W Muzeum Macduffów w Edynburgu włącza się alarm. Jako detektywi z komisariatu policji jedziecie na wezwanie, sprawdzić co się stało. Na miejscu roztrzęsiony kustosz opowiada o serii zjawisk nadprzyrodzonych, po których jego koleżanka zniknęła. Wy jednak, jako stróże prawa, nie wierzycie w żadne duchy i upiory i postanawiacie przeprowadzić rzetelne śledztwo.
„Upiór w muzeum” to druga część „Kryminalnych Zagadek”, czyli karcianych, jednorazowych gier, w których grupa graczy współpracuje ze sobą, by wspólnie rozwiązać daną sprawę. Historie te nie są ze sobą powiązane, ale mechanika jest taka sama. Zacznijmy zatem właśnie od niej, by nowi czytelnicy wiedzieli, czego się tu spodziewać, a starsi mogli sobie odświeżyć pamięć. UWAGA, w tekście nie ma żadnych spoilerów fabularnych – możecie ze spokojem przeczytać recenzję.
Upiór w muzeum – na czym polega gra?

Spinacze będą potrzebne w finale do zaznaczania odpowiedzi
Ponumerowana talia kart zawiera przedmioty pozbawione opisów, spostrzeżenia, zeznania świadków lub wydarzenia, które zachodzą od razu, po wyciągnięciu danej karty. Co istotne, karty odkrywa się zgodnie z ich kolejnością – nie tasuje się talii i nie przegląda jej przed grą. Każdy gracz na początku otrzymuje zaledwie kilka kart. W swojej turze może ujawnić jedną z nich, by inni gracze ją zobaczyli (ale tylko wtedy, gdy jej numer będzie równy lub niższy niż liczba kart w archiwum), lub kiedy uzna, że nie ma ona znaczenia dla śledztwa, odrzucić ją do archiwum. Clou całej gry jest zatem dedukowanie, które informacje okażą się mniej, a które bardziej przydatne. W przypadku paraliżu decyzyjnego możemy przeczytać tytuły kart na ręce i wspólnie ustalić z grupą, czy warto ujawniać taką kartę.

Część kart będzie istotna dla śledztwa, a część nie.
Wszystko to robimy po to, by ustalić jakie wydarzenia miały miejsce. Gdy dojdziemy już do finału, możemy śmiało dyskutować o swoich hipotezach, czy też spróbować określić dobrze kolejność zdarzeń i głównego podejrzanego. W finale wspólnie odpowiadamy na pięć pytań i na tej podstawie otrzymujemy swój wynik. Na końcu możemy przeczytać wyjaśnienie fabularne, które rozwieje wszystkie wątpliwości.
Pamiętajcie zatem, że nie ma tu zagadek logicznych, puzzli, czy innego rodzaju łamigłówek, które występują np. w kieszonkowych Escape Roomach. Liczy się jednak zmysł obserwacji, czytanie ze zrozumieniem i dobra dedukcja.
Upiór w muzeum – wykonanie

Karty przedstawiają wnętrze muzeum i jego mury
„Krwawe róże” miały zachwycającą dioramę i tutaj również postawiono na podobny patent. Jest może nieco mniej trójwymiarowo, bo zamiast mostu nad rzeką, mamy po prostu płaski dywan, ale nadal fajnie ogląda się to na stole. No i cóż – niewątpliwie studiowane tej miniaturowej mapy przestrzennej jest niezbędne do dokonania prawidłowej dedukcji. Niczym prawdziwi detektywi będziecie zatem wnikliwie przyglądać się zarówno wnętrzu muzealnej sali, jak i jej zewnętrznym murom. Sceneria będzie ewoluować w miarę postępów w grze, co jest dodatkową atrakcją.
Upiór w muzeum – wrażenia z gry

Czy to właśnie upiór straszący pracowników muzeum?
Nam śledztwo poszło niemal bezbłędnie. Niemal, bo przeoczyliśmy pewien detal, który rzutował na jedno z pytań. Natomiast wydaje mi się, że historia jest nawet nieco łatwiejsza do wydedukowana niż poprzednio. Może dlatego, że występuje tu mniej bohaterów? Wiele zależy chyba od tego, jakie karty ujawnicie i czy przywiązujecie wagę do drobiazgów takich jak chociażby daty i godziny. Podobały nam się wszystkie „zmyłki” i to, że mapa muzeum była bardzo pomocna. Sama historia potrafi bawić i wciąga bez reszty. Może jest to bardziej poziom Scooby-Doo niż Sherlocka Holmesa, ale cóż z tego, skoro rozrywka jest przednia? Immersja z całego przebiegu śledztwa jest do tego spora, zwłaszcza, że co chwilę zachodzą tu pewne wydarzenia i możemy o nich rozmawiać w czasie rzeczywistym.

Jaką tajemnicę skrywa ta muzealna sala?
Ponieważ nie gramy tu pod presją czasu, możemy analizować fakty na spokojnie, we własnym tempie. Gra nie jest jednak długa. Nawet bez pośpiechu nie zajmie nam więcej niż godzinę. Najlepsze jest w niej to, że czuć tutaj dużą kooperację. Powodzenie misji nie zależy od jednej osoby, ale od starań całego zespołu. Im bliżej końca, tym napięcie rośnie, burza mózgów przynosi emocje, jakich każdy chyba oczekuje od gry dedukcyjnej, a wszystkie detale, które zauważyliśmy dają kolosalną satysfakcję.
Nadal twierdzę, że nie jest to tytuł dla każdego. Jeżeli analizowanie faktów i rozmowa nad stołem nie brzmi dla Ciebie ciekawie, to się nie zmuszaj do tej pozycji. Ale jeżeli lubisz literaturę czy kino kryminalne, masz ochotę przeżyć ciekawą przygodę, solo, z rodziną czy przyjaciółmi to w cenie biletu do kina ta gra zapewni Wam znacznie więcej przeżyć niż suchy seans.
Upiór w muzeum - Ocena końcowa
-
9/10
-
2/10
-
9/10
-
9/10
-
10/10
Upiór w muzeum
Piękne dzieła sztuki, tajemnicze zjawiska i wciągająca fabuła – „Upiór w muzeum” to świetna propozycja na wieczór dla fanów dedukcji i lekkiego kryminału. Może się sprawdzić na imprezie integracyjnej, szkoleniach z komunikacji i rzecz jasna w domowym zaciszu. Zabawa jednorazowa, ale warta swojej ceny.
Gra powinna Ci się spodobać jeżeli:
- wolisz zabawę w detektywa niż rozwiązywanie tradycyjnych łamigłówek
- szukasz nietypowej gry kooperacyjnej
Gra może Ci się nie spodobać jeżeli:
- nie akceptujesz jednorazowych gier
- gry, w których głównie się czyta i dokonuje obserwacji Cię nudzą
User Review
( vote)Za udostępnienie gry do recenzji dziękujemy wydawnictwu FoxGames