„Księga Smoków” to owoc prac trzech polskich autorów, którzy to zwyciężyli w trzeciej edycji Laboratorium Gier Rebela. Co poza chwytliwym motywem fantasy i niezłymi ilustracjami gra ma do zaoferowania?
Smoki są znane w każdej kulturze – od mitologii greckiej, poprzez Biblię, mitologię norweską aż po chińskie mity. Te legendarne stworzenia są wręcz ikoną stylu fantasy i budzą dobre skojarzenia zarówno w dzieciach jak i dorosłych. Po ostatnim „Parku Smoków” na naszym stole wylądowała inna gra logiczna, która te istoty bierze na tapet. Tym razem to „Księga Smoków” autorstwa Adama Strzeleckiego, Pawła Suskiego i Wojciecha Wiśniewskiego ilustrowana przez Kamilę Mrożek-Zielińską. Z ostatnich zapowiedzi wydawniczych Trefla to właśnie ten tytuł przykuł najbardziej naszą uwagę, no bo co tu kryć, sami kochamy smoki, a perspektywa zdobywania ich na kartach była wielce pociągająca.
Księga Smoków – wykonanie
Już okładka kusiła bardzo dobrą kreską. Bez wątpienia największym walorem wizualnym gry są 42 karty przedstawiające smoki. Bestie powtarzają się na różnych tłach, ale i tak jest na co popatrzeć. Ilustratorka podeszła do tematu klasycznie, przedstawiając latające gady jako dumne, szlachetne, groźne i przepiękne stworzenia. Choć na kartach z perspektywy rozgrywki najbardziej istotna jest wartość smoka i jego tło, to nie da się ukryć, że miło zbiera się smoki dla samej frajdy ich posiadania.
Do dyspozycji mamy tu również 15 kości (po 3 na gracza) – którymi, co ciekawe wcale nie będziemy tu rzucać, 5 żetonów immunitetu oraz plansza składana z 3 części jak puzzle. Ikonologii nie ma tu prawie wcale, więc wszystko jest czytelne i zrozumiałe. Jedyne, do czego można by się na siłę przyczepić to to, że… nie czuć w grze, byśmy zbierali tu faktycznie informacje o smokach i dopisywali je do księgi. Karty jak widzicie nie przypominają stron książki, podobnie jak sama plansza.
Księga Smoków – na czym polega gra?
Każdy z graczy losuje na początku kolor smoka, który przyniesie mu dodatkowe 3 punkty ekstra na koniec gry. Celem jest oczywiście zdobycie jak największej liczby punktów – te pozyskujemy wyłącznie za karty smoków. Na starcie wszyscy gracze ustawiają swoje kości na wartości 3, 4 i 5. Kości będą przez całą grę stanowiły coś w rodzaju waluty, za którą będzie można zdobywać karty. W swoim ruchu możemy wykonać jedną z dwóch akcji: położyć kości lub zabrać kartę smoka do kolekcji.

By zbić czerwoną czwórkę kolejny gracz musiałby wyłożyć kość o wartości przynajmniej 5 oczek lub 2-3 kości, które dadzą minimum taki wynik
To pierwsze przypomina niejako licytację. Smoki leżą na kilku stosach (ich liczba zależy od liczby graczy), a te mają określoną wartość punktową – od 3 do 7. Kości możemy dowolnie rozdzielić na karty pamiętając o tym, by wartość kości była równa lub większa od tej wymaganej przez pole. A co, gdy stoi tam kość innej osoby? Wtedy należy ją przebić przynajmniej jednym punktem. Przebita kość wraca do rywala, ale na pocieszenie podwyższa on jej wartość o jeden.
Kartę smoka możemy zabrać zaś tylko wtedy, gdy mamy na niej swoją kość, jednak wiąże się to z obniżeniem jej wartości o jeden. Oczywiście te zasady dotyczą wszystkich kości użytych na karcie, bo zazwyczaj będziemy ich tu używać w liczbie większej niż jedna.
To jednak nie wszystko. Bo poza akcjami właściwymi w turze, możemy jeszcze w dowolnym momencie gry użyć zdolności z pozyskanych już kart smoków. Te różnią się w zależności od tła. W sumie mamy aż 5 mocy specjalnych (m.in. położenie żetonu immunitetu, który nie pozwala zbić naszej kości, podwyższenie wartości wszystkich kości czy wyrzucenie karty ze stosu). Gra kończy się wtedy, gdy wykończą się wszystkie stosy poza 1 (w grze dla 2-3 osób) lub 2 (od 4 do 5 graczy).
Księga Smoków – wrażenia z gry
Zaraz, zaraz. To skoro mamy do czynienia z licytacją, to chyba nie jest to gra logiczna? Otóż właśnie jest. Wszystko dlatego, że w przeciwieństwie do typowych gier licytacyjnych, gdzie nie znamy zasobów innych graczy i gdzie ciężko nam przewidzieć na jaki obiekt się zaraz rzucą tutaj widzimy jak na dłoni – kto jakimi kośćmi dysponuje, kto ma jakie smoki i komu zależy na danym kolorze gada. Planując swój ruch musimy zatem cały czas zwracać uwagę na możliwości rywali. „Księga Smoków” ociera się nawet o elegancki blef! Mechanika, dzięki której zbite kości wracają powiększone o jedno oczko aż prosi się o podpuszczanie przeciwników!
Mimo prostych reguł jest tu dużo miejsca na spryt i kombinowanie, zwłaszcza w połączeniu z akcjami specjalnymi. Losowość praktycznie nie istnieje, więc fani strategii na pewno doskonale się tu odnajdą. Sama byłam zdziwiona tym, że gra oferuje więcej niż się po niej można spodziewać. Zdecydowanie ma to coś, co przyciąga do gry, ALE… wiele zależy od tego, z kim zasiądziecie do stołu. Moja pierwsza rozgrywka z rodzicami była… przenudna. Nie wiem czy nie mieli oni nastroju, czy myśleli o niebieskich migdałach, gdy tłumaczyłam im zasady, ale swoje ruchy wykonywali bez większego przemyślenia i przez to walka z nimi zupełnie nie była dla mnie wyzwaniem.
Na szczęście przy kolejnych podejściach było o wiele lepiej, a prawdziwy hardkor był w trybie dwuosobowym z Grześkiem, który tak jak ja lubuje się w strategiach. Ten wariant dla dwojga ma nieco odmienne zasady, ponieważ dochodzi w nim kostka blokady, która potrafi zbić kości o nawet większej sumie. Mechanika przesuwania jej sprawia, że rozgrywka jeszcze bardziej zyskuje na takim „przepychaniu” sił i wykorzystywaniu aktualnego położenia kości. Wracając jednak do tematu – nie zrażajcie się, jeżeli przy pierwszej grze nie poczujecie klimatu. Dajcie sobie czas, by dobrze poznać moce i nauczyć się jak z nich korzystać.
Nie ma tu tylko jednej drogi do zwycięstwa. Absolutnie nie jest tak, że opłaca się wyłącznie zbierać smoki we własnym kolorze. Im dłużej będziecie grać w ten tytuł, tym częściej będziecie świadomie wybierać karty na podstawie nie tylko ich punktów, ale przede wszystkim zdolności. Ja pokochałam niedocenianą z początku zdolność burzy, która pozwalała mi usuwać z gry odkrytą na planszy kartę. Grając w większym gronie sprawdza się też znane porzekadło, gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta.
Warto jeszcze nadmienić, że grają z młodszymi dziećmi możemy sobie sami zmodyfikować poziom trudności, rezygnując na przykład z mocy specjalnych. Ot, by oswoić maluchy z mechaniką licytacji. A czy starzy wyjadacze też mają tu czego szukać? Moim zdaniem – jasne, właśnie ze względu na świetny balans i wysoką interakcję. To cechy, których pożąda przecież każdy fan planszówek.
Choć „Księga Smoków” nie robi może przy pierwszym podejściu jakiegoś efektu wow, to w każdej kolejnej rozgrywce można wyciągnąć z niej więcej niż z poprzedniej. To gra, która świetnie rozwija taktykę i szacowanie, ma mocną interakcję, a do tego pięknie wykonane karty. Zdecydowanie polecamy do lekkiego, ale sytego familijnego grania!
Księga Smoków - Ocena końcowa
-
8/10
-
7/10
-
8.5/10
-
7.5/10
-
7/10
Księga Smoków - Podsumowanie
Prosta, ale dość niezwykła gra licytacyjna, w której jest i miejsce na główkowanie i na blef. Nam podszedł zwłaszcza tryb dwuosobowy, ale i w większym gronie można się tu świetnie bawić – choć naszym zdaniem, potrafi bardziej zabłysnąć przy kolejnych partiach niż na początku.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- kochasz smoki!
- szukasz gry familijnej z dużą interakcją
- zależy Ci na niskim progu wejścia
- lubisz taktykę
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- wolisz licytacje w ciemno
- estetyka fantasy to nie twoja bajka
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu Trefl