Od pewnego czasu słuchamy z Grześkiem podcastów o tematyce true crime, próbując zgłębić tajemnice ludzkiej psychiki. Zbrodnie z lokalnych podwórek przerażają i są zarazem o wiele bardziej fascynujące niż najbardziej wymyślne thrillery. Scenariusz „Zaginionego Kolekcjonera” nie opiera się na faktach, ale jest tak dobrze napisany, że mógłby wydarzyć się naprawdę. Dla gracza to oznacza jedno – wyśmienitą i immersyjną zabawę.
Według oficjalnych statystyk policyjnych W Polsce zgłaszanych jest ok. 12 700 zaginięć rocznie (dane z 2020 r.). To ok. 34 zaginięcia dziennie. Dobra wiadomość jest taka, że ok. 90% osób udaje się odnaleźć. Druga, samodzielna część serii Kryminauci, dotyczy właśnie takiej sprawy. W Radzikowie, niedużej wsi pod Warszawą, zniknął Dariusz Kosmak – dobrze sytuowany emeryt kolekcjonujący antyki. Samotnie mieszkający starszy pan wydaje się idealnym celem dla porywaczy, pragnących wyłudzić okup od syna. Gdy śledztwo staje w martwym punkcie komisarz Ryszard Twardy prosi o pomoc specjalistyczną grupę Kryminautów – doradców, którzy na podstawie zeznań świadków, raportów i zdjęć są w stanie wyciągnąć wnioski wciąż umykające policjantom. I w tej roli występujemy właśnie my – gracze!
Na czym polega gra?
W czerwcu ubiegłego roku opisywałam Wam pierwszy scenariusz Kryminautów – Tajemnice Nadrzecznej. Ponieważ ogromnie mi się on spodobał z niecierpliwością wypatrywałam kolejnej sprawy. Tu od razu przypomnę, że każda część to samodzielna i odrębna całość. Śledztwa nie są z sobą powiązane. Rozgrywka nie uległa zmianie. Najprościej ujmując, jest to interaktywna gra dedukcyjna, w którą możecie zagrać sami lub z dowolną grupą ludzi. Ponieważ istotą zabawy jest rozwiązywanie śledztwa, grę należy traktować jak jednorazową – znając fabułę, nie ma już sensu przechodzić jej ponownie, tak jak zbyteczne byłoby czytanie drugi raz tego samego kryminału.
Gra dzieli się niejako na dwie części. Fizycznie otrzymujecie w pudełku osiem kopert wypełnionych dokumentami wszelkiej maści – fotografiami osób zamieszanych w śledztwo, notatkami z miejsc zdarzeń, formularzami, danymi osobowymi, wynikami analiz laboratoryjnych, mapami czy protokołami przesłuchań. Każdy papierek wygląda tak profesjonalnie, że ani przez moment nie pomyślicie „e, to tylko gra”. Jestem zakochana w jakości papieru, tych wszystkich podpisach i detalach, które pokazują jak bardzo twórcy przyłożyli się, by nadać Kryminautom autentyczności.
Drugim elementem gry jest webowa aplikacja, do której należy założyć konto i aktywować kod z pudełka. Apka pełni rolę prowadzącego – pokazuje, z którymi dokumentami i w jakiej kolejności powinniśmy się zapoznać. Wszystkie raporty z przesłuchań są w pełni udźwiękowione. Profesjonalni aktorzy dają pełny popis swoich możliwości, dzięki czemu mamy wrażenie odsłuchiwania prawdziwego materiału policyjnego. To jeden z największych atutów gry – żaden inny tytuł nie zaoferuje Wam tak dobrej oprawy audio. Minus jest taki, że apka działa wyłącznie na komputerach. Twórcy tłumaczą ten zabieg zwiększeniem immersji – w końcu żaden z policjantów nie pracuje na smartfonie. Ja uważam jednak, że lepiej byłoby dać graczom wybór – nawet jeżeli zaznaczanie tekstu na mniejszym ekranie wybiłoby z immersji.
Po przeanalizowaniu każdej z kopert, komisarz Ryszard Twardy zada nam ok. dwa pytania dotyczące zebranych dowodów. Najczęściej będziemy uzasadniali swoją odpowiedź poprzez wskazanie dwóch elementów (np. fragmentu tekstu i części zdjęcia), ale zdarzają się też pytania otwarte, wymagające wpisania odpowiedzi z klawiatury.
Oczywiście istnieje tu system stopniowanych podpowiedzi, gdybyśmy utknęli w martwym punkcie więc nie da się ugrząźć w śledztwie. Warto jednak jak najrzadziej korzystać z takiej pomocy, ponieważ finalnie otrzymamy punkty podsumowujące naszą pracę, które uwzględniają ilość błędów i wykorzystanych wskazówek. Miłą częścią jest również epilog, w którym zgodnie z własnym sumieniem podejmujemy kilka decyzji moralnych związanych z dalszymi losami bohaterów i dowiadujemy się o konsekwencjach (przy okazji sprawdzając, jak nasze decyzje miały się do wyborów innych graczy).
Zaginiony Kolekcjoner – bezspoilerowe wrażenia ze scenariusza
Twórcy obiecywali tym razem dłuższe i trudniejsze śledztwo i rzeczywiście – nie były to obietnice bez pokrycia. „Tajemnice Nadrzecznej” zajęły nam ok. 5h, podczas gdy „Zaginionego Kolekcjonera” przechodziliśmy dokładnie 7 godzin i 20 minut. Już sam fakt, że kopert mamy osiem, a nie pięć sugeruje, że treści jest zwyczajnie więcej. My rozbiliśmy sobie czas gry na dwie sesje – nie ma z tym najmniejszego problemu, bo w każdej chwili możecie zatrzymać grę i kontynuować w aplikacji później, a czas rozgrywki będzie odpowiednio uwzględniony.
Poziom trudności jest istotnie większy i to z dwóch powodów. Po pierwsze dodano zagadki logiczne, które wymagają wpisywanych z klawiatury odpowiedzi. Do prawidłowego odczytania jednej z nich konieczny był detal, który przeoczyliśmy, przez co choć rozumieliśmy ogólny schemat łamigłówki, to w końcu musieliśmy zużyć do niej aż 4 podpowiedzi, by otrzymać wskazówkę, która naprowadziłaby nas na właściwy tok myślenia. Super, że się coś takiego pojawiło! Mimo, że w tej jednej zagadce niejako polegliśmy, to i tak konstrukcja nam się podobała i zdecydowanie widzielibyśmy więcej takich wyzwań w przyszłych śledztwach.
Jeśli chodzi o kwestie dedukcji, to również odczuliśmy, że od graczy wymagano tu większej uwagi niż ostatnio. Gdyby odpowiedzi wiązały się tylko ze wskazaniem jednego tropu czy też poszlaki, to całość przeszlibyśmy bez zatrzymywania się. Trudność polega jednak na tym, że trzeba te poszlaki wiązać w pary, a jak tu wiązać, gdy ma się wrażenie, że to tak oczywisty fakt, że poza wcześniej wymienioną poszlaką, nie da się wskazać nic innego? By było jasne – żadne z pytań nie było absurdalne i koniec końców, gdy odnajdywaliśmy poprawne połączenie to kiwaliśmy głową, że ma ono sens i odczuwaliśmy głęboką satysfakcję.
Grając w ten scenariusz musicie nastawić się na wychwytywanie detali, które przy pierwszym odsłuchu/czytaniu wydają się kompletnie nieistotne dla sprawy. Ponieważ stos dokumentów rośnie tu w zastraszającym tempie, wyłuskanie tej jednej, maleńkiej informacji w końcowych etapach gry jest nie lada zagwozdką. Z drugiej strony były też chwile, kiedy pauzowaliśmy nagranie mówiąc „o, to będzie ważne, poczekaj, zanotuję sobie” i faktycznie, nasze przypuszczenia okazywały się trafne. Każdy gracz potraktuje ten poziom trudności inaczej, ale jedno mogę powiedzieć Wam z pełnym przekonaniem – nie sądzę, by ktokolwiek przewidział finał tej sprawy.
Warstwa fabularna została poprowadzona wręcz wzorowo. Napięcie jest stopniowane, każda kolejno poznawana osoba wydaje się mieć coś za uszami, każdy ślad, jaki znajdziecie, będzie przeczył poprzedniej hipotezie, wspaniale wodząc Was na manowce. Wielkie brawa należą się twórcom za zwrot akcji, który oparty jest na nieznanych, a przez to niesamowitych lecz jak najbardziej realnych danych. Gwarantuję, że gdy natkniecie się na niego, to będziecie chcieli zweryfikować w sieci te informacje i cóż – kopara Wam opadnie :P.
Zapewniam, że nie jest to kryminał na miarę wydmuszek Remigiusz Mroza, lecz spójna, zaskakująca, wciągająca i doskonale imitująca prawdziwą zbrodnię historia, która daje dużo radości z odkrywania jej kawałek po kawałku. Takich gier chciałabym zdecydowanie więcej i mam nadzieję, że w bliskiej przyszłości doczekamy się kolejnej odsłony Kryminautów. Żadna inna gra nie sprawi, że poczujecie się jak zespół śledczych.
Polecam sprawę „Zaginionego Kolekcjonera” nie tylko graczom, którzy tak jak my lubią gry dedukcyjne, escape roomy, czy interaktywne historie, ale także osobom, które na co dzień nie grają w planszówki, a chciałyby przez dzień czy dwa wieczory spotkać się w gronie przyjaciół lub rodziny, by przeżyć coś o wiele ciekawszego niż wspólne oglądanie filmu. Cena tego scenariusza jest większa od poprzedniego, ale sprawiedliwie otrzymujecie za to dłuższą zabawę. Gdybym miała wybrać jedną z tych spraw, wybrałabym… obie. Naprawdę! Nie potrafię powiedzieć, by któryś ze scenariuszy był lepszy, bo trzymają one ten sam wysoki poziom immersji i są na tyle ciekawe, że warto poznać obydwa. Jeśli będziecie mieć wątpliwości, kierujcie się podpowiedziami twórców, którzy „Zaginionego Kolekcjonera” kierują do bardziej obeznanych i spragnionych nieco wyższego poziomu trudności graczy.
Kryminauci: Zaginiony Kolekcjoner - ocena
-
10/10
-
8/10
-
10/10
-
8/10
Kryminauci: Zaginiony Kolekcjoner - Podsumowanie
Druga część nie zawodzi! Dopieszczona, oryginalna i dająca kupę dobrej zabawy historia, która dzięki nagraniom audio i obfitej kolekcji dokumentów sprawnie udaje prowadzenie prawdziwego śledztwa. Ciut wyższy poziom trudności i dłuższy czas rozgrywki trafi w gust bardziej wymagających graczy, ale dzięki prostej mechanice wciąż jest to ten rodzaj gry, który doskonale sprawdzi się także w gronie osób na co dzień nie grających. Zdania nie zmieniam – Kryminauci to jedna z najlepszych gier detektywistycznych dostępnych na rynku!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- uwielbiasz kryminały/ thrillery
- szukasz immersyjnej gry detektywistycznej
- lubisz łamigłówki i prace z tekstem
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- szukasz regrywalnej gry (to pozycja jednorazowa)
- nie zależy Ci na fabule, a mechanice/ rywalizacji/ zdobywaniu punktów
- nie akceptujesz gier wymagających użycia komputera
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy twórcom gry – Room Escape. Twórcy nie mieli wpływu na treść i wyrażoną opinię.