszający jest natomiast fakt, że tylko w trybie solo aplikacja jest niezbędna. W przypadku gier wieloosobowych można bez niej się obyć.
Pacjent Zero – filler, który zbyt szybko się kończy, czyli na czym polega rozgrywka?
Na początku komputer Maria (w tej roli apka, przeciwna drużyna lub trzeci gracz-asystent) losuje potajemnie trzy z 25 molekuł. Zadaniem graczy jest ich jak najszybsze odnalezienie. W tym celu co turę równocześnie wybierają oni niejawnie po jednym z 15 dostępnych narzędzi (większość jest jednorazowa) i poprzez nie zadają Marii pytania. Maria udziela odpowiedzi, a te skrzętnie gracze notują na swoich arkusikach. Narzędzia pomagają nam zawęzić wybór w określony sposób. Przykładowo reduktor pozwala nam wykreślić aż 5 nieprawidłowych molekuł, mieszalnik sumuje numery trzech prawidłowych molekuł i podaje nam ich przedział liczbowy, a waga analityczna wskazuje czy w danym rzędzie lub kolumnie znajduje się przynajmniej jedna poszukiwana molekuła.
Zabawa polega zatem na wykorzystywaniu najbardziej efektywnego na dany moment narzędzia. Co interesujące to samo narzędzie na przestrzeni różnych partii może być dla nas bardziej lub mniej wartościowe – zależy to bowiem od odpowiedzi udzielanych przez Marię. Przykładowo, jeżeli trafimy skanerem w 3 poszukiwane molekuły, to zawężamy nasze poszukiwania do zaledwie 6 pozycji! Ale kiedy w skanerze nie znajdzie się żadna molekuła, zostajemy z 19 potencjalnymi molekułami.

Czerwone i niebieskie laboratorium zagrywa po 1 karcie narzędzi – Maria je odkrywa i odpowiada na ich pytania
Niestety im częściej gra się w ten tytuł, tym mniejszym wyzwaniem się on staje. Rozgrywka trwa zaledwie kilka rund, czyli ok. 15 minut. Po 4-6 użytych kartach w większości przypadków można już odgadnąć prawidłowy wynik. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy uznają to za zaletę, ale my czuliśmy, że jest za prosto. Że chciałoby się w tych laboratoriach posiedzieć dłużej, otrzymać bardziej zagmatwaną zagadkę. Że cała otoczka „Pacjenta Zero” wydaje się taka „poważna” i „trudna”, a to jednak nie koresponduje z praktyką. Powiecie, że skoro rozgrywka jest krótka, a do odnalezienia mamy 2300 różnych układów, to sprzyja to regrywalności. Niby tak, ale wyjątkowo w tej grze, czuliśmy, że daje ona za mało satysfakcji z wygranej. Do tego często dochodziło do remisów i zwyczajnie woleliśmy zamiast dwóch partii w „Pacjenta Zero” pyknąć sobie w dłuższą, ale bardziej angażującą pozycję dedukcyjną.
Zapomnijcie o trybach drużynowych, to gra ewidentnie do zabawy solo, w parze lub maksymalnie w trójkę!
Ale chwilka, przecież jest tu kilka trybów gry? Tak, to prawda. Wariant z używaniem kart zakłóceń jest zdecydowanie najciekawszy, ponieważ wprowadza istotne urozmaicenia. Po trzech turach, Maria losuje 1 z 15 zakłóceń. Możemy być wtedy zmuszeni do zamiany arkuszy, zastosowania danego narzędzia czy odrzucenia. Grając w tym trybie na pewno czujemy większe wyzwanie i szczerze to właśnie tę opcję rekomendowałabym do zabawy.
Wariant, w którym na wstępie losowo odrzuca się 10 kart narzędzi to już w naszym odczuciu za wielka losowość i zaburzenie balansu rozgrywki. Będziecie się tu tylko wnerwiać, że nie możecie użyć czegoś, co idealnie by pasowało. Tryb, w którym gra się bez aplikacji, to moim zdaniem nie tyle wariant, co gra właściwa, ponieważ jak już wspomniałam, apka do trybu wieloosobowego się nie nadaje. Ma on jedynie tę „wadę”, że przeciwne drużyny losują molekuły dla przeciwników, przez co już na wstępie wiedzą, jaką trójkę molekuł można u siebie wyeliminować – IMHO jest o krok łatwiej.
I teraz rzecz ważna. Na pudełku znajdziemy informację, że możemy się tu bawić nawet w 7 osób. To spore nadużycie. Dlaczego? Pomyślcie. Dzielimy się na dwa laboratoria. Każde ma tylko 1 arkusz papieru. Jak kilka osób miałoby się z sobą porozumiewać po cichu tak, by przeciwnicy ich nie słyszeli? Do tego nachylanie się np. w trójkę nad małą karteczką jest po prostu niewygodne. Wiadomo, możemy mówić coś w stylu „Ej, najpierw dajmy TO narzędzie, potem TEGO użyjemy TUTAJ itd. Ale to z kolei rozprasza i irytuje. Bo „Pacjent Zero” wymaga skupienia, przeanalizowania w spokoju sytuacji. Zupełnie nie czuję potrzeby włączania do zabawy kolejnych osób. Moim zdaniem ten wariant drużynowy został dodany tylko na siłę. Perfekcyjnie bawi się tu we dwójkę, ewentualnie w trójkę.
Dlaczego ewentualnie? Bo trzeci gracz wciela się tu w postać komputera. To znaczy, że sam nie odgaduje zagadki, nie rywalizuje z nikim, a jedynie odpowiada na pytania. Akurat ja potrafiłam dobrze się bawić jako Maria, czując frajdę z obserwowania wyścigu dwóch członków rodziny. Natomiast nie każdy w tej „niegrywalnej” roli poczuje się dobrze. Miejcie to na uwadze!
Pacjent Zero – warto, czy nie?
„Pacjenta Zero” nie odbieram w kategorii jakiegoś zawodu. Może raczej rozminięcia się z własnymi oczekiwaniami? Gra jest ciekawa, ma sprytną mechanikę, ale mój entuzjazm do niej opadł po kilku rozgrywkach z powodu poczucia, że za łatwo kroczy się tu po zwycięstwo. Zapewne będziemy do niej wracać w chwilach, kiedy będziemy mieli ochotę na szybką grę dedukcyjną – zwłaszcza w trybie z zakłóceniami. Zachęcam też do niej jeżeli myślicie o fillerze solo lub dwuosobowym (z opcjonalnym trzecim graczem). Jeżeli lubicie dedukcję, zagrywaliście się za młodu w MasterMinda i teraz szukacie czegoś do gry z dzieckiem albo z partnerem, ale jednocześnie nie macie czasu czy ochoty na trudniejsze pozycje, to jasne – śmiało możecie inwestować w „Pacjenta Zero”.
Ale jeżeli zamierzacie grać w więcej niż trzy osoby, albo liczycie na ten sam poziom trudności co w takich hitach jak „Niepożądani Goście” czy „Poszukiwanie Planety X” to radzę przemyśleć dobrze sprawę, zwłaszcza, że to nie jest przystępna cenowo pozycja jak na de facto filler.
Pacjent Zero - Ocena końcowa
-
7/10
-
7.5/10
-
5/10
-
6/10
-
6/10
Pacjent Zero - Podsumowanie
Są fillerki, które w ciągu kilkunastu minut przynoszą sporo satysfakcji. „Pacjent Zero” udaje dużą grę, ale w moim odczuciu stanowi jedynie przystawkę do czegoś poważniejszego, mając paradoksalnie dość wysoki próg wejścia. Mechanicznie jest bez zarzutu, ale ma się poczucie zbyt szybkiego końca dobrej zabawy. Crashująca się apka jest tu też solą w oku, ale na szczęście można grać bez niej.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- lubisz gry dedukcyjne
- zamierzasz grać solo lub w 2 osoby
- szukasz gry logicznej trwającej kilkanaście minut
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- liczysz na duże wyzwanie umysłowe
- zależy Ci na interakcji między graczami (tu każdy wpatrzony jest w swoją kartkę i zaledwie 2 karty odnoszą się do działania przeciwnika)
- grasz w 4 lub więcej osób (tryb zespołowy IMHO nie ma tu sensu)
User Review
( votes)Artykuł powstał przy współpracy barterowej z wydawnictwem Nasza Księgarnia. Grę otrzymałam na własność. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię. Recenzja jest wyłącznie moją własną, subiektywną opinią.