Granie z dziećmi w gry jest jedną z najfajniejszych wspólnych, domowych aktywności i wcale nie dziwi mnie to, że wielu rodziców próbuje zaszczepić swoim pociechom miłość do planszówek od najmłodszych lat. Niestety choć rynek przepełniony jest pozycjami dla dzieci, to wiele z nich jest po prostu wariacjami na temat oklepanego memory. Czasem pojawia się jednak „juniorska” adaptacja jakiegoś hitu i dziś pokażę Wam właśnie jedną z nich.
Jeżeli jeszcze nie słyszeliście o serii „Na końcu języka” to odsyłam serdecznie do poprzedniej recenzji. Mówiąc w skrócie -to doskonała gra słowna, która z racji szybkiego tempa i bardzo prostych reguł nadaje się zarówno do grania rodzinnego jak i imprezowego. Obydwie poprzednie części dedykowane były graczom od 10 roku życia. Tym razem Andrew Innes postanowił znacznie obniżyć pułap wieku. W „Na końcu języka junior” zagramy nawet z pięciolatkami! Umiejętność czytania czy też znajomości liter nie jest wymagana, ponieważ na kartach występuję wyłącznie obrazki.
Macie starsze dzieci? Spokojnie – to nie znaczy, że gra Wam nie podejdzie. Paradoksalnie poziom trudności wcale nie jest tak niski, jak można by się spodziewać. Wiele zależy jednak od Waszych upodobań i predyspozycji.
Na końcu języka junior – na czym polega gra?

Przygotowanie dla 4 graczy
Na środku stołu znajdują się zakryte stosy kart. W swojej turze gracz dobiera jedną kartę i odkrywa ją jawnie, umieszczając przed sobą. Następnie to samo robi kolejna osoba (każdy układa karty przed sobą w formie jednego stosu) itd. aż do momentu, kiedy na dwóch odkrytych kartach wystąpi ten sam wzorek. Wtedy posiadacze tych kart się pojedynkują tzn. muszą jak najszybciej podać słowo kojarzące się z obrazkiem na karcie przeciwnika. Np. jeżeli jest to rower możemy powiedzieć: pojazd, koło, jednoślad itd.

Ci gracze toczą pojedynek. Ten, który wyrzucił węża musi wymyślić skojarzenie do świni i na odwrót
Czasem pojawią się także karty specjalne z dwoma wzorkami, które pozostawia się na środku stołu. Karty te doprowadzają do pojedynków graczy, którzy mają jeden z dwóch wzorków. Gra kończy się, gdy wyczerpią się wszystkie karty ze stosu, a wygrywa gracz, który zdobył najwięcej kart.

Pojedynek toczy się teraz między posiadaczem kwiatka, a rekina
Opcjonalnie można zagrać w inne warianty np. możemy wymieniać słowa, które zaczynają się na tę samą głoskę, co obrazek na karcie przeciwnika, podawać skojarzenia wyłącznie ustalonej wcześniej kategorii (np. miasto/ książka/ film itd.) lub wymyślać słowa rymujące się z obrazkiem na karcie rywala.
Na końcu języka junior – wrażenia z gry

A teraz szybko, pierwsze skojarzenie do truskawki? :-)
Choć zamiast liter, mamy teraz obrazki, to gra za wiele nie odstaje od pierwowzoru. Wciąż wymagana jest spostrzegawczość i umiejętność szybkiego kojarzenia. Ilustracje są czarno-białe, minimalistyczne i wbrew pozorom to wcale nie ułatwia sprawy, więc pierwsze, co trzeba zauważyć to to, że to nie jest tak absurdalnie prosta gra, jak można by się spodziewać po tytule dla pięciolatków. Gdy wciąż na stole pojawiają się nowe karty, ale o tych samych przecież, monochromatycznych barwach, to trudniej jest utrzymać właściwe skupienie. A przecież nie chodzi tu tylko o to, by w porę zauważyć identyczny wzór u rywala, ale też wymyślić jeszcze skojarzenie do jego obrazka.
Mówimy o grze pod presją czasu, a wtedy zawsze umysł zaczyna płatać figle. Na widok motyla nie powiem, że to motyl, więc próbuję znaleźć inną konotację i choć teraz, gdy Wam to opisuję przychodzi mi na myśl wiele słów, choćby tak banalnych jak skrzydło czy łąka, to w trakcie rozgrywki zdarza się, że czarna dziura pochłania naszą elokwencję :-). Granie z kategoriami podnosi mocno poprzeczkę i świetnie sprawdzi się np. w gronie starszych dzieci lub samych dorosłych. A wariant z rymowaniem? No błagam, toż to wcale nie taka bułka z masłem, by w pojedynkowym stresie znaleźć rym do kapelusza czy jabłka.

Podział na talie to czysta kosmetyka
W przeciwieństwie do poprzednich części, tu młodsze dzieci, czyli przedszkolaki, wciąż mają szansę wygrać z dorosłymi, bo nie muszą wiedzieć na jaką literę zaczyna się dane słowo, a dzięki swojej bogatej wyobraźni będą w stanie szybko reagować. Nie ma też mocnych obwarowań co do samych haseł – do każdego symbolu da się wymyślić mnóstwo skojarzeń – grunt, by się nie powtarzać. Zauważcie, że nawet dodatkowy wariant wymaga podawania słów na daną głoskę, a nie literę, więc dziecko do obrazka haka może powiedzieć chmura czy chusteczka. „Na końcu języka junior” jest po prostu skrojone pod możliwości językowe i umiejętności pięciolatków, ale mechanika nadal może bawić każdego.
Przed zakupem przeanalizowałabym jednak w ile osób planujecie grać. Jeżeli myślicie np. tylko o grze we trójkę, to nastawcie się na znacznie mniej frajdy. Wszystko dlatego, że przy małej liczbie osób rzadziej dochodzi do występowania tych samych symboli, więc też i o pojedynek bardzo trudno. My graliśmy głównie w piątkę i wtedy było już super tzn. odpowiednio dynamicznie. Tak jak w przypadku gier imprezowych, tu też sprawdza się zasada im więcej osób przy stole, tym więcej radości.
Jeżeli chodzi o czas gry, to łatwo go modyfikować. Gracie z niecierpliwym dzieckiem? Zagrajcie jedną talią, albo nawet tylko jej częścią. Nastawiliście się na dłuższe posiedzenie? Użyjcie obydwu talii – występują na nich inne symbole, ale nie ma podziału na „łatwe/trudne”.
Na końcu języka junior – Podsumowanie

Minimalistyczna grafika daje wyobraźni pole do popisu
Dziecięca wersja imprezowego hitu zdecydowanie daje radę. Testowałam już parę juniorskich adaptacji gier planszowych i ta jest pierwsza, przy której nie ziewałam z nudów. Ten tytuł warto rozważyć oczywiście mimo wszystko głownie z myślą o pociechach i to zwłaszcza tych, które lubią bawić się skojarzeniami czy też rymami. Będzie to dla nich doskonałe ćwiczenie koncentracji, języka, spostrzegawczości. Ze starszakami możemy grać w innym języku np. angielskim, by zachęcić do nauki w zabawny sposób.
Na końcu języka junior - ocena końcowa
-
6/10
-
8/10
-
7/10
-
7/10
-
8/10
Na końcu języka junior - Podsumowanie
Mało jest gier, w które da się zagrać nawet z pięciolatkami bez dawania im specjalnej fory. Dziecięca wersja imprezowego hitu ćwiczy spostrzegawczość i koncentrację, a przy tym bawi i rozwija słownictwo. Warto mieć w domu, ale raczej głównie z myślą o maluchach. Starszym graczom polecamy „Na końcu języka 2”.
Gra powinna Ci się podobać jeżeli:
- szukasz słownej gry dla dzieci
- Twoje pociechy uwielbiają zabawę w skojarzenia
- szukasz słownej gry, lecz niezależnej językowo
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie masz dzieci/ nie zamierzasz grać z dziećmi (kwestia subiektywna, ale dopisek „junior” nie wziął się z niczego)
- nie lubisz gier na spostrzegawczość
User Review
( vote)A co, gdy ma się poprzednie części? Pamiętajcie, że tutaj mechanika jest w zasadzie identyczna – różnica przebiega w kartach, czyli niejako sposobie pojedynkowania się. To podobny wybór co ze zwykłymi „Tajniakami” i wersją obrazkową – nie da się uniknąć wrażenia wtórności i moim zdaniem nie ma co pakować się jeszcze raz w to samo, chyba, że naprawdę jest się dużym fanem serii albo ma się przedszkolaki, dla których wersje z literami są zbyt trudne.
Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia