„Kroniki zamku Avel” obiecują bardzo wiele: baśniową historię, angażującą mechanikę i to coś, co sprawia, że cała rodzina potrafi przenieść się do innego świata z wypiekami na twarzy. Czy w rzeczywistości tytuł Przemka Wojtkowiaka okraszony ilustracjami Bartłomieja Kordowskiego spełnia te założenia?
O tym tytule nasłuchałam się wiele dobrego. Wydana w 2021 roku przez wydawnictwo Rebel gra familijna urzekała już z materiałów promocyjnych – te wszystkie baśniowe ilustracje, wnętrze pełne rozmaitych komponentów… Aż mnie, dorosłą osobę kusiło, by do niej zasiąść. I w końcu nadarzyła się ku temu okazja, dzięki sklepowi Gandalf, w którym co jakiś czas kupuję planszówki. Opisywana pozycja jest często polecana przy okazji różnych świąt, jako doskonały prezent dla dzieci. I o ile dla ośmio czy nawet dziewięciolatków, może to być rzeczywiście udany tytuł, tak w moim odczuciu wyłącznie dorośli gracze nie mają tu specjalnie czego szukać w przeciwieństwie do wielu innych gier familijnych dostępnych na rynku. To produkt skrojony z myślą o dzieciakach i to właśnie one wyciągną z niego najwięcej frajdy. Dlaczego? Zaraz się tego dowiecie!
Kroniki Zamku Avel – dużo baśniowości i… lekki przerost formy
Są gry, które kupuje się oczami i takie są właśnie „Kroniki Zamku Avel”. Absolutnie każdy element, który znajdziemy w pudełku potrafi sprawić radość swoim wyglądem i detalami. Wypraska przypomina drewnianą skrzynię, na zamszowym woreczku znajdziemy symbole księżyca, duże kafle swoimi ilustracjami rozbudzają wyobraźnię. Drewniane serduszka i pionki, kolorowe kości, żetony ekwipunku – to wszystko wygląda po prostu pięknie.
Fenomenalnym pomysłem są tu planszetki graczy z wyżłobionymi miejscami na żetony zdrowia, ekwipunek i kartę postaci. Tę ostatnią można pokolorować, a nawet nadać jej imię według gwiezdnej mapy. Ponieważ arkuszy postaci jest całe mnóstwo, co rozgrywkę można grać innymi bohaterami – dla dzieciaków to ogromna frajda i zarazem okazja do zagłębienia się w świat Avelu.

W tej lokacji wrzucamy pieniążek do studni życzeń i możemy wygrać… 4 monety, nowy ekwipunek lub upgrade oręża
A co stwierdzą dorośli? Cóż, my odebraliśmy niektóre elementy jako lekki przerost formy nad treścią, zbędny komponent, który niepotrzebnie podnosi cenę. Przykładowo mamy tu 8-stronicową książeczkę zawiązującą fabułę i opis wszystkich potworów. Sęk w tym, że niestety w trakcie gry fabuła nie istnieje. „Kroniki Zamku Avel” nie są grą przygodową – nie ma tu wydarzeń, zadań pobocznych, misji czy scenariuszy, a potyczka z każdym potworem wygląda identycznie. Bestie nie różnią się od siebie zupełnie niczym poza liczbą kości ataku, zdrowiem i oferowaną nagrodą (aż się prosiło, by niektóre mogły wyzwalać specjalne ataki czy uciekały po planszy w określony sposób). Ta otoczka fabularna, którą zdaje się obiecywać sam tytuł to bardziej chwyt marketingowy. Tak samo gwiezdna mapa imion… Taki generator można było równie dobrze dodać w instrukcji. Zamiast tego wolelibyśmy zobaczyć więcej różnorodnych kafli, bo tych jest tu zaledwie garstka.
I jeszcze ta nieszczęsna aplikacja! To jest dopiero zmarnowany potencjał. Mam wrażenie, że ktoś w Rebelu stwierdził „Do tej gry musimy mieć apkę, żeby było nowocześnie i na bogato”. Ale już nieważne, że ona zupełnie nic nie wnosi do gry. Serio, nie ściągajcie tego badziewia. Poza generowaniem mapy, które jest zbyteczne, bo mamy też te schematy załączone do instrukcji, aplikacja oferuje jedynie.. 3 rodzaje dźwięków, które oczywiście sami musimy „wywołać” klikaniem w apkę, gdy losujemy żeton, przegrywamy/wygrywamy walkę. Naprawdę! Nie pokuszono się nawet o dodanie muzyki, która miałaby tu więcej sensu, czy scenariuszy zwiększających regrywalność.
Kroniki Zamku Avel – na czym polega rozgrywka?
Zabawa ma charakter kooperacyjny. Gracze kierują swoimi bohaterami przemieszczając ich po kafelkowej mapie, by zdobyć lepszy oręż do stoczenia finałowej walki z okropnym Monstrum, które pojawia się po określonej liczbie rund. Pozyskiwanie ekwipunku wiąże się z pokonywaniem pomniejszych potworów stawających nam na drodze.
Same walki stanowią tu 80% gry i polegają na rzucaniu kośćmi – za siebie oraz za danego potwora. By pokonać potwora musimy zadać mu odpowiednią liczbę obrażeń w maksymalnie trzech rzutach. Potwory naturalnie mogą blokować nasze ciosy, a nawet zadawać nam obrażenia. Po zabraniu nam piątego serduszka nasz bohater zostaje ogłuszony i musi cofnąć się na zamek, odrzucić wszystkie zdobyte monetki i jedną rzecz z ekwipunku. Jeśli jednak wygramy walkę, otrzymujemy nagrodę – zazwyczaj są to właśnie monety, ale zdarza się też losowanie ekwipunku z worka.
Tu kolejna fajna kwestia – gra zachęca do posługiwania się zmysłem dotyku i „wymacywania” kształtu obiektu, na jakim nam zależy. Dzięki temu ten wybór nie jest tak „losowy” jak sama walka na kościach. Zdobyte przedmioty pomagają w walkach poprzez dodanie do nich większej liczby kości czy też otrzymanie symbolu. Musimy przy tym pamiętać, że plecak ma ograniczoną ilość miejsca.
Ponieważ jest to gra kooperacyjna, zdobyte przedmioty można sobie przekazywać, gdy stanie się na tym samym kafelku. Z każdego starcia da się też wycofać, dzięki czemu gracz unikniemy ogłuszenia, a inny gracz będzie mógł dokończyć za nas walkę.
By wygrać grę należy pokonać Monstrum oraz wszystkie potwory zanim dojdą one na Zamek. Pomocą w walce jest tu nie tylko sam oręż ale także mury, które wzmacniają zamek, wnyki, które blokują pojawienie się potworów w 2 lokacjach oraz balisty, które uderzą w Monstrum – oczywiście o ile to wszystko zdążymy wybudować i pozyskać.
Kroniki Zamku Avel – komu przypadną do gustu?
Chyba po tych wszystkich pozytywnych opiniach innych recenzentów spodziewałam się, że „Kroniki zamku Avel” mnie czymś zaskoczą. Tymczasem rozgrywka okazała się znacznie łatwiejsza niż podejrzewałam. Śmiało można porównać ją do „Karaka” – z tym, że „Kroniki…” jednak wypadają wizualnie dużo lepiej. Zabawa sprowadza się do dyskutowania o tym, kto pójdzie na jaki kafelek i kościanej walki. Dorośli dość szybko zauważą, że nie ma tu niestety wielu dróg do zwycięstwa – należy jak najszybciej odkryć kafle dające najważniejsze korzyści – pieczęci blokujące leża, mury i pułapki. Do tych wszystkich upgrade’ów niezbędna jest kasa, więc bez ubicia chociaż kilku potworów się nie obejdzie. Ot, takie klasyczne grindowanie w dugneon crawlerze.
Niektórym osobom może wystarczyć fakt, że mapa za każdym razem jest inna i przez to kolejność działań będzie odrobinę urozmaicona, ale my poczuliśmy tu od razu żal, że w każdej rozgrywce wykorzystywane są te same kafle i te same potwory więc suma summarum zawsze gramy w tym samym świecie i z tymi samymi możliwościami. Ośmiolatki z pewnością jednak nie będą na to zwracały takiej uwagi, bo przecież najważniejsza jest sama przygoda, a w tej grze z pewnością można ją poczuć.

Ten smok zadaje bohaterowi jedną ranę (tarcza blokuje jeden cios). Niestety atak bohatera zostaje zablokowany (mówi o tym wynik czarnej kości)
Walki są emocjonujące – wszyscy trzymają kciuki przy rzucaniu i modlą się o dobry wynik, a gdy ten nadchodzi cała ekipa się raduje. Jasne, są one losowe jak diabli, ale nawet jeśli zaliczymy na takowej walce potknięcie, to będziemy czuli się zmotywowani do szukania innego oręża czy ulepszania już posiadanego. Gra z pewnością bardzo dobrze oswaja z porażką – mimo przystępnych zasad wygrana nie zawsze jest oczywista. Wystarczy źle rozstawić swoich bohaterów na mapie, przegapić ruch potworów i o zwycięstwie możemy zapomnieć.
Do tego w im mniej osób gramy, tym także robi się trudniej. Nam w parze było naprawdę ekstremalnie ciężko wygrać i wydaje mi się, że autor trochę zagalopował się z balansem (uczulam, jeśli myślicie o graniu we dwójkę z młodszym dzieckiem). Równie trudny jest tu tryb solo (w zasadzie to taka sama rozgrywka jak we dwoje, po prostu gracz wykonuje 4 akcje zamiast standardowych 2 na osobę).
Na pewno „Kroniki zamku Avel” siądą rodzinom z młodszymi pociechami. W grze nie ma tekstu więc na dobrą sprawę możecie spokojnie zagrać nawet z sześciolatkami. Ikonografia jest także na tyle czytelna, że po zapoznaniu się z instrukcją nie ma konieczności później do niej wracać. Wspólna wyprawa w baśniowy świat Avelu będzie miłą ucieczką od rzeczywistości, zwłaszcza, że maluchy na widok tych pięknych komponentów same będą pozytywnie się nakręcać i cieszyć z każdej potyczki – nawet, jeżeli nie uda się odnieść zwycięstwa. To też bardzo dobry wstęp dla poważniejszych planszówek.
A co ze starszakami? 10 czy 11-latki mogą już czuć się trochę znużone brakiem większego wyzwania i losowością, chyba, że dokupicie jeszcze dodatek „Nowe opowieści”, który wprowadza kampanię fabularną i inne moduły. Tu już sami musicie wyczuć, czy na tym etapie rozwoju warto inwestować w tego typu gry.
Jeżeli planujecie grać tylko w gronie dorosłych – to chyba nie jest dobry pomysł. To nie jest „Domek” czy „Draftozaur”, które pomimo dziecięcej stylistyki dają kupę frajdy starszym graczom. My bawiliśmy się po prostu OK i nikt z nas nie poczuł, by chciał szybko wracać do tej zabawy. Na rozegranych graczach „Kroniki zamku Avel” nie zrobią większego wrażenia i nie zaoferują niczego prócz radosnego turlania kością – co rzecz jasna samo w sobie nie jest niczym złym.
Kroniki Zamku Avel
-
8.5/10
-
5/10
-
8/10
-
6.5/10
-
7.5/10
Kroniki zamku Avel - ocena końcowa
Jeśli jesteś ośmiolatkiem, podnieś ocenę o 1 oczko w górę. „Kroniki zamku Avel” są dobrą odskocznią dla młodszych graczy, który oczekują po prostu mile spędzonego czasu z rówieśnikami czy rodzicami. Baśniowa otoczka i emocjonujące walki to największa zaleta gry. Dla dorosłych to raczej kolorowa i nie wymagająca większego myślenia turlanka, która w swojej podstawowej formie nie będzie w stanie na długo utrzymać ich przy planszy.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- szukasz gry w atrakcyjnej oprawie, do wprowadzenia dziecka w świat gier planszowych
- Twoje dzieci lubią współpracę, a Ty chcesz je oswoić z porażkami
- lubisz losowość (rzuty kośćmi, dociąganie z woreczka)
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- szukasz czegoś do grania ze starszymi dziećmi lub dorosłymi
- oczekujesz gry fabularnej
- zależy Ci na dużej regrywalności i strategii
User Review
( votes)Za udostępnienie gry do recenzji dziękuję sklepowi Gandalf. Sklep nie miał wpływu na treść i wyrażoną opinię.