Czujesz, że coś w tej sprawie śmierdzi…Ktoś z podejrzanych ewidentnie kłamie, więc zanurzasz się jeszcze raz we wszystkie akta. Analizujesz raporty medyczne, przeglądasz zdjęcia, czytasz dokładnie każde zeznanie, sprawdzasz notatki, billingi i wycinki z gazet… Prawdziwe śledztwo to głównie papierkowa robota i dzięki „Kryminautom” sami możecie się o tym przekonać.
Kto choć raz po obejrzeniu „True Detective”, „Dextera”, „CSI” czy też jakiegokolwiek innego serialu kryminalnego nie zapragnął wcielić się sam w rolę detektywa niech pierwszy rzuci donutem. Pożądamy uczuć towarzyszących prawdziwemu śledztwu: łączenia faktów, przyciskania świadków, analizowaniu poszlak… To wszystko jest przecież szalenie ekscytujące! Dlatego świetnie, że na rynku pojawia się coraz więcej pozycji, pozwalającej nam na przeżywanie podobnych przygód. Wśród gier fabularno-dedukcyjnych, które z czystym sumieniem mogłabym Wam polecić na dłuższe posiedzenia mamy tak naprawdę cztery tytuły. Portalowego „Detektywa”, który zrobił furorę za sprawą gęstej i trudnej, immersyjnej historii, wydanego również przez to wydawnictwo „Wiedeńskiego Łącznika”, który postawił na drukowane materiały zwiększające realizm z gry, wykorzystującą aplikację serię „Kroniki Zbrodni” oraz polegającą na wnikliwym studiowaniu kart „Śledztwa: Claire Harper na tropie”. Zatem to nie jest tak, że „Kryminauci” autorstwa Anny Wróblewskiej i Rafała oraz Bartosza Wiśniewskiego wyznaczają nam jakiś nowy kierunek, ale ich debiut jest absolutnie mocnym wejściem w tę niszę.
Dlaczego? Bardzo niewiele pozycji wydanych własny sumptem przebija się do świata wymagających planszówkowiczów. Testowałam już wiele gier, które nawet pomimo zadowalającej kampanii na wspieraczkach nie odnosiły sukcesu. Bo sukcesem wcale nie jest powodzenie w kampanii czy też wyprodukowanie własnej gry, a sprawienie, by było o niej głośno na długo, długo po premierze. By zapadała ona w pamięć i wyróżniała się z tłumu. By miała w sobie to coś, co sprawia, że poleca się ją dalej znajomym i czeka na sequel. Na szczęście „Kryminauci” są właśnie tym tytułem i jestem przekonana, że będzie o nich coraz głośniej.
Kryminauci, czyli w zasadzie co?
„Kryminauci” to gra hybrydowa, której najbliżej do „Wiedeńskiego Łącznika”. Mamy zatem naprawdę obfity zbiór papierowych akt upchniętych w pięć kopert, które otwiera się dopiero w stosownym momencie. Ich jakość jest fenomenalna: to gruby, offsetowy papier, ale też zdjęcia, wycinki z gazet czy inne wydruki. Wszystko świetnie imitujące prawdziwe policyjne dokumenty. Natomiast właściwa rozgrywka przebiega w przeglądarkowej aplikacji, która to prowadzi nas za rękę.
W aplikacji znajdziemy te same dokumenty, co w kopertach, ale większość z nich jest udźwiękowiona. Co wprawiło mnie w zdumienie, to fakt, że twórcy wcale nie poszli na skróty i zatrudnili do pomocy profesjonalnych aktorów! Dzięki temu każde nagranie przypomina słuchowisko o świetnej jakości. Mówię Wam, to jest jakieś +100% do klimatu! Po podsumowaniu każdego rozdziału (a mamy tu ich właśnie pięć, czyli tyle samo, co kopert), apka będzie prosiła nas o udzielenie odpowiedzi na kilka pytań związanych ze sprawą. Nie będziemy ich tu jednak wpisywać z klawiatury czy też wybierać z gotowych odpowiedzi. Tak jak prawdziwy policjant, będziemy musieli wskazać, w którym miejscu danego dokumentu znajdziemy potwierdzenie odpowiedniej tezy. Często trzeba będzie połączyć dwie poszlaki, by np. potwierdzić, że ktoś skłamał w zeznaniu.
W finale gry podejmujemy jeszcze kilka fabularnych decyzji, które prowadzą do jednego z kilku zakończeń. Czyli pod względem mechanicznym jest to w dużej mierze bardzo prosta pozycja, skupiona na analizowaniu danych. Nie gramy pod żadną presją czasu. Śledztwo możemy sobie rozbić na kilka posiedzeń, a jeżeli gdzieś utkniemy, to możemy skorzystać z systemu podpowiedzi. I to już wszystko? Tłumacząc grę na sucho – tak. Jest to może i najmniej zaawansowana pod kątem reguł gra ze wszystkich wymienionych we wstępie tej recenzji, ale za to zapewniająca znacznie więcej zabawy i wciągająca bez reszty.
Kryminauci – być jak detektyw
Pierwszą rzeczą, jaka buduje w „Kryminautach” klimat jest umiejscowienie akcji w polskiej rzeczywistości. Scenariusz „Tajemnice Nadrzecznej” rozgrywa się na naszym lokalnym podwórku w czasach współczesnych i opowiada o śmierci biznesmana spod Olsztyna. Znalezione w domu ciało i pierwsze poszlaki sugerują zgon z przyczyn naturalnych, ale jak łatwo przewidzieć, szybko na jaw wychodzą nowe okoliczności. A zatem morderstwo, czy samobójstwo? Tego będziemy musieli dowiedzieć się samodzielnie…
Kolejną zaletą gry jest bardzo fajnie prowadzona akcja. Stopniowo odkrywamy kolejne fakty z życia ofiary, poznajemy nowe osoby, które potencjalnie mogą łączyć się ze zbrodnią. Postacie nie są szablonowe i nie brakuje im życia – aktorzy dubbingowi rewelacyjnie wcielili się w rolę i w ich głosach słychać pełne spektrum emocji: od irytacji, poprzez żal, zazdrość czy smutek. Ciągle pojawiają się kolejne wątki, które podważają naszą pewność. Na poziomie fabularnym to naprawdę angażująca sprawa kryminalna – ciekawsza niż połowa seriali w stylu „CSI” ;-).
Bez fizycznych dokumentów rozgrywka nie byłaby z pewnością tak atrakcyjna. My wsiąkliśmy błyskawicznie w tę atmosferę. Akt szybko zrobiło się tak dużo, że musieliśmy dołożyć do stołu tablicę korkową, by posegregować dane. Piliśmy kawę, jedliśmy pączki, snuliśmy własne hipotezy po każdym przesłuchaniu. A to uczucie, kiedy przy pytaniach podsumowujących przypomina Ci się nagle drobny detal, na którego nikt nie zwrócił uwagi? MEGA! Równocześnie poziom trudności nie był tak przytłaczający jak w „Wiedeńskim Łączniku” – zaledwie raz musieliśmy skorzystać z podpowiedzi. Zero znużenia, maksimum zabawy. Wcale nie musicie być wyjadaczami planszówek, by sobie poradzić z „Kryminautami”. Ba, powiedziałabym nawet, że możecie zagrać w gronie osób, które zatrzymały się na etapie Chińczyka i one także będą wniebowzięte rozgrywką.
Kryminauci – komu ten tytuł się nie spodoba i co można by zrobić odrobinę lepiej?
Przez okrągły rok miałam okazję prowadzić Facebooka jednego z czołowych polskich detektywów i dzięki temu poznałam odrobinę zakulisowej pracy. Każdy wyobraża sobie, że to zajęcie pełne akcji, podsłuchiwania podejrzanych, fotografowania z ukrycia itd. Tymczasem prawdziwy detektyw spędza więcej czasu w papierach, opisując formalnie zebrane dowody. Mówiąc krótko – to żmudna robota, wymagająca cierpliwości. I „Kryminauci” w pewien sposób to oddają stawiając na mechanikę, która wymaga od nas dokładnego czytania ze zrozumieniem. Nie ma tu żadnych interaktywnych dialogów – jedynym urozmaiceniem zabawy nad stołem jest oznaczanie w aplikacji łączących się z sobą poszlak, które potwierdzają dana hipotezę.
Ja to absolutnie kupuję i taki sposób rozgrywki mi odpowiada, ale uczulam wszystkich, którzy spodziewają się jakichś zagadek logicznych, filmów, mini-gier czy dodatkowych działań. To gra oparta na tekście. Jeśli nie lubicie czytać, to nie jest to dla Was dobra pozycja. Jeśli oczekujecie wysokiego poziomu trudności i presji czasu czy jakichś ograniczeń akcji, to tu również ich nie znajdziecie.
Co do rzeczy, które można by według mnie poprawić, to jest ich niewiele. Przydałoby się ujednolicić graficznie zdjęcia. Bo część z nich to faktycznie fotki, ale kilka jest renderowanymi grafikami (np. wnętrze szuflady), co jakoś wybija z immersji.
Ten drobiazg nie wpływa jednak na ostateczne doznania. „Kryminauci” zapewnili nam blisko 5 godzin klimatu. Graliśmy w trójkę i bawiliśmy się wyśmienicie. Gdybym miała teraz wybrać między pierwszym „Detektywem”, a „Kryminautami” sięgnęłabym właśnie po ten drugi tytuł z racji lekkości, immersji i świetnie opracowanych dokumentów. Nie mogę się doczekać drugiego scenariusza, który ma mieć wkrótce premierę. 200 zł, bo tyle kosztuje gra, to spory wydatek.. W ciemno nigdy bym nie wydała tyle na pozycję z kategorii self-publishingu. W dobie inflacji wiem, że większość graczy będzie miała opory przed wydaniem takiej kwoty – tylko, że trzeba podkreślić jedno. Tu płacimy za fenomenalną jakość, a gra, choć jest jednorazowa, bo znając fabułę przecież drugi raz w nią nie zagramy, to zawsze możecie ją potem pożyczyć rodzince czy znajomym, albo nawet zrzucić się na wspólny egzemplarz!
I pomyślcie sobie, że jednak jest to naprawdę kilka godzin unikalnego przeżycia. Właśnie szukamy jakiejś fajnej atrakcji w mieście na urodziny naszego przyjaciela i wiecie co? Escape roomów nam brakuje (szukamy czegoś na 6 osób), wszystkie aktywności fizyczne w takim upale odpadają, kino nie zapewnia interakcji… „Kryminauci” mogą trafić właśnie do takich ekip, które szukają czegoś oryginalnego na długi wieczór. Zamiast oglądać kryminalny serial, wykładacie na stół te koperty, parzycie kawę i znikacie dla świata. Gwarantuję Wam, że po takich doznaniach nie pożałujecie ani jednej wydanej złotówki.
Kryminauci: Tajemnice Nadrzecznej - Ocena końcowa
-
10/10
-
8/10
-
10/10
-
8/10
Kryminauci: Tajemnice Nadrzecznej - Podsumowanie
Spore i pozytywne zaskoczenie! „Kryminauci” w swojej prostej, ale niezwykle immersyjnej formule pozwalają zapomnieć o świecie na kilka godzin i wczuć się w rolę kryminalnych analityków. Pierwszy scenariusz, „Tajemnice Nadrzecznej” jest tak dopracowany, że wydaje się autentycznie wyciągnięty z policyjnych akt. Definitywnie jedna z najlepszych gier detektywistycznych w jakie graliśmy. Polecamy gorąco!
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- zależy Ci na klimacie kryminalnym
- lubisz dużo czytać (gra opiera się na pracy z tekstem)
- chcesz zagrać sam lub wspólnie w gronie przyjaciół
- oczekujesz przystępnych zasad i nieprzekombinowanego poziomu trudności
- chcesz grać bez presji czasu
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- szukasz większej interakcji np. prowadzenia rozmów ze świadkami, łamigłówek itd. (myśl o grze bardziej jak o słuchowisku z kilkoma wyborami)
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy firmie Room Escape, autorom gry