Kohaku to czerwono-biały karp koi – jeden z tych najpopularniejszych, jakie spotyka się w japońskich stawach. Dzięki grze zaprojektowanej i narysowanej przez Danny’ego Devina gracze mają okazję stworzyć własne stawy wypełnione karpiami, kwiatkami i innymi ozdobami.
Zawsze sądziłam, że karpie koi to malutkie rybki, które pod powierzchnią stawu ledwo co widać, więc gdy zobaczyłam je na żywo w Tokio opadła mi kopara do ziemi. To są naprawdę DUŻE ryby, mające zazwyczaj więcej niż pół metra długości. Wydają się powolne i ociężałe, ale przyglądanie się im, zwłaszcza niesamowitym żółtym odmianom, które wydają się błyszczeć jak prawdziwe złoto, faktycznie relaksuje. I podobnie relaksować Was będzie gra „Kohaku” wydana w Polsce przez Naszą Księgarnię. To łamigłówka kafelkowa, która pod względem punktowania (wartość kafelka zależy od jego położenia w układzie) kojarzy się z „Ekosystemem”, więc jeżeli polubiliście tamtą karciankę, to i na ten tytuł powinniście zwrócić uwagę.
Kohaku – cały staw kafelków
W pudełku znajdziemy planszę z rynkiem dobierania kafli (po drugiej stronie z torem punktacji), 12 kart celów używanych w wariancie zaawansowanym (zostały specjalnie zaprojektowane na potrzeby polskiej edycji) oraz całe morze kafli. No, dobra – staw. Kafle w „Kohaku” dzielą się na dwie grupy: kolorowe karpie (58 szt.) oraz ozdoby (62 szt). Różnią się rewersami więc łatwo je sortować. Szkoda jedynie, że w wyprasce nie użyto ikon, które pomagałyby utrzymać porządek w odpowiednim miejscu, bo rybki dzielą się jeszcze na takie, których używamy tylko w grze 4-osobowej, takie do zabawy we trójkę i takie dla dwóch osób. Z ikonkami łatwiej by się później wyciągało kafelki bo tak to trudno zapamiętać, gdzie odłożyliśmy w środku jaki zestaw.
„Kohaku” za sprawą jednolitego, niebieskawego tła i niedużej liczby elementów może nie wszystkich zauroczyć oprawą. Nam się jednak gra bardzo podoba – układamy staw, więc trudno oczekiwać tu jakichś fajerwerków, ale karpie i różnorodne ozdoby całkiem schludnie prezentują się na stole. Tu od razu warto dodać, że gra wymaga większej ilości miejsca – przy czterech osobach gramy prawie wszystkimi płytkami, a ponieważ stawy pod kątem długości/szerokości nie mają żadnych limitów, w końcowej fazie nam się zdarzało, że musieliśmy trochę się gimnastykować i przesuwać kafelki (nasz stół ma 140 x 90 cm).
Na czym polega Kohaku?
Każdy z graczy tworzy indywidualny staw. W swojej turze dobiera z rynku zawsze parę sąsiadujących z sobą kafelków: musi to być ryba i ozdoba. Tak samo jak leżą one naprzemiennie na rynku, tak i my w swoich stawach musimy je układać zgodnie z tą samą zasadą. Innych ograniczeń tu nie ma. Punkty liczone są dopiero na końcu gry, czyli w momencie, gdy nie da się już uzupełnić rynku. No właśnie, a za co tu będziemy punktować? Wyłącznie za kafle ozdób, przy czym każdy typ punktuje w odmienny sposób. Przykładowo żaba daje 1 punkt za każdą sąsiadującą z nią ważkę (ważki są na kaflach koi), rzeźba daje tym więcej punktów, im więcej kafli ją otacza, a motyle dają 2 punkty za każdego karpia ich koloru w tej samej kolumnie i tym samym rzędzie. Dodatkowo każda moneta na kafelkach to 1 punkt.
Te wszystkie mikrozasady bardzo szybko wchodzą do głowy, ale i pierwsze rozgrywki nie nastręczą trudności za sprawą dołączonych ściągawek. Po paru partyjkach warto zagrać z kartami celów. Każdy gracz na początku gry wybiera potajemnie jeden z dwóch celów, które odsłania dopiero w punktacji końcowej. Karty te zapewniają bonusowe punkty za spełnienie warunków i jednocześnie definiują trochę strategię, skłaniając graczy do wybierania konkretnych kafli np. takich, na których nie ma narybku tudzież do układania ich w pewien sposób. Cele są urozmaicone i gra z nimi daje po prostu większy fun, gdy uda nam się zyskać extra kilka punktów.
Tryb solo
„Kohaku” oferuje również tryb dla jednego gracza. W trybie tym po wykonaniu swojej tury, wykonujemy ruch za wirtualnego rywala – Danny’ego. Danny zawsze odkrywa ze stosu płytkę karpia – wtedy musimy ściągnąć z rynku wszystkie rybki o tej samej kolorystyce. Trafiają one do puli Danny’ego. Jeśli takich rybek nie ma, przeciwnik odkrywa płytkę ozdoby i znów zabiera do siebie z rynku te o tym samym wizerunku. Co ciekawe Danny nie układa stawu, jednak otrzymuje po 3 punkty za każdą rybę i 2 punkt za ozdobę (więcej, gdy gramy na wyższych poziomach trudności).

Kafelki są zawsze uzupełniane na dwóch środkowych polach, co zmienia pozycję innych płytek z marketu
Tryb solo można odebrać dwojako – dla mnie osobiście jest zbyt losowy, by sprawiał przyjemność. Nie mamy kompletnie żadnego wpływu na to, co zabierze Danny, więc w tej rywalizacji i tak skupiamy się wyłącznie na swoim stawie. W graniu z prawdziwymi przeciwnikami nie trudno jest przewidywać, którymi kaflami będą oni zainteresowani i można dzięki temu świadomie im coś podebrać. Natomiast pewnie znajdą się gracze, którym taki wyścig z losowością się spodoba.
Kohaku – wrażenia z gry
„Kohaku” to kolejna gra z pierwiastkiem zen – grając w nią można naprawdę się zrelaksować i oderwać myśli. Nie ma tu presji czasu, downtime niemal nie występuje, bo w trakcie tury rywali można wpatrzeć swoją parkę. I nawet, gdy przed nami ktoś nam owe kafle podbierze, to ciężko się tym przejmować, bo zawsze można dobrać coś innego, co także nam później zapunktuje. Świetne jest tu właśnie to, że nawet kafelek ozdoby, który w tym momencie niewiele daje, to dobierając inne rybki będziemy mogli go wymaksować. I im większy robi się nasz staw, tym więcej swobody odczuwamy – niemal nie występuje tu zjawisko irytacji w stylu „ale zostawiliście mi badziew…co ja mam z tym zrobić”. Prędzej dana rybka czy ozdoba będzie Wam pasowała w kilku miejscach niż w żadnym.
Zasady są proste, zdecydowanie jest to tytuł, który można polecić początkującym. Wszystko tu ewidentnie siedzi – gra się świetnie skaluje. Nigdy nie poczujecie, że rozgrywka w „Kohaku” jest zbyt długa lub krótka. Jest idealnie wyważona – nawet setup jest błyskawiczny, więc faktycznie da się zamknąć partyjkę na spokojnie w 40 minut.
„Kohaku” oferuje podobne doświadczenia co „Ekosystem”, „Kaskadia” lub „Calico” – to też łamigłówka, która polega na wybieraniu i układaniu kafelków w najbardziej optymalny sposób. Jednak jest lżejsza, mniej wymagająca, a na pewno mniej frustrująca. We wspomnianych tytułach przecież dochodzi do sytuacji, w których nie zdążymy czegoś dobrać co skutkuje brakiem punktów. Tutaj nie ma żadnej „kary”, zawsze coś uda się ugrać. I choć zabrzmi to dziwnie, nawet jeżeli jakiś gracz finalnie nas wyprzedzi, to nie wpływa to na satysfakcję z całej zabawy – tworzenie stawu i wykręcanie z niego combosów jest przyjemne samo w sobie.
„Kohaku” jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Obstawiałam, że z dwóch nowości Naszej Księgarni to „Pacjent Zero” oczaruje u nas w domu wszystkich, bo cóż może nowego zaproponować jeszcze gra kafelkowa? Tymczasem okazało się wręcz odwrotnie – „Pacjent Zero” nie sprostał naszym oczekiwaniom, a „Kohaku” stało się tytułem, po który często sięgamy z przyjemnością. Jeżeli szukacie lekkiej, przyjemnej, dającej frajdę z układania gry logicznej, przy której bez cienia negatywnych emocji można w spokoju popijać herbatkę i się relaksować to serdecznie Wam „Kohaku” polecam.
Kohaku - Ocena końcowa
-
8/10
-
8/10
-
5.5/10
-
8/10
-
8/10
Kohaku - Podsumowanie
Prosta, ale dająca frajdę układanka pozbawiona negatywnych emocji. Dzięki eleganckiej mechanice daje pożywkę dla umysłu, ale nie przytłacza ogromem zasad. Nie ma w niej wielkiej interakcji, co może być dla niektórych osób minusem.
Gra spodoba Ci się jeżeli:
- szukasz gry z motywem natury
- lubisz japońskie klimaty
- lubisz gry układanki (jak „Calico”, „Ekosystem”)
- preferujesz syte, niedługie rozgrywki (do 45 minut)
Gra może Ci nie podejść jeżeli:
- nie lubisz gier z niską interakcją
User Review
( vote)Grę otrzymałam na własność od wydawnictwa Nasza Księgarnia na potrzeby napisania recenzji. Wydawnictwo nie miało wpływu na treść i wyrażoną opinię.